niedziela, 10 marca 2013

Pamięci Tomka Kowalskiego


Pamiętam, jak kilka lat temu czytałem wywiad z Piotrem Morawskim. Nie pamiętam gdzie, w „Globtroterze”, może gdzie indziej - nie ważne. Podziwiałem i zazdrościłem mu. Facet ledwie rok starszy ode mnie, młody, ambitny, szczęśliwy. Realizuje się na uczelni, jeździ w dzikie zakątki świata gdzie odnosi wspaniałe sukcesy. Pewnie ma kochającą rodzinę. Człowiek sukcesu, który dopiero zaczyna żyć pełnią życia. Kilka dni później jadę do Warszawy, słyszę w radio: Piotr Morawski nie żyje. Zginął w górach. 

A teraz Tomek. Nie znałem Go dobrze. Kojarzyłem Go przede wszystkim, jako dobrego kumpla Grześka. Trenowali razem, chyba startowali w rajdach. Organizowali wyjazd na maraton do Pragi. Pamiętam, jak pół roku temu siedzieliśmy sobie przy piwie przed knajpą w Krynicy. Ja, Grześ, Tomek, chyba Jego dziewczyna Aga, może ktoś jeszcze. Właśnie ukończyliśmy Bieg Siedmiu Dolin (bieg ultradystansowy - 100 km po górach). Byliśmy zmachani jak cholera, ale szczęśliwi. Dzieliliśmy się wrażeniami. Tomek (to chyba On postawił nam piwko) wykręcił całkiem niezły czas: 12 i pół godziny. Zgarnął 5 miejsce w swojej kategorii wiekowej i drobną sumkę, akurat na pokrycie kosztów imprezy. Zapamiętałem Go wtedy jako sympatycznego gościa. Kilka miesięcy później czytam w Internecie, że Tomek z elitą polskich alpinistów jedzie łoić jakąś górę w Karakorum, jeszcze nie zdobytą zimą. Znajomi całemu przedsięwzięciu dają lajki i trzymają kciuki. Patrzę wtedy na Tomka tak jak kilka lat wcześniej na Piotrka Morawskiego. Kurcze: ten uśmiechnięty chłopak nawet nie ma jeszcze trzydziestu lat a tyle już osiągnął: ma firmę podróżniczą, jeździ po świecie, wspina się, osiąga dobre wyniki w sporcie, zdobył Kolosa a teraz przebojem wdarł się do elity polskich alpinistów. Człowiek sukcesu, który dopiero zaczyna żyć pełnią życia. 

Zdobyli szczyt, wszyscy czterej, hurra! A potem coraz bardziej niepokojące wieści. Że jest, źle, bo idą wolno, byli późno na wierzchołku. W końcu zaginęli. Wracam z pracy i odświeżam portale w Internecie z nadzieją, że jakoś zeszli. Nic. Zamiast tego informacje coraz gorsze. Że Tomek był już na szczycie bardzo osłabiony, że rak mu się wypiął. Jeszcze liczymy na cud, ale cudu nie ma. Tomek Kowalski i jego kompan Maciej Berbeka nie wrócili. 50 % zespołu przeżyło, druga połowa zginęła. Góra, dotąd niezdobyta zimą kazała drogo za siebie zapłacić. 

Nie znam się na wspinaczce, więc nawet nie będę próbował dochodzić, dlaczego zginęli. Bardziej znam się na nurkowaniu. W tej dyscyplinie mówi się, że nieszczęścia najczęściej zdarzają się wtedy, gdy nie zagra na raz nie jeden a kilka czynników. Może i podobnie było tam, na Broad Peak? Nie wiem. Takie przypadki jak ten sprzed kilku dni uświadamiają mi, jak groźne są wysokie góry. Ilu ludzi, wydałoby się bardzo doświadczonych, starych wyjadaczy poniosło tam śmierć. Na takich wysokościach nigdy nie możesz być pewien, że dasz radę. Że masz dużo doświadczenia, niezawodny sprzęt, jesteś w świetnej kondycji. Zawsze możesz stracić życie. 

I gdy słyszę o przypadkach jak przypadek Tomka czy Piotra Morawskiego to czasem czuję złość. Dlaczego świat taki jest? Dlaczego menda, która notorycznie pije i bije żonę dożywa spokojnie starości a tacy wartościowi ludzie jak Tomek czy Piotrek odchodzą w młodym wieku? Przecież oni dopiero się rozkręcali, jeszcze mogli tyle osiągnąć.

Ogarnia mnie też smutek i żal. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co czuje Jego rodzina, dziewczyna i przyjaciele. Bardzo im współczuję. Równocześnie jestem jednak dumny, że poznałem Takiego Gościa. Wiem, że obserwował mojego zapyziałego bloga (jest w zakładce obserwatorzy), coś musiało mu się tu kiedyś spodobać. Z tego też jestem dumny. Podziwiam to, czego dokonał. Drogo za to zapłacił, ale już mu tego nikt nie odbierze. W pewnym sensie stał się nieśmiertelny.

Cóż teraz pozostaje? Pamięć o Jego dokonaniach, współczucie dla bliskich i …modlitwa. Nie chciałbym tu uderzać w patos, dlatego zwyczajnie napiszę, że wierzę, że nasz kolega jest gdzieś tam. I warto się za Niego pomodlić.

Zdjęcie ukradzione z bloga Tomka. Zrobiła je Monika Strojny w czasie Biegu Siedmiu Dolin.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

nie znałem człowieka ale z tego co widze na jego blogu i opiniach innych ludzi Tomasz wybrał drogę przez życie która była bardzo ciekawa, przygodowa i bardzo ryzykowna ale był człowiekiem silnym, który dobrze radził sobie w życiu i z ludźmi i sukces ekonomiczny przekuł w styl życia którego mu szczerze zazdroszcze ale to był jego wybór i jego decyzja i nie wiem czy trzeba się za niego modlić bo on był człowiekiem spełnionym pomodliłbym się raczej za tego pijaka z twojego wpisu co leje żonę bo tacy ludzi są upadli nisko a Tomasz był raczej wysoko
pozdrawiam
Gruda

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Dziękuję za dobry komentarz; zdanie o modlitwie jest dyskusyjne ale ciekawe.

Pozdrawiam
Paweł