czwartek, 6 listopada 2008

Papierkowa robota

No dobra, przyznam się do jeszcze jednego swojego hobby: buduję kartonowe modele. To „choroba”, która została mi jeszcze z dzieciństwa. Sporo sklejałem w szkole, na studiach z braku czasu trochę mniej. Ostatnio dawne hobby odżyło. Modelarstwem zajmowałem się zwłaszcza przebywając w Irlandii gdzie zimowe wieczory były długie, pogoda często paskudna a ponadto nie miałem dostępu do komputera.

Zanim przejdę do zdjęć i krótkich prezentacji swoich modeli jeszcze kilka słów ogólnego wprowadzenia. Modelarstwo kartonowe to sztuka (zastanawiałem się, czy użyć tego słowa ale niech będzie, że sztuka - taka przez małe "sz") budowania modeli z papierowej wycinanki zaprojektowanej według szczegółowych planów. Głównym budulcem jest oczywiście papier, ale wykorzystuje się też drut, nici, drewno i różne materiały sztuczne. Wszystko po to, by powstały model jak najbardziej przypominał oryginał. Nie dotyczy to oczywiście wielkości, modele budowane są w różnych skalach; samoloty najczęściej w skali 1:33, pojazdy w skali 1:25 zaś jednostki pływające w skali 1:200. Niezbędne narzędzia to klej, nożyczki, skalpel, papier ścierny, farby. Na zbudowanie jednego modelu poświęcić trzeba zwykle od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin. Są to najczęściej modele redukcyjne, czyli służące do oglądania w gablocie. Mechanizacja elementów nie gra pierwszoplanowej roli.

Modelarstwo kartonowe rozwija się różnie w różnych krajach. Łatwo zgadnąć, że tego typu zabawą zajmują się między innymi Japończycy mający fioła na punkcie papieru. W Polsce kartonowe hobby rozwija się od kilkudziesięciu lat. W latach PRL-u zyskało dużą popularność między innymi dlatego, że było bardzo tanie. Młodzież niemająca zasobnego portfela szybko podłapała bakcyla. Szczególne zasługi dla rozwoju modelarstwa miały zeszyty „Mały Modelarz” wydawane przez Ligę Obrony Kraju. Początkowo były to proste wycinanki samolotów, statków i pojazdów lądowych, głównie militarnych Z rzadka pojawiały się plany budowli. Kartonowe hobby wciągało coraz więcej osób, głównie wśród młodzieży. „Mały Modelarz” pojawiający się w kiosku co miesiąc był towarem deficytowym, pamiętam jak wyprzedawano go w ciągu kilku godzin. Spekulanci kupowali kilka tych samych numerów by sprzedać je kolegom po wyższej cenie.

Problemy te znikły po 1989 roku. Jak grzyby po deszczu pojawiły się wówczas prywatne wydawnictwa sprzedające modele, najczęściej lepiej zaprojektowane i lepiej drukowane. Jakość modeli wyraźnie się podniosła, proste wycinanki ewoluowały i stały się dużo bardziej skompilowane. Obecnie wydawane modele projektowane są komputerowo i zawierają mnóstwo drobnych, bardzo delikatnych części. Można do nich dokupić dodatkowe elementy, specjalnie tłoczone szyby, koła i szkielet wycinany laserowo. Samoloty i pojazdy można wykonać z wnętrzem kabiny, przedziałem silnikowym i wnękami podwozia. Oglądając galerie czasem trudno uwierzyć, że coś takiego da się zbudować z papieru. Najwyższej jakości modele wydają prywatne wydawnictwa, ale także „Mały Modelarz” znacznie podniósł poziom. Modelarze kartonowi spotykają się w klubach modelarskich, na wystawach i podczas zawodów, na których wybierane są najdokładniej zbudowane modele. Jest też trochę stron internetowych, na których wyczytać można ciekawe porady, podyskutować na forum i obejrzeć galerie. Hobby to jest ciągle stosunkowo popularne a długie tradycje sprawiły, że Polacy stanowią w tej sztuce ścisłą światową czołówkę.

Moje modele oczywiście daleko odbiegają od tego, co można zobaczyć na konkursach i wystawach. Są one raczej proste i niewielkie, jakoś nie zabierałem się za te większe i bardziej pracochłonne egzemplarze. Zadecydowały o tym głównie względy praktyczne: budowany w Irlandii model musiał być na tyle mały, by mieć szansę „przeżycia” transportu lotniczego w walizce. Poniżej są zdjęcia i opisy trzech ostatnich modeli z wydawnictwa „Mały Modelarz”.

