sobota, 12 września 2009

Tabloidyzacja mediów


Jakiś czas temu siedząc w pracy słuchałem radia. Była to popularna „zetka”. Nie słucham tej stacji podobnie jak nie oglądam telewizji. Drażnią mnie reklamy. Wyjątki robię dla wiadomości – tych akurat posłuchać lubię. Tamtego dnia moją uwagę przykuła ich struktura. Pierwsza podana przez „radio ZET” informacja dotyczyła pogryzienia przez psa. Nie wchodząc w szczegóły chodziło o to, że gdzieś w Polsce pies pogryzł dziecko. Kilkuletnią dziewczynkę. Pogryzł – zaznaczam, nie zagryzł. Zastanowił mnie ten news. Jak to możliwe, że z tak błahej sprawy media uczyniły wiadomość dnia? Jak to możliwe, że podano ją jako pierwszą, najważniejszą a dopiero po niej nastąpiły informacje polityczne, gospodarcze, kulturalne, sportowe? Sprawa pogryzienia przez psa jest rzeczywiście bardzo przykra, ale może ona stanowić sensacje na skalę jednej wsi. Ewentualnie jeszcze dwóch okolicznych. Ale robić z tego wiadomość dnia w dużej, ogólnopolskiej stacji radiowej? Czy naprawdę tego dnia nie zdarzyło się na świecie nic ważniejszego?

Wówczas skomentowałem to krótko. Jak tak dalej pójdzie to niedługo zaczną w wiadomościach mówić o tym, że gdzieś w Polsce przykładowy Zenek kopnął w tyłek Wieśka. I zrobią z tego sensację dnia. Można sobie żartować, ale tak naprawdę sprawa jest poważna. Kilka dni później przypadkowo wpadała mi w ręce „Rzeczpospolita”. Moją uwagę zwrócił artykuł pióra Piotra Skwiecińskiego (byłego prezesa PAP) zatytułowany „W awangardzie medialnego postępu”. To bardzo dobry tekst dotyczący problemu, o którym wspomniałem powyżej. Nie będę go specjalnie komentował ani streszczał gdyż na szczęście jest w całości dostępny w Internecie. Polecam do przeczytania. Poniżej link do artykułu.


Po przeczytaniu można się zastanowić, kto ponosi winę za taki stan rzeczy. Media? Politycy? Czytelnicy i telewidzowie? Nie wiem na pewno, przypuszczalnie wszyscy po części. Wydaje się, że głównym winowajcą jest niekontrolowany kult pieniądza. Media już dawno zrzuciły maseczkę apolityczności. W nosie mają obiektywne przedstawienie różnych opcji, najczęściej jawnie i bez zażenowania wspierają jedną ze stron. Podobnie rzecz się ma z ideałami. Dawny system przypisywał mediom różne cele, między innymi komunistyczną indoktrynację społeczeństwa. Zaletą było to, że pieniądz nie stanowił głównego celu, czasopisma i telewizja nie stanowiły maszynki do produkcji banknotów. Dziś jest inaczej. Dominują media prywatne, które jak każda firma ma jeden cel – zarobić. Zamknąć rok możliwie największym zyskiem. Nie ważne jak. Liczy się oglądalność i liczba sprzedanych egzemplarzy. Ideały? misja? działalność kulturalna? edukacyjna? My chcemy zarobić. Służymy też do zdobycia bądź utrzymania władzy. Żeby zarobić i sprzedać jak najskuteczniej najlepiej celować w tych, których jest najwięcej. Przypodobać się przeciętności, szarej masie. Ewentualnie tym najgłupszym – nimi łatwo się steruje i dobrze na nich zarabia. Stąd na przykład „Fakt” żerujący na najprymitywniejszych instynktach i uprzedzeniach ma taką poczytność. Mało tego, jest nieraz cytowany jako autorytet przez inne, zdawałoby się poważniejsze media. Na tym zboczu pełnym czasopism, telewizji turlających się w stronę dna jest jeszcze kilka ostańców starających się utrzymać poziom. Są jeszcze państwowe media, w których pieniądz nie jest panem i władcą. Gdzie reklamy nie ma wcale lub przynajmniej nie jest puszczana w trakcie programu. Takie, które celują wysoko, proponują wyższą kulturę lub jakąkolwiek kulturę. Choćby wspominana niedawno Dwójka. W „Epiku” w dużych miastach można dostać ciekawe, ambitne czasopisma, niestety najczęściej drukowane w małym nakładzie. Bardzo ciekawe rzeczy można znaleźć w Internecie będącym jednocześnie śmietnikiem i Biblioteką Aleksandryjską, na razie w niewielkim stopniu cenzurowanym. To jednak mniejszość. Kult pieniądza będący efektem oddania, czego się da w ręce prywatne sprawia, że społeczeństwo jest coraz bardziej upupiane (Wiem, że to słowo pochodzące od Gombrowicza ma inne znaczenie, ale jakoś wyjątkowo mi tu pasuje). Przykre. Myślę, że tej niekorzystnej tendencji mogą zaradzić silne media publiczne. Maksymalnie apolityczne i nienastawione na zysk. Państwo nie powinno zrzucać odpowiedzialności za wychowanie społeczeństwa, oddawać go w ręce prywatne. Powinno wobec obywateli pełnić misję: edukować, promować kulturę, dobre wzorce, obyczaje, patriotyzm. Powinno wspierać swoją niezależność, m.in. przez utrzymanie własnych mediów będących nie tylko maszynką do robienia pieniędzy i dostarczającą obywatelom rozrywki typu teleturnieje oraz telenowele (jak w dawnym Rzymie: „chleba i igrzysk”). Pewnie, że państwowe media kosztują ale ich działalność powinna być jednym z filarów państwa, podobnie jak utrzymanie administracji i resortów siłowych. Prywatne media nie udźwigną tej misji bo tak jak pisałem są zwykle nastawione na zysk (stąd właśnie tytułowa tabloidyzacja) oraz władzę. Ponadto trudniej wymusić na nich apolityczność. Mają przecież jakiegoś właściciela (niekoniecznie polskiego) a ten jakieś poglądy polityczne. I pomyśleć, że są w Polsce ludzie głoszący, że publiczne media są zbędne. Że wystarczą prywatne. Straszne.

P.S. Szacunek i ukłony dla Pani Brzezinski.

3 komentarze:

Kuerti pisze...

Wypracowałem swój sposób - nie oglądam telewizji, nie przeglądam portali internetowych z wiadomościami z Polski i ze świata, nie słucham wiadomości w radio, dzięki czemu jestem ponad tym wszystkim. Tą całą tabloidyzacją czy epatowaniem kataklizmami, kłotniami itp.

Taka medialna dieta dobrze mi służy, ze swojej strony polecam! Wolę koncentrować się na tym co pozytywne i inspirujące niż kolejnych skandalach - zauważyłem, że im rzadziej mam z tym styczność tym mniej mnie to interesuje, nabieram dystansu, który sprawia, że cały ten polityczny zgiełk staje się dla mnie po prostu obcy.

Nie chcę mieć z tym nic do czynienia.

Yanek pisze...

Chciałem zacząć mój komentarz tak : "Nie oglądam telewizji...", ale zobaczyłem że tak właśnie zaczął Kuerti :-).
W Polsce nie miałem telewizji przez ostatnie trzy lata, z wyboru. W Anglii nie mam także, z wyboru.
W internecie przeglądam to co sam wyszperam. Omijam łukiem szerokim onet, wp, gazetę i interię. Wiadomości angielskie tez mnie nie interesują, jedyny wabik to chęć poprawiania języka, a to świetny sposób.
Taki stosunek do mediow wszystkim serdecznie polecam :-), czuję sie dziś pod każdym wzgledem lepiej niż 3 lata temu.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Rozumiem was chłopaki i częściowo podzielam Wasze zdanie. Też nie oglądam telewizji, od ponad 1o lat czyli odkąd wyjechałem na studia. Informacje ze świata czerpię z portali internetowych a ostatnio też z radia. Taka postawa odcięcia się od polityki, rzeczy które nas nie interesują jest bardzo wygodna i bardzo zdrowa (psychicznie). Też tak myślę.

Ale z drugiej strony taka bierność, umycie rąk z punktu widzenia społeczeństwa (a nie jednostki) jest niebezpieczna i niepożądana. Nie głosując w wyborach dajemy większe szanse ludziom których nie popieramy, ludziom którzy zmienią rzeczywistość dla nas istotną na niekorzyść. Choćby sprawy mediów, kultury. Obrzydliwa polityka i tak nas prędzej czy później dotknie, czy tego chcemy czy nie.

Ostatnio imponują mi ludzie którzy odważnie głoszą swoje poglądy nawet jeśli nie są one zgodne ze wzorcem lansowanym przez rząd (UE) i media. Na przykład to co robi Wojciech Cejrowski. Facet ma swoje poglądy i ich broni. Doskonale wie, że wielu się z nim nie zgadza, wręcz nienawidzi ("kato - beton" jak Go nazwał mój kolega ze studiów), że narażą się na zjadliwą krytykę. A jednak nie boi się, mówi co myśli i tego broni. Nazywa rzeczy po imieniu. Mógłby przecież tylko pisać podróżnicze książki, byłby lubiany i przez tych z lewa i przez tych z prawa, nie naraziłby się na utratę części przyjaciół. Podoba mi się taka odważna postawa. Blog "Długi dystans" pozostanie blogiem głównie sportowym ale czasem napiszę też o sprawach które mnie interesują a które dotykają polityki, społeczeństwa, kultury, przyszłości. Chciałbym pisać co myślę nawet jeśli później okaże się, że się myliłem albo że kogoś do siebie zraziłem.