Wycieczka
"Okno na świat" |
Tzw. "czarna kamienica" |
Wycieczka jednodniowa z Lublina do Lwowa kosztowała w normalnej cenie 130 zł i nie obejmowała noclegu. Zawierała wyjazd z Lublina wcześnie rano, przejazd do ukraińskiej granicy w Hrebennem (można było wsiąść w miastach leżących na trasie przejazdu busa, na przykład w Zamościu), we Lwowie spotkanie z przewodnikiem, zwiedzanie Cmentarza Łyczakowskiego i Orląt Lwowskich, potem spacer po centrum Lwowa, wejście do kilku ważniejszych budynków sakralnych, następnie 2 godziny czasu wolnego, zwiedzanie Opery Lwowskiej z możliwością obejrzenia spektaklu (za niewielką dopłatą) i wczesnym wieczorem wyjazd do Polski.
Poniżej krótkie wspomnienie z miejsc, które zwiedzaliśmy a na końcu link do paru zdjęć.
Cmentarz Łyczakowski i Cmentarz Orląt Lwowskich
Cmentarz Łyczakowski |
Zabytkowy cmentarz położony na pagórkach we Lwowie. Są tu pochowani wybitni Polacy tacy jak na przykład Maria Konopnicka (w ramach tęczowej akcji pod kryptonimem „bohaterscy homoseksualiści pilnie poszukiwani” przerobiona na lesbijkę), Artur Grottger (malarz epoki romantyzmu), Seweryn Goszczyński (pisarz i poeta romantyczny), Gabyela Zapolska („Moralność pani Dulskiej”), Juliusz Konstanty Ordon (polski oficer i powstaniec listopadowy, bohater mickiewiczowskiej „Reduty Ordona”), powstańcy listopadowi i styczniowi. Nie sposób wymienić ich wszystkich. Przewodnik w interesujący sposób opowiadał o wielu pochowanych tu osobistościach; ja sam słuchałem jednym uchem, bo równocześnie starałem się robić zdjęcia. Z ciekawostek, które utkwiły mi w pamięci wymienię choćby nagrobek żołnierza kościuszkowskiego Franciszka Zaremby, który zmarł w 1863 roku dożywszy 112 lat. Zapamiętałem też łacińską sentencję zapisaną na pomniku powstańców listopadowych: „exoriare aliquis nostris ex ossibus ultor” – oby z kości naszych powstał mściciel. Ten sam cytat z „Eneidy” Wergiliusza jest też na pomniku hetmana Żółkiewskiego w kościele w Żółkwi. Oczywiście nie jest to cmentarz wyłącznie polski: obok grobów polskich są groby ukraińskie. Wymienić można choćby grób Iwana Franki, wybitnego poety, którego nazwiskiem przechrzczono w czasach ZSRR dawny Stanisławów (obecnie Iwano-Frankowsk). Generalnie, choć trudno być miłośnikiem cmentarzy, to ten Łyczakowski mi się podobał. Stare, pięknie zdobione, kojarzące się z II połową XIX wieku nagrobki położone wśród drzew na wzgórzach. Jedyne, co psuje ten krajobraz to nagrobki z czasów Ukraińskiej Republiki Radzieckiej. Powciskano je po II wojnie światowej pomiędzy te stare, zabytkowe. Nie mają żadnych odniesień religijnych, prosta płyta jak to w socrealizmie, z twarzami ludzi wyglądających na partyjnych aparatczyków a’la Breżniew, w oprawkach od okularów bez szkieł. Obrzydlistwo.
Monumentalny budynek opery |
Cmentarz Orląt Lwowskich wchodzi w skład Cmentarza Łyczakowskiego. Leżą tam polscy obrońcy miasta z 1918 roku (wojna polsko-ukraińska) oraz ofiary wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku. Dlaczego orlęta? Dlatego, że około ¼ z 6000 obrońców Lwowa nie miała skończonych 17 lat. Nekropolia ta kojarzy mi się dodatkowo z obrazem Wojciecha Kossaka „Orlęta lwowskie” przedstawiającym walki na Cmentarzu Łyczakowskim. Obraz ów wisi w Muzeum Wojska Polskiego i oprowadzając wycieczki zawsze o nim wspominałem. Sam cmentarz po burzliwych kolejach losu jest dziś ładnie odrestaurowany. Wśród typowo wojskowych, jednolitych nagrobków znaleźć można grób niezidentyfikowanego polskiego żołnierza, z którego wyjęto zwłoki i przewieziono do Warszawy, do Grobu Nieznanego Żołnierza. Zwraca także uwagę grób kapitana Zajączkowskiego, dowódcy z bitwy pod Zadwórzem zwanej „polskimi Termopilami”. Bitwa miała miejsce w sierpniu 1920 roku, 30 km od Lwowa. Grupa około 300 żołnierzy Zajączkowskiego (w dużej części inteligencji lwowskiej) wyszła z miasta chcąc opóźnić natarcie bolszewickiej armii konnej gen. Budionnego. Mieli pecha: trafili na przeważające siły komunistów, przez które zostali okrążeni. Walczyli do końca, jak się skończyła amunicja to na bagnety i kolby. Prawie wszyscy zginęli, kapitan popełnił samobójstwo. Opóźnili jednak atak armii bolszewickiej na Lwów o kilkanaście godzin. To wystarczyło, by Budionny zrezygnował ze zdobywania miasta i skierował się, na północ, w kierunku Warszawy. Kilkanaście dni później jego armia została rozbita w bitwie pod Komarowem. Duży obraz „Bitwa pod Zadwórzem’ pędzla S. Batowskiego wisi w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Miasto
Wnętrze kościoła Dominikanów |
Zanim o samym mieście jeszcze kilka ciekawostek na temat Ukrainy, które dla mnie były nowością. Pierwsza to taka, że zachodnia Ukraina pod względem gospodarczym jest słabiej rozwinięta od wschodniej. Jakoś mi się zawsze wydawało, że im bardziej na zachód tym więcej cywilizacji i generalnie lepiej. Tu tymczasem odwrotnie. Ukraińcy z zachodu, choć nastawieni bardziej pro-europejsko jeżdżą za pracą i lepszym życiem na wschód swojego państwa. Tam, w części bardziej prorosyjskiej, w okolicach Doniecka więcej jest fabryk, kopalń i zakładów pracy. Sprawa druga dotyczy języka. Jadąc na Ukrainę już instynktownie gotów byłem mówić do miejscowych w moim łamanym rosyjskim a tymczasem usłyszałem od przewodnika, że społeczność ukraińska woli, gdy się do nich zwraca po polsku niż po rosyjsku. Polski język rozumieją i bez trudu oraz co ważne bez niechęci odpowiadają ludziom, którzy w tym języku się do nich zwrócą.
Pogrzeb św. Odiliona |
Miasto Lwów wygląda całkiem nieźle, choć widać, że jest bardziej zaniedbane niż nasze starówki. Gdyby włożyć z restaurację tych kamieniczek trochę grosza mogłoby wyglądać nie gorzej niż Kraków. Niektóre jednak wyglądają bardzo dobrze, jak choćby renesansowa „czarna kamienica” usytuowana przy rynku. Dla Lwowa bardziej niż kamieniczki charakterystyczne są różne kościoły, których w mieście jest mnóstwo. Podczas wycieczki zajrzeliśmy do trzech czy czterech. Najbardziej znane to katedra łacińska z mrocznym, barokowym prezbiterium, barokowy kościół i klasztor Dominikanów (w czasach ZSRR komuniści zrobili w klasztorze Muzeum Religii i Ateizmu zaś sam kościół przerobili na magazyn cementu. Dziś przywrócono mu funkcję sakralną) oraz katedra ormiańska. Ta ostatnia jest właśnie poddawana restauracji i ma ciekawy, bardzo kolorowy wystrój. Na ścianie po lewej stronie znajduje się malowidło przedstawiające pogrzeb św. Odiliona – mnicha benedyktyńskiego, który ustanowił święto Wszystkich Świętych (zwane powszechnie acz niepoprawnie świętem zmarłych) oraz Dzień Zaduszny. Na obrazie ciało mnicha niosą jego współbracia a obok nich podążają zakapturzone duchy zmarłych trzymające w rękach gromnice. Ciekawy, zapadający w pamięć fresk. Kończąc temat budowli sakralnych warto wspomnieć o bardzo bogato rzeźbionej kaplicy przy katedrze łacińskiej ufundowanej w II połowie XVI wieku (a więc późny renesans) przez sekretarza króla Stefana Batorego, mieszczanina z Transylwanii, Jerzego Boima.
"Pyzata chata" w Lublinie |
W mieście należy uważać na drogach, bo kultura jazdy kierowców jest jednak trochę inna, powiedzmy bardziej wschodnia. Różne manewry sygnalizuje się tu często klaksonem. Na ulicach Lwowa jak i chyba na całej Ukrainie widać dosyć duże rozwarstwienie społeczne, większe niż u nas. Bogaci szaleją SUV’ami (podobno im większy tym bardziej prestiżowy), biedni ledwie wiążą koniec z końcem. W mieście moją uwagę zwróciły stragany ze starymi książkami i innymi starociami. Niestety przewodnik przypomniał nam, by nie kupować niczego, co pochodzi sprzed 1945 roku. Będzie problem na granicy. Szkoda, już bym kupił jakąś starą książkę. W związku z powyższym zadowoliłem się nową książką na stare tematy i starym kuflem do piwa. Na co jeszcze można wydać pieniądze we Lwowie? Na przykład na jedzenie. Bardzo przypadł mi do gustu bar szybkiej obsługi z regionalnymi daniami. Nazywa się „Pyzata chata”. Jest zarówno w Lublinie jak i we Lwowie (przypuszczam, że w wielu innych miastach też). W Lublinie jest na końcu Lubartowskiej, przy wieży. Zamówiłem tam 8 pierogów ruskich i rosół w miseczce. Było szybko, pysznie, dużo (skwarek nawet nie dałem rady dojeść) i tanio (niecałe 10 zł za całość). We Lwowie ten sam przybytek jest bodajże na ulicy „Sichowykh Striltsiv” (strzelców siczowych?), niedaleko budynku opery. Polecam jak ktoś chce zjeść tanio, szybko i smacznie.
Przedsiębiorczy ludzie z gołębiami |
Ciekawą i smutną zarazem osobliwością Lwowa są młodzi ludzie z gołębiami niesionymi na ręku czy na ramieniu, bez uwiązania. Dlaczego nie odlatują, pomimo, że nie są przywiązane? Przewodnik wytłumaczył mi, że nie uciekają, bo mają podcięte skrzydła. Młodzi Lwowiacy robią w ten sposób interes: podchodzą do turystów, oferują zdjęcie z gołąbkiem na ręce i inkasują za to niemałą opłatę. Żal zwierząt.
Opera
W operze |
To był ostatni punkt wycieczki. Opera Lwowska. Zaprojektowana w końcu XIX wieku przez Zygmunta Gorgolewskiego. Monumentalna budowla, naprawdę robi wrażenie. W środku ocieka lustrami, rzeźbami i złotymi zdobieniami. Za dodatkową opłatą (17 zł najtańszy bilet) wybrałem się tam na przestawienie „Orfeusz i Eurydyka” Ch.W. Glucka. Historia zrozpaczonego mężczyzny, który udaje się w podróż do piekieł po swoją zmarłą żonę. Poszedłem, zrobiłem kilka zdjęć wnętrza budynku, przed spektaklem przypadkowo spotkałem kolegę z pracy („jaki ten świat mały”), obejrzałem pierwszy z trzech aktów i… przyciąłem komara. Jednak opera - muszę ze wstydem przyznać – to rzecz nie dla mnie.
Wyjazd jako całość okazał się bardzo przyjemny. Sporo czasu straciłem niepotrzebnie usiłując robić zdjęcia a jednocześnie słuchać przewodnika. W ten sposób ani fajnych zdjęć nie zrobiłem ani wszystkich ciekawych historii opowiadanych przez naszego przewodnika nie usłyszałem. Nauczyłem się, że na takich zorganizowanych wyjazdach lepiej nadstawić ucho na wchłanianie opowieści a zdjęcia ewentualnie zostawić na czas wolny.
Dziękuję Biuru Turystycznemu „Quand” za sfinansowanie mojego wyjazdu do Lwowa. Pełna oferta biura „Quand” (jedno i wielodniowe wycieczki po Lubelszczyźnie, Ukrainie, Rumunii, Litwie, Białorusi, Węgrzech, Austrii) znajduje się na stronie firmy. Robi się ciepło, zielono i przyjemnie. Może warto zwiedzić część Europy właśnie z tym biurem turystycznym?
5 komentarzy:
Ładna relacja, fajnie się czyta.
Świeżo upieczonego łowcę nagród zapraszamy do kolejnego konkursu. Tym razem fotograficznego:
Foto Konkurs 2013 dla uczestników wycieczek BT QUAND
Fajne miasto, nostalgiczne dla nas. Szkoda że brakuje pieniędzy na odrestaurowanie i utrzymanie go ale mam nadzieję że za 10,15 lat to się zmieni - Ukraina a właściwie to Ukraińcy są moim zdaniem zdecydowani żeby patrzeć raczej za zachodnią granicę a nie za wschodnią, więc myślę że się polepszy i u nich i pieniądze na zabytki też się znajdą...
Też bardzo bym chciał się tam kiedyś wybrać ale prawdę mówiąc trochę się boję.
Byłem we Lwowie kilka dni w 2004 roku i z tego co czytam Twoją relację - niewiele się tam zmieniło. Wtedy też właściciel BMW miał prawo zaparkować ja na środku skrzyżowania i skoczyć do kiosku po fajki;)
Ale samo miasto bardzo mi się podobało, ma świetny klimat i czuć w nim polską duszę.
BT "Quand" - dzięki za zaproszenie do konkursu ale tak jak pisałem zdjęcia mi specjalnie nie wyszły. Może jednak coś tam wyślę, zobaczę. W każdym razie serdecznie pozdrawiam :)
Leszek - myślę, że nie ma co bać się wyjazdu na Ukrainę. Ja tam byłem co prawda tylko dwukrotnie ale żadnych nieprzyjemności ze strony miejscowej ludności nie doświadczyłem. Oczywiście zawsze może się coś przykrego przytrafić, jak wszędzie. Odradzam tylko podróże własnym samochodem - ukraińscy policjanci widząc obce numery mają "dolary w oczach";)
Marcin - tak, rzeczywiście tę polską duszę we Lwowie czuć praktycznie na każdym kroku. Na tym ich bazarze można było np kupić polskie przedwojenne książki.
Wiem, że można uzyskać prawo jazdy we Lwowie. Szczegółowy opis tutaj Prawo jazdy wo Lwowie można uzyskać za pośrednictwem Internetu.
Co o tym sądzisz? Który wykorzystał ją?
Prześlij komentarz