Biegi przeszkodowe zdają się zyskiwać na popularności. Sporo o nich w najnowszym, jubileuszowym numerze „Biegania”, imprez typu „extreme, komando-Rambo, rzeźnia, super-hiper, dla twardzieli, nie do przejścia, katorżniczych runmagedonów” powstaje coraz więcej. Chyba ludziom nudzi się już trzaskanie dyszek i połówek po asfalcie, gdzie życiówkę od pewnego momentu poprawić trudno a trasę uatrakcyjniają jedynie zakręty lewo-prawo i czasem niewielkie podbiegi. Na biegach przeszkodowych dzieje się dużo; dystans zwykle aż tak nie odstrasza, słabość nóg można wspomóc silnym korpusem i rękoma no i foty upodlonego finishera robią na fejsie furorę.
Pisałem już kiedyś, że nie moja to bajka bo wolę ultra ale w ultra za często startować się nie da więc okazyjnie chętnie wystartuję i w biegu przeszkodowym. Okazja taka zdarzyła się wczoraj: w Woskrzenicach koło Białej Podlaskiej odbył się pierwszy Extreme Power Run zorganizowany przez Klub Biegacza „Biała Biega” i Time 2 Go Event Team. Zawody blisko Wisznic ale wahałem się, czy w nich wystartować bo niestety znowu napytałem sobie biedy naciągając mięsień pośladkowy, chyba przez nieostrożne rozciąganie. Nie pojechałem przez to na biegi do Szczawnicy. W sprawie startu w biegu przeszkodowym szalę na „tak” przechyliło wylosowanie przeze mnie darmowego pakietu startowego. Już ten pośladek bolał mnie mniej, przy wolnym biegu nie bolał wcale. Tylko niestety szybkich treningów wykonywać nie mogłem więc całe moje trenowanie w ostatnim miesiącu ograniczało się do truchtania i gimnastyki siłowej. Na Extreme Power Run jechałem z myślą, że choć bez przygotowania to pobiegnę jak się da. Kusiło mnie ściganie ale i obawiałem się, że na szybkim biegu i przeszkodach odnowię kontuzję. Za dwa tygodnie Ultra Chojnik który mam opłacony i na który chciałbym dojechać ale nie wiem, czy się na pewno zdecyduję.
Wracając do Woskrzenic: dystans 5 km po terenie kopalni piasku. Po drodze 22 przeszkody, podobne do tych, jakie spotyka się na innych przeszkodowych biegach. Schylanie lub czołganie pod przeszkodami, przeskakiwanie przez nie, pokonywanie różnych ścianek, tunel z wodą, opony, mokra ślizgawka, górki, przenoszenie drewnianych belek, worków i wiaderek z paskiem, chybotliwa kładka nad wodą, pajęczynka, skok przez ognisko. Zgłoszonych było około 100 osób, zawodnicy mieli wystartować podzieleni na dwie, pięćdziesięcioosobowe grupy. Na start przyjechałem sporo wcześniej więc zdążyłem zrobić rozpoznanie. Spacer po trasie odbyłem w towarzystwie dwóch przygodnie poznanych, białoruskich studentek z bialskiej uczelni. Przeszkody nie wydawały się trudne, to pierwsza edycja biegu i organizatorzy woleli pewnie zacząć ostrożnie i nie ryzykować z jakimiś trudnymi i niebezpiecznymi przeszkodami.
Godzinę przed startem zaczęło padać tak, że robiąc rozgrzewkę przed biegiem byliśmy już przemoczeni. Zanim nastąpił sygnał do biegu jedna ze studentek podeszła do mnie i poprosiła, czy może biec ze mną, bo ona na takim biegu pierwszy raz a jej koleżanka jest w drugiej grupie i nie chce sama biec. Niebożątko zrobiło „oczy kota ze Shreka” więc serce mi zmiękło i zdecydowałem, że polecę w towarzystwie dziewczyny, na luzaku po prostu dobrze się bawiąc. Jestem świeżo po kontuzji, w formie też niespecjalnej. Nie ma co się napinać.
Zdjęcie: Kultura Sport w Piszczacu |
Z przeszkód, które dawały największą frajdę był oprócz wspomnianej wyżej ścianki także ciemny kanał z wodą, chybotliwy, pływający mostek oraz zjeżdżalnia. Zjeżdżalnia usytuowana tuż przy Biurze zawodów i miejscu gdzie kupili się kibice była w zasadzie najlepsza. Całkiem długie koryto polewane wodą, po którym należało zjechać. Frajdę mieli tu nie tylko zawodnicy, którzy zjeżdżali nawet drugi raz, już po ukończeniu biegu ale nawet kibice. Sam także zjechałem z przyjemnością po raz drugi czując się jak dziecko. Niestety, jeden z bialskich biegaczy pokonywał ją tak niefortunnie, że złamał na tej zjeżdżalni palec. Mam trochę wyrzuty sumienia bo byłem jednym z tych, którzy go w dobrej wierze namawiali do większego rozpędu i śmiałej jazdy na brzuchu.
Na szczęście to chyba jedyna mniej przyjemna przygoda. Zawodnicy ukończyli, wyglądali na bardzo zadowolonych. Doszło nawet do tego, że na zakończeniu pomysłodawcę imprezy podrzucano do góry. Bieg wygrał niepozorny Białorusin, który przyjechał chyba z żoną i z którym rozmawiałem tuż przed startem. Wyników jeszcze nie ma. Ja sam przybiegłem gdzieś pod koniec pierwszej grupy. Impreza wyszła fajna i udana. Organizatorzy przypuszczalnie wkrótce zorganizują podobną. Kopalnia piasku w Woskrzenicach jako piaskownica dla dużych dzieci świetnie się do tego celu nadaje. Może będzie więcej przeszkód, może wymyślą jakieś inne. Czy bym coś poprawił? Bardziej podobałby mi się start interwałowy, kłopotliwy dla liczących czas ale trochę ograniczający zapychanie się trasy na trudniejszych przeszkodach. Tu, ludzie puszczeni w 50-cio osobowej grupie po kilkuset metrach stawali w kolejce do „śliskiej ścianki”. Z drugiej strony nie jestem pewien, czy start interwałowy problem całkowicie rozwiąże bo na przykład na „Biegu Tygrysa” też jest start interwałowy, a kolejki przed przeszkodami i tak powstają. A może te przeszkody, które mogą korkować lepiej przesunąć na koniec trasy?
Kto lubi podobne biegi - polecam. Fajnie, że jest taka impreza także w okolicach Białej Podlaskiej.
Kto lubi podobne biegi - polecam. Fajnie, że jest taka impreza także w okolicach Białej Podlaskiej.
[LINK] do paru zdjęć z imprezy, które zrobiłem po przybiegnięciu na metę
[LINK] do strony klubu „Biała Biega”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz