środa, 3 października 2018

Biegowy weekend


II Jesienny Bieg po Zdrowie Pamięci Krzysztofa Jurkitewicza

Sobota. Lokalny bieg crossowy na 6 km poświęcony pamięci naszego zmarłego kolegi-biegacza. To pierwszy z dwóch biegów zaplanowanych na weekend. Oba potraktowałem treningowo, jeszcze w piątek normalnie trenując. Większość kończącego się tygodnia dodatkowo przechorowałem więc tym bardziej na wiele nie liczyłem. Ot, mocniejsze treningi połączone z wyjazdem w bliskie okolice i spotkaniem ze znajomymi. Zapowiadały się tym fajniej, że pogoda – około 14 stopni, sucho, słonecznie – wróżyła przyjemne bieganie.

Start i meta zawodów mieściły się w Holi koło Białej Podlaskiej. W biegu wystartowały 63 osoby. Tempo ustaliłem zupełnie na czuja, gdyż pękł mi pasek od Ambita i poruszałem się bez zegarka. Chyba musiałem zacząć szybko, gdyż Marka Jaroszuka, mocnego kolegę z Łomaz, ostatecznie drugiego widziałem przez pół dystansu.

Zdjęcie: Rafał Kozak bialskieforum.pl
Trasa uformowana była w pętlę i tylko na początku oraz na końcu prowadziła po asfalcie. Większość dystansu pokonywało się biegnąc po lesie, po w miarę płaskiej drodze. Była dobrze oznaczona, także tabliczkami co kilometr. Na początku zajmowałem czwartą pozycję. Prowadzenie od pierwszych metrów pewnie objął faworyt, Sylwester Jaciuk reprezentujący klub z Siedlec, przyszły zwycięzca (wynik na mecie 20:28 przy dystansie ok. 6300 metrów).  Drugi biegł wspomniany wcześniej Marek (wynik 22:10). Na trzecią pozycję wyskoczył jakiś młody chłopak (kat. wiekowa M20), w koszulce z napisem „Sokół” więc nazwałem Go roboczo „Sokołem”. Podziwiałem jak biegł bardzo lekko, bez żadnego widocznego wysiłku stąd biegnąc tuż za nim pożegnałem się w myślach z pierwszą trójką. Gdzieś jednak w połowie trasy, gdy minęliśmy ćwiczących w lesie „terytorialsów”, szybki młodzian zaczął zwalniać i pozwolił się wyprzedzić. Cóż – skorzystałem. Być może nieborak coś przekombinował z jedzeniem lub złapała go kolka gdyż wbiegając dużo później na metę, już poza pierwszą dziesiątką, trzymał się za brzuch.

Ukończyłem finalnie trzeci z czasem 23:15. W swojej kategorii wiekowej M30-45 byłem drugi. Kalkulator Danielsa podaje, że musiałem trzymać średnie tempo w okolicach 3:41. W takich warunkach w zupełności mnie to zadowoliło. Do dekoracji niestety nie zostałem gdyż byłem umówiony w Białej Podlaskiej. Bardzo przyjemne zawody.

I Cross Nadbużański


Dzień następny: niedziela.  Ze znajomymi biegaczami z Wisznic jadę na bieg krosowy nad Bugiem, w okolice malowniczych Serpelic i Mielnika, gdzie ledwie dwa tygodnie wcześniej biegłem krótkie ultra. Co dokładnie nas spotka, nie wiemy, gdyż jest to pierwsza edycja. Z mapy wynika, że pobiegniemy tym razem lewobrzeżnym Bugiem, w drugiej połowie bardziej po lesie. Nie przyjrzałem się dobrze mapce – gdybym to zrobił, nie byłbym zaskoczony pagórkami w podserpelickim lesie, które przecież dobrze znam. Wielokrotnie byłem w tej okolicy podczas obozów survivalowych z młodzieżą. Dystans nie jest okrągły, wynosi około 14 km i 300 metrów. Po drodze, w Zabużu i Serpelicach przewidziano dwa punkty żywieniowe. 


Rano, w biurze zawodów i na mecie przy „Gas System” w Hołowczycach jest chłodno i wietrznie. Gdy nas w końcu wywożą autobusem do docelowego miejsca startu robi się ciepło, słonecznie i przestaje wiać. Czekamy aż dojedzie drugi autobus z biegaczami i zawodnikami Nordic Walking. Okolica jest dzika i malownicza. Obok starorzecze Bugu, na wodzie pływają łabędzie. W krzakach siedzi jakiś wędkarz. Na drugim brzegu trzciny i wierzby. Las powoli zmienia płaszcz, z zielonego na złoty. Piękne miejsce.

Ludzie się rozgrzewają, robią pamiątkowe zdjęcia, inni cichcem wymykają się w krzaki, w wiadomym celu. Choć w biegu bierze udział tylko 50 osób, to konkurencja jest tym razem mocniejsza, niż we wczorajszym biegu w Holi. Znowu jest Sylwester Jaciuk, który najpewniej wygra. Jest też nie znany mi ale ponoć mocny Marek Mitrofaniuk. Obaj reprezentują kluby z Siedlec. No i Łukasz Baranow z pobliskiego Platerowa, który dwa tygodnie wcześniej dołożył mi ponad 4 minuty na Ultramaratonie Nadbużańskim (52 km). Czyli pierwszą trójkę mam raczej poza zasięgiem. Ciekawe kto jest jeszcze mocny, a kogo nie znam. Rozglądam się, czy z krzaków znowu nie wychynie gdzieś Jacek Chruściel, który chyba lubi zapisywać się w ostatniej chwili. Nie, jednak nie ma.

Startujemy około 12:20, z dwudziestominutowym poślizgiem. Staram się nie zacząć za mocno więc biegnę gdzieś na 10 pozycji. Trasa to droga po nadbużańskich łąkach. Pierwsza trójka: Jaciuk, Mitrofaniuk i Baranow to pierwsza liga. Biegną za prowadzącym quadem i po kilku kilometrach już ich nie widać. Ja z czasem wyprzedzam kilku, i dołączam do kolejnej dwójki. To wyższy, mocniej zbudowany Marek Szymański oraz drobny Mateusz Klebanowski. Obaj są młodzi, kategoria wiekowa do 35 lat. Razem, we trzech, biegniemy jako druga liga przez większość dystansu zmieniając się co jakiś czas na prowadzeniu. 

Zdjęcie: Gminna Biblioteka Publiczna w Sarnakach

Na nadbużańskich polach czasem mocniej powieje jednak ogólnie jest zupełnie znośnie. Tuż przed Serpelicami odbijamy od rzeki w prawo i lecimy do lasu. Zaczynają się podbiegi. Dobrze je znam, wiem kiedy się kończą więc zwalniam wyraźnie tempo, aby się nie zadziabać i nie przejść w marsz. Gdzieś na tym etapie odchodzi mi do przodu Marek Szymański. Już go nie widzę. Trzymam się za plecami Klebanowskiego. Wkrótce skręcamy w lewo i rozpoczynamy zbieg łagodną, leśną drogą do Serprelic. Tam, na punkcie odżywiania kubek wody na siebie i znowu podbieg, na kalwarię. Jest tu trochę grząskiego piachu. Trasa jest dobrze oznaczona biało-czerwonymi taśmami, nie ma ich jakoś przesadne dużo lecz ani razu nie mam wątpliwości, gdzie biec. Na skrzyżowaniach stoją strażacy i kierują biegaczy we właściwą stronę.

W lesie na szczycie pagórka doganiam po raz ostatni i zrównuję się z Klebanowskim. Chyba go zmordował podbieg bo trochę zwolnił. – Dajesz młody, jak wybiegniemy z lasu powinno już być widać metę – mobilizuję konkurenta. Wybiegamy i rzeczywiście, widać dmuchaną, pomarańczową bramę przy „Gas System”. Tu, na ostatnim kilometrze młody Mateusz zbiera resztki sił i odskakuje mi na 100 metrów do przodu. Już go nie dogonię.

Docieram do upragnionej mety jako 6 zawodnik OPEN na 50. Czas 59:08. Bieg wygrał Sylwester Jaciuk (00:52:36), drugi był Marek Mitrofaniuk (55:07), trzeci Łukasz Baranow (55:39), czwarty Marek Szymański (57:33), piąty poprzedzający mnie Mateusz Klebanowski (58:51). Cała piątka przede mną to biegacze młodzi, z kategorii wiekowej do 35 lat. W konsekwencji wygrałem kategorię wiekową M36-50. Koleżanka, Ania Chustecka z Wygody podobnie jak dzień wcześniej w Holi, także i tu przybiegła pierwsza wśród Pań (1:11:36).

Ze znajomymi czekamy ponad dwie godziny na zakończenie. W międzyczasie kibicujemy biegaczom, potem „nordicowcom”, objadamy się smacznymi ciastkami, ciepłą grochówką, jabłkami; zapijamy gorącą herbatą. Dzielimy się uwagami o sprzęcie, gratulujemy sobie, obgadujemy plany startowe i co kogo, gdzie i jak długo boli. Jest dużo czasu na pamiątkowe zdjęcie przy mecie, nawet takie z wyskokiem.

Debiut nowej, kameralnej, lokalnej imprezy biegowej w okolicach Białej Podlaskiej wypadł bardzo dobrze. Gratuluję organizatorom.



Brak komentarzy: