Duża i ważna impreza (Bieg 7 Dolin) poszła słabo, więc pozostało mi zadowolić się mniejszymi, lokalnymi zawodami. Kameralny bieg na 10 kilometrów niedaleko Wisznic? Dlaczego nie – w Krynicy zszedłem na 66 kilometrze i nie zdążyłem się zbytnio dorżnąć. Tydzień po powrocie pojechałem na dychę do Kobylan.
Plan trasy |
W tym roku uczestników biegu głównego było bardzo mało (31 osób, w tym 4 kobiety), dlatego organizatorzy zrezygnowali z klasyfikacji według kategorii wiekowych. Trasa miała być ta sama: start w Kobylanach i 3 pętle po asfalcie o długości 3333 m z dwoma nawrotami – agrafkami. Brak atestu PZLA. Pomiar czasów ręczny. Trasa prawie płaska.
Na linii startu stanąłem bez wielkich nadziei mając świadomość, że choć zakwasów po Krynicy już nie mam, to organizm jeszcze ją pamięta. Postanowiłem pobiec na lekko, bez pulsometra i zegarka, a nawet w bawełnianej koszulce nie chcąc barbarzyńsko dziurawić wielkimi agrawami mojej lanserskiej koszulki HOKA.
I pętla: zacząłem ostro, nawet przez chwilę prowadziłem. Po kilkuset metrach wyprzedził mnie młody i bardzo mocny biegacz - Kacper Piech, przyszły zwycięzca (34:35). Wiedziałem, że z nim szans nie mam, więc nawet mi przez myśl nie przeszło, aby Go gonić. Starałem się trzymać w miarę równe, swoje tempo. Jaką prędkością biegłem - nie miałem pojęcia. Grzałem na samopoczucie. Z czasem spadłem na czwartą pozycję. Wyprzedził mnie Andrzej Majewski – bardzo szybki biegacz z kategorii M50 oraz Piotr Zięba – młody lublinianin, z którym przegrałem tu w zeszłym roku.
II pętla: Zgodnie z przewidywaniami udało mi się dojść Andrzeja, który przeważnie taktykę ma taką, że bardzo mocno zaczyna a potem lekko zwalnia do tempa docelowego. Ja zwykle zaczynam wolniej, więc na pierwszych kilometrach muszę Go gonić. Tak samo było i tutaj. Po kilku kilometrach dogoniłem Andrzeja i wskoczyłem na 3 miejsce. Kacper Piech powiększał przewagę i widywałem go już tylko na nawrotach. Myślałem, że nie uda mi się dojść także biegnącego na 2 pozycji Piotrka Zięby, ale ten powoli zwalniał. A może to ja przyśpieszałem?
Finisz. Zdjęcie: gminaterespol.pl |
Jak było? Fajnie. Taki trening mocniejszego tempa na 10 km, na kameralnych zawodach, na które nie trzeba daleko jechać; gdzie można spotkać się ze znajomymi, pobiec, coś wygrać, przywieść pucharek. Dlaczego nie. Czasy rewelacyjne nie były, ale to chyba także z powodu pogody (ok. 23 stopni). W zeszłym roku było pochmurno, deszczowo i obaj z Piotrkiem Ziębą mieliśmy znacznie lepsze czasy.
Użyty sprzęt:
Buty Columbia Ravenous Lite
Krótkie spodenki biegowe Nike Dri-Fit
Skarpety sportowe Kalenji
Koszulka bawełniana z Maratonu Warszawskiego 2010
Czapka z daszkiem TEXNER z Trail Verbier St. Bernard
A po biegu...
A po biegu...
Bieg na 10 km to nie był dla mnie koniec niedzielnych atrakcji. Po zawodach bardzo życzliwi Państwo Kuchta zaprosili mnie na… lot motolotnią nad Białą Podlaską. Nigdy jeszcze czymś takim nie latałem a że lubię próbować nowych wrażeń to się wcale nie wahałem. Było świetnie. Poniżej film, który kręciłem siedząc na miejscu pasażera.
P.S. Gdyby ktoś nie miał dosyć i chciał jeszcze pooglądać motolotnie to podaję link do znacznie lepszego filmu kręconego za pomocą kamerki GO PRO przez siostrę mojego pilota.
[LINK]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz