niedziela, 10 sierpnia 2014

IV Bieg Polesie - tym razem zwycięstwo

Prolog

Początek sierpnia. W ubiegłych latach w tym czasie jeździłem zwykle w góry startować w Chudym Wawrzyńcu (ok. 85 km), w tym roku chcę spróbować czegoś nowego. Wybór padł na Bieg Polesie – bieg transgraniczny z Polski na Ukrainę z powrotem. Jedna z imprez organizowana przez „rzeźników” (OTK Rzeźnik). Kiedyś ją reklamowałem u siebie na blogu ale jak do tej pory nie było okazji wystartować. Dystans i trasa co roku jest trochę inna. W tym roku ma ponoć około 23 kilometrów. Docelowo powinna zahaczać także o Białoruś; będzie to wtedy bieg transgraniczny przez trzy państwa. Prawie UTMB ;) W tym roku wypada czwarta edycja biegu. Z relacji ludzi, którzy tu kiedyś biegli wiem, że to raczej impreza kameralna, towarzyska, bez wielkich nagród i strasznej konkurencji. Trasa niezbyt szybka, ze sporą ilością sypkiego piachu. Na liście startowej tegorocznego biegu około 40 uczestników. Ze znajomych i mocnych jest tylko Krzysiek Lisak, kiedyś zwycięzca Rzeźnika, dziś ścisła czołówka orienterskich pięćdziesiątek. Z Ukrainy nie ma prawie nikogo. Tylko Siergiej Panasiuk, menadżer sprowadzający zawodowców z Afryki i Ukrainy na biegi w Polsce. W jego kraju wielu jest biegaczy-wymiataczy, ale nie przyjechali, bo do wygrania za bardzo nic nie ma a 50 zł wpisowego trzeba zapłacić. Siergiej się zgłosił jako jedyny by nie było, że bieg transgraniczny, wpisany w „Europejskie Dni Dobrosąsiedztwa” a tu biegną sami Polacy i ani jednego Ukraińca. Trochę głupio.

Bieg

Z Wisznic mam blisko, niecałe 60 km ale przyjeżdżam lekko spóźniony. Ważne, że nie zapomniałem paszportu. Na miejscu w Zbereżu skręt w lewo i zjazd piaszczystą drogą w stronę Bugu. Kilkaset metrów dalej widać już most pontonowy, łączący polski i ukraiński brzeg rzeki. Jest to tymczasowe przejście graniczne otwarte o tej porze co roku, na kilka dni. Przy granicy jak to przy granicy, kwitnie turystyka i handelek. Mieszkańcy Zbereża (Zbereźnicy?) i okolicznych miejscowości kursują rowerami, pieszo a nawet konno na Ukrainę. Ukraińcy przybywają do nas chyba bardziej w celach handlowych. Tylko wysiadłem z samochodu a tu co druga osoba chce mi dyskretnie opchnąć fajki lub słodycze. „Ja sportsmien” – tłumaczę.

Około 11 stajemy na starcie. Upał, słońce grzeje, nie sprawdzałem pogody ale na oko pewnie znowu 27 - 30 stopni. Niewielka grupka biegaczy i piechurów od Nordic Walking staje na starcie przed dmuchaną bramą obklejoną logo rzeźnickich imprez. Niestety zapomniałem pulsometru, nie wziąłem nawet zegarka. Będę biegł na samopoczucie. Jest upał, ale średnio mocne tempo spróbuję utrzymać. Ciekawe jak się spiszą nowe X-Talony 212, po raz pierwszy próbuję je na zawodach. Dobrze, że MP3 jest, nie będę się nudził.

Ruszyliśmy. Zbieg w dół, przez metalowy most na drugi brzeg. Na razie jest dosyć ciasno. Na ukraińskiej stronie sporo przechodniów wędrujących ku granicy. Biegnący koło mnie Krzysiek i Siergiej zaczęli spokojnie, więc postanawiam wybiec na czoło i zwyczajnie biec swoje nie oglądając się na nikogo. Już od pierwszego kilometra prowadzę. Biegniemy polną ścieżką, potem przy jakimś piknikowym obozowisku, ze straganami i grillem. Wybiegam na szutrówkę i zgodnie ze strzałkami skręcam w lewo. Klimat zaczyna się robić coraz bardziej magiczny. Przed sobą nie mam nikogo, za siebie przestałem się już oglądać. Przy drodze, po której biegnę, z rzadka rosną krzaki i drzewa. Słońce praży. Co jakiś czas minie mnie pędzące ukraińskie „żiguli”, chwilę później wbiegnę w pozostawiony przez samochód tuman kurzu. Z doliny Bugu trasa lekko się wznosi. Wbiegam do ukraińskiej wioski. Nadal nie ma asfaltu. Jest szutrówka. Muzyka z MP3 zagłusza ciężki oddech. Dobiegam do cerkwi i skręcam w prawo. Czuję dym - ktoś z mieszkańców pali ognisko. Gdzieniegdzie stoją mieszkańcy, czasem zagadną, ale generalnie niespecjalnie kibicują. Bardziej zainteresowane są miejscowe dzieci. Czuję się jak kosmita, który nagle wpadł do ich leniwie żyjącej wioski i beztrosko pędzi główną drogą. 

Zdjęcie: Mirosław Laskowski
Na końcu wsi stoi punkt z wodą i izotonikiem. Wody – do polania i popicia. Jest naprawdę ciepło ale trzymam się na razie całkiem nieźle. Podłoże z szutrowego zmienia się w brukowe. To zmiana raczej na gorsze. Ciężko się po tych kamieniach biegnie, nieprzyjemnie. Pobocze jest albo krzaczaste, albo piaszczyste. Najczęściej wybieram strefę na granicy piachu i bruku, tam jest najbardziej znośnie. Na tym etapie trasa jest dosyć nużąca. Brukowana ulica w lesie przez kilka kilometrów. Za zakrętem kolejny zakręt a za nim następny. Doganiam rowerzystów jadących chyba nad wielkie Jezioro Świteź. Raz na jakiś czas minie mnie ukraiński samochód. Dostrzegam punkt z wodą, gdy już zaczynam słabnąć. Dobrze, że tu jest agrafka – już tylko nawrót i z powrotem tą samą drogą do granicy. Gdy wracam widzę, że przewagę nad chłopakami mam bezpieczną. Za mną jest Krzysiek, kawałek dalej Siergiej. Znowu długie proste w lesie, znowu bruk. Biegnący z naprzeciwka kolejni zawodnicy na mój widok zadzierają kciuk do góry i biją brawo. Bardzo miłe uczucie. Po kilku kilometrach oglądam się za siebie. Już nikogo nie widzę. Nikogo za mną, nikogo przede mną. Jakbym był na mocnym treningu. Znowu wieś, znowu cerkiew, znowu dym z ogniska. Żadnego asfaltu. Na szczęście skończył się bruk. Ta wieś przypomina mi trochę klimat górskich wiosek w Mołdawii, przez które kiedyś wędrowałem. Za wioską już niedaleko do granicy. Wzmagam czujność by we właściwym momencie skręcić z szutrówki nad rzekę. Jeszcze się ostatni raz oglądam za siebie, czy mnie Krzysiek nie dogania. Nikogo nie widać. Bezpieczny pędzę przez ukraiński piknik, do mostu pontonowego, przez prowizoryczne przejście graniczne, w bramę mety. Wygrałem. Czas niezbyt imponujący – 1:42:16. Krzysiek, który przybiegł drugi (1:45:12) mówił, że musiałem trzymać tempo w okolicach 4:10. Nie wiem. Trzeci przybiegł Siergiej (1:50:05). Bieg ukończyło 41 osób.



Podsumowanie

Fajna to nawet impreza, szkoda, że więcej osób z okolicy w niej nie startuje. Pewnie to sprawa wpisowego i braku finansowych nagród (dostałem sportowe skarpety kompresyjne CEP). Szkoda zwłaszcza tego, że nie startują tu prawie wcale goście zza wschodniej granicy. Jeśli to ma być prawdziwy bieg transgraniczny, międzynarodowy to trzeba by coś z tym zrobić. Może można się postarać o fundusze na większe nagrody lub częściowe pokrycie kosztów / zmniejszenie wpisowego z jakichś organizacji samorządowych, unijnych, wspierających inicjatywy na rzecz międzynarodowej przyjaźni? A może dla ludzi z paszportem ukraińskim / białoruskim wpisowe powinno być nieco niższe? Dla nich te 50 zł to jednak trochę więcej niż dla nas. Pewnie część polskich biegaczy kręciłaby nosem na to nierówne traktowanie. Ja nie ale inni - nie wiem. W każdym razie bieg transgraniczny z jednym Ukraińcem i 40 Polakami ("Ali-Baba i 40 rozbójników" ;) ) wygląda mało międzynarodowo. Poza tym było fajnie.

Link do strony zawodów [LINK]

Użyty sprzęt:

Buty INOV-8 X-Talon 212 (nowy model)
Skarpety sportowe Motive
Krótkie spodenki biegowe Nike Dri-Fit
Koszulka HOKA
MP3 Player Sandisk Sansa Clip 8GB

A po dobrze wykonanej robocie....

....... nad jeziorko.... i dyspensa.........

..... na szeiki, gofry z bitą śmietaną i inne niezdrowe świństwa ;)

5 komentarzy:

marcinrybicki.pl pisze...

Paweł, Gratulacje!
Przeglądałem wyniki z poprzednich lat i generalnie startuje mało zawodników. Ciekawe dlaczego? Za krótki dystans? Mało ciekawa trasa?

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Witaj Marcin,

Myślę że to nie dystans. Na półmaratonie w Krasnymstawie kilkadziesiąt kilometrów dalej startują setki osób. Białorusini i Ukraińcy nie startują jak sądzę z powodów, o których już napisałem. Dlaczego nie startują Polacy? To impreza trailowa - życiówki na wymierzonej trasie tam nie zrobisz, podłoże brukowane lub głęboki piach może część odstrasza. Myślę, że część nie startuje dlatego, że nie ma paszportu. Od wejścia Polski do UE wielu wystarcza już tylko dowód osobisty. Poza tym to Zbereże - nic nie ujmując jego mieszkańcom - to trochę koniec świata. Do tego myślę, że część osób może kręcić nosem na wysokość wpisowego.

Sporo do myślenia dale porównanie tego biegu z rozgrywanym w niedalekiej odległości Biegiem Przyjaźni Brześć - Terespol (bieg transgraniczny z Polski na Białoruś). Podam tylko kilka danych. Termin czerwiec 2014. Dystans 12 km. Wpisowego brak. Nagrody są. Ukończyło ponad 120 osób. Wśród uczestników głównie Polacy i Białorusini (mniej więcej po równo, do tego trochę mocnych Ukraińców). Wiesz, pewnie tę imprezę organizują samorządy które jak się domyślam hojnie wspierają finansowo tę inicjatywę. "Rzeźnicy" pewnie nie mają takich chodów u miejscowych władz nie mają.

To tylko moje domysły, ja sam żadnego biegu nigdy nie organizowałem.

Anonimowy pisze...

BRAWO!!

Krzysztof

klisak pisze...

Fajny wpis! Przed biegiem mówiliśmy, że tempo treningowe, ale moje jest jednak wolniejsze od Twojego :) Do nawrotki widziałem Twoje plecy, potem już w ogóle. Impreza jest deficytowa, mimo iż trochę się dorzuciła w tym roku ambasada w Kijowie. Jest w sumie wynikiem zamiłowania Rzeźników do "Wschodnich Rubieży". Myślę, że dodatkowym czynnikiem osłabiającym frekwencję jest też sytuacja na Ukrainie (także z tego względu Dni Dobrosąsiedztwa skrócone z 7 do 4 dni)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Hej Krzysiek,

Nie wiem czy wojna znacząco wpłynęła na frekwencję bo zdaje się, że w zeszłym roku frekwencja była podobna.

Tak się jeszcze zastanawiałem nad trasą ale trudno coś tu poradzić, jak powinno być by było lepiej. Na pewno rozszerzenie przebiegu trasy o Białoruś byłoby bardzo ciekawe ale dla organizatorów to nie lada wyzwanie. Ja sam chętnie pobiegłbym nad Świteź bo nigdy tego jeziora nie widziałem. Fajny byłby bieg do Świtezia, przebiegnięcie się kawałek wzdłuż brzegu i powrót do Polski. Ale to oznacza wydłużenie dystansu ponoć do ponad 30 kilometrów a dłuższy dystans to grubsza impreza, mniej chętnych. Więcej ludzi przebiegnie 10 km niż "prawie-maraton". Na pewno początek jest fajny, bieg przez tę wioskę mi się bardzo podobał, ciekawe turystyczno-etnograficzno-sportowe doświadczenie. Ten bruk w lesie był trochę nużący, może tam się da coś zmienić. W bazie zawodów ktoś (chyba Mirek) wspominał coś o jakiejś górce w pobliżu. Może to byłby fajny pomysł? Impreza i tak jest raczej trailowa, jak by dołączyć tam ową górkę mogłoby być ciekawie.

Pozdrawiam serdecznie

P.S. Albo wiesz co? Skoro impreza i tak jest bardzo kameralna i deficytowa to może by pójść na całość i zrobić bieg ultra z Polski nad Świteź, dookoła jeziora i z powrotem. Wyszłoby jakieś 50-60 km. Taki "Międzynarodowy Świteź ultra maraton". Kto by nie pojechał na "Chudego" to może by przyjechał tutaj. Fajne przetarcie przed Krynicą i fajne ultra dla początkujących. Połmaratonów w tej okolicy już się namnożyło (chełmski, krasnystawski, lubelski, lubartowski, Małaszewicze - Kodeń) a ultra, z wyjątkiem zimowego Skorpiona i Biegu Pamięci Dzieci Zamojszczyzny nie ma w okolicy żadnego. Ja bym wystartował.