Polski czołg rozpoznawczy PZInż. 140 (4TP), skala 1:25, „Mały Modelarz”, nr 9/99, opracowanie: Paweł Mistewicz.

Model lekkiego czołgu, który tuż przed wybuchem II wojny światowej miał wejść do uzbrojenia WP. Niestety, nie zdążył.

Model jest lekki, łatwy i przyjemny. Dobry dla początkujących. Części bardzo dobrze pasują. Najbardziej pracochłonne (jak w każdym czołgu) było wykonanie układu jezdnego. Zastosowałem lekką waloryzację: wytłoczone nity na części blach, wycięte w pancerzu otwory do obserwacji pola walki i uchylony właz w tylnej części wieży. Retuszowałem pastelami olejnymi i farbami (gdzieniegdzie widać niestety zacieki powstałe podczas malowania). Lakierowałem kilkakrotnie lakierem akrylowym, matowym.

Pozostałe zdjęcia zobaczyć można w galerii, tutaj.

Samolot myśliwski Fokker E. V (D.VIII), skala 1:33, „Mały Modelarz”, nr 7/98, opracowanie: Paweł Mistewicz.

Model samolotu z końca I wojny światowej. Tuż po wojnie część z tych maszyn przejęli polscy lotnicy i użyli w walkach na wschodzie. To na takim właśnie Fokkerze pilot Stefan Stec wymalował po raz pierwszy biało czerwone szachownice – do chwili obecnej oficjalne oznaczenie polskich samolotów wojskowych.

Kolejny bardzo prosty model; łatwy, i jak zwykle dobrze opracowany przez Pawła Mistewicza. W sam raz dla zaczynających zabawę z kartonem. Większość modelu skleiłem w Irlandii, gdy wieczorami relaksowałem się po ciężkiej pracy jednocześnie słuchając muzyki. Model nieco poprawiłem oddzielając lotki od skrzydeł i dodając element pod środkową częścią kadłuba (nie uwzględniono go w planach a na zdjęciach archiwalnych widnieje). Retusz i lakierowanie w sposób jak powyżej.

Więcej zdjęć obejrzeć można na Picassa Web Albums, tutaj.

Japoński samolot myśliwski Kawanishi N1K1-Ja Shiden, skala 1:33, „Mały Modelarz”, nr 3/99, opracowanie: Ryszard Maj.

Samolot myśliwski używany przez Japończyków w czasie II wojny światowej. Przemysł kraju kwitnącej wiśni wyprodukował około 1000 takich myśliwców.

Ten model również nie jest skomplikowany, ale przysporzył mi sporo problemów. Zawinił głównie autor opracowania, który popełnił sporo błędów podczas projektowania. Części były słabo spasowane, wzdłużnicę kadłuba najlepiej od razu wyrzucić do kosza albo wykorzystać tylko jej fragmenty. Wręgi i poszycie kadłuba wymagają korekt. Jakieś błędy wyszły też przy rozmieszczaniu elementów we wnętrzu kabiny i podczas przyklejania usterzenia poziomego (zostały spore szpary na linii styku poszycia z kadłubem). Najgłupszy „babol” popełniony przez projektanta to trzy otwory w kołpaku na cztery śmigła. Do niedopasowanych części dochodzą niejasne rysunki montażowe. Model kleił się z trudem, ale coś tam z tego wyszło. Powstawał głównie w Irlandii. Elementy kopulaste (kołpak oraz przód i tył zbiornika paliwa) wykonałem ze specjalnego tworzywa. Niestety nie dobrałem dobrze koloru. Anteny rozciągnięte są na podstawie zdjęć i rekonstrukcji dostępnych w Internecie. Nie polecam nikomu tego modelu, szkoda nerwów. Chyba, że ktoś ma wielkie ciśnienie na ten właśnie typ samolotu.

Więcej zdjęć także na Picasa, tutaj.


Strony poświęcone modelarstwu kartonowemu to np. Konradus i kartonwork.

Wysokiej jakości modele wydaje np. wydawnictwo WAK i firma Andrzeja Halińskiego.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pozdrawiam :)
konradus
www.konradus.com

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Dziękuję za pozdrowienia! Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem wysłania kilku zdjęć swoich modeli na Twoją stronę ale jakoś nie mogę się do tego zabrać. Ponadto ostatnio trochę mniej sklejam a więcej trenuję, mój model A-10 (z 94 roku) od długiego czasu nie może zostać ukończony gdyż przeżył już dwa "wypadki" spowodowane obecnością nieletnich w moim pokoju. Jeśli kiedyś go ukończę, to będzie to zdecydowanie model waloryzowany, noszący wyraźne ślady eksploatacji i działań wojennych:)

Pozdrawiam