poniedziałek, 30 września 2024

All SUP Race – po raz pierwszy na Wiśle

    Zakończenie wakacji to czas, gdy w wielu miejscach kuszą różne atrakcje. Czasem trudno zdecydować się, co wybrać, zwłaszcza gdy pogoda piękna. Na ostatni weekend przed rozpoczęciem szkoły postanowiłem pojechać na festiwal archeologiczny ARTE-fakty do Pruszkowa, który odbywał się w sobotę a w niedzielę na spływ Wisłą All SUP Race organizowany przez SUP Academy z Warszawy i MIAMI WARS. Impreza – o dziwo darmowa - miała mieć głównie charakter towarzyski. Cel: integracja warszawskiego środowiska supowiczów. Kto jednak chciał się pościgać, zamiast do grupy chill (chillout) mógł się zapisać do grupy RACE. Mam żyłkę do ścigania więc zapisałem się na RACE.


Trasa niezbyt długa i niezbyt krótka lecz w sam raz – około 11 km. Limit startujących: 100 osób. Na start na Plażę Romantyczną (Wawer) dojechałem autobusem 146, sporo przed czasem. Po drodze zahaczyłem niezdrowego Maca. Na miejscu o dziwo – tłumy! Nie tylko supowiczów, ale i wszelkich innych miłośników wypoczynku nad wodą. Ba, byli tacy, co się w Wiśle kąpali! Ja bym jednak nie wlazł. W biurze zawodów przepisałem się z grupy RACE na Chill. Miałem ze sobą różne bambetle, w tym 2 książki, które kupiłem w księgarni, ciężki power-bank, lampkę oliwną kupioną u „Rzymian”. Jak tu się ścigać z tobołami? Poza tym cóż – obiektywnie pisząc, znając swojego SUPa, swoje możliwości i pomny doświadczeń z maratonu w Kołobrzegu byłem świadomy, że nie miałem dużych szans w wyścigu.  Ostatecznie moje bambetle zabrała przemiła, nowo poznana dziewczyna (hematolog), która stanowiła support innej dziewczyny, ale trasy już nie zmieniałem. Popłynę sobie dla funu.


Schodzimy do startu. Zejście z wysokiej skarpy jest strome, schodkowe, ale dno kamienisto muliste. Trzeba uważać, aby taszcząc SUPa na dół nie skręcić stopy. Wyszło słońce i jest naprawdę ciepło i słonecznie. Zdejmuję long sleeva i płynę na górze w samej kamizelce. Tu wyjątkowo może być asekuracyjna a nie ratunkowa. Wedle regulaminu – musi być założona. Ma być też zapięty leash. Pomagam Mariance z SUP-em, wchodzimy na wodę. Przypięcie leasha i organizator daje sygnał, że można ruszać. Wygląda to dużo bardziej chaotycznie niż w biegach, ale płyniemy. Około 85 osób, kolejne kilkanaście wybrało ściganie i wystartują kilkanaście minut po nas.


Jak się płynie? Na początku tłumnie i radośnie. Ludzie gadają o tym i o tamtym. Większość wiosłuje na stojąco, część na siedząco. Niektórzy się przebrali. Słońce świeci, wiatr od frontu tak 10-12 km/h, ani nie słaby, ani nie silny. Wywołuje umiarkowane fale na rzece. Pomyślałem, że te 100 SUP-ów na Wiśle, fajnie musi wyglądać z mostu. Dopiero po kilkuset metrach przypomniałem sobie o Ambicie, dlatego długość zmierzonej trasy jest u mnie skrócona. Oglądam się, to kogoś zagadnę, robię zdjęcia, nagrywam filmy. Fajnie jest. Tak upływa pierwsze 3 km. Raz mało nie wpadłem bo tylko co minąłem duży konar, wystający z dna. Jednak Wisła i tu jest płytka, trzeba uważać na zatopione drzewa.


Gdy już z wszystkimi pogadałem, nakręciłem filmy i zrobiłem zdjęcia, zaczęło mi się nudzić. Włączyłem szybszy bieg i szybszą kadencję ćwicząc przy okazji technikę wiosłowania. Tym sposobem wysunąłem się na czoło chilloutowców, wkrótce jednak wyprzedził mnie zwycięzca opcji RACE – Józef Truszowski. Za nim jeszcze kolega z maratonu w Kołobrzegu oraz czwórka wiosłująca razem na dużym wieloosobowym SUPie – tzw. Dragon SUP. Cała rodzina, od małego na dziobie, po ojca na rufie. Muszę przyznać, że mieli tempo i mieli szybkość. Wraz z upływającymi kilometrami stawka się rozciągnęła. W II połowie trasy wiatr prawie zupełnie ustał. Zakłócenia powodowały jedynie łodzie motorowe, sporadycznie nas mijające. Ustawiałem się wtedy dziobem do fali, lub siadałem. Minęliśmy jeden most (Siekierkowski), w oddali majaczył już drugi (Łazienkowski). Za nim, na Czerniakowie, po lewej stronie stała barka i była meta. Na ostatnich 100 metrach ścigałem się jeszcze z kimś, ale przegrałem. Gdy wszyscy dopłynęli wybrali się na integrację do knajpy. Chciałem zostać ale nie mogłem, gdyż za 1,5 godziny miałem pociąg do Białej. Pluję sobie w brodę, że jednak mogłem bo Warszawa po raz kolejny nie chciała mnie wypuścić z objęć. Pociąg spóźnił się 45’. Szkoda.


Było fajnie. Chętnie wezmę udział za rok. Dzięki SUP Academy i MIAMI WARS.

Brak komentarzy: