niedziela, 10 lipca 2016

W górach treningowo

Sromowce Niżne 1998 r.
Naprawdę nie pamiętam kiedy po raz ostatni byłem w górach turystycznie. Zawsze weekend: szybki dojazd, mniej lub bardziej udane zawody, obolały powrót. Tym razem było inaczej. Sobek i Sapcia - przyjaciele, z którymi mieszkałem kiedyś w Warszawie namówili mnie na trzydniowy wypad w góry. Wybór padł na Pieniny. Dawno tam byłem, chyba ostatnio wtedy, gdy zaraz po liceum pojechałem tam z kolegą na kilka dni. Pamiętałem, że są Trzy Korony, zalew, dwa fajne zamki, że można spłynąć Dunajcem, że jest miejscowość o dziwnej nazwie "Sromowce" i tyle.

Dzień 1

Bazą wypadową była Szczawnica, konkretnie schronisko "Orlica". Pierwszy dzień był typowy: od rana ładna, nawet upalna pogoda więc plecak na plecy i marsz w pobliskie góry. Przyjaciele nie są specjalnie biegowi więc mieliśmy chodzić po najbardziej popularnych wierzchołkach i popularnymi szlakami.

Na Trzech Koronach. 1998 r.

Wyszliśmy ze schroniska, za chwilę przeprawa przez Dunajec i już pniemy się pod górę niebieskim szlakiem na Sokolnicę. Fotka tu, fotka tam, fotka na szczycie. Podziwianie widoków. Od czasu do czasu coś nagram kamerką. Łatwo się domyśleć, że wkrótce nogi zaczęły mnie świerzbić. Nie no - ja nie mogę sobie tak po górach chodzić:  trzeba biegać. Odtąd już czekałem tylko podejścia aby na nie wbiec. Cieszyłem się, że po powrocie do schroniska nie będę już musiał robić treningu, bo trening będę miał zaliczony. W ten sposób chodząc i biegając zaliczyliśmy Sokolnicę, Trzy Korony i zeszliśmy do Sromowców Niżnych skąd wróciliśmy wypożyczonymi za kilkanaście złotych rowerami. Zrobiliśmy pieszo około 8 kilometrów. Dzień pierwszy był udany.

Dzień 2

Dopiero drugiego dnia wpadłem na pomysł, aby wbiec gdzieś na czas. Może ze schroniska "Orlica" na pobliską Palenicę (719 m. n.p.m.)? Niedaleko, według informacji dla turystów godzina drogi, kilkaset metrów w górę. Wymyśliłem, że wbiegnę sobie jak najszybciej na Palenicę na której jeszcze nigdy nie byłem i po niebieskim szlaku, którego nie znałem. Takie moje prywatne, mini-FKT (Fastest Known Time - najszybszy znany czas).


Niestety albo stety - w niedzielę lało.  Przyjaciele zostali w schronisku czekając aż przestanie a ja tymczasem przyszykowałem rajtki i buty do szybkiego "zdobycia" Palenicy. Jeszcze tylko krótkie nagranie przed schroniskiem, fotka, odpalenie Ambita i rura!

Zapowiadana wielka "rura" okazała się wąską "rurką" i tylko przez pierwszy odcinek. Potem zrobiło się stromo więc przeszedłem w szybki marsz ubarwiony głośnym sapaniem. Wyżej było jeszcze gorzej bo ścieżka przy wyjściu na polany była ziemna a nie kamienista, czyli po deszczu - błotna. W Trailrocach 255 ślizgałem się na niej tak, że chwytałem drzewek aby wejść wyżej. 

Tempo mi spadło ale jakoś się wgramoliłem. Poleciałem dalej niebieskim szlakiem wpatrzony pod nogi z myślą, że Palenica już tuż, tuż. 

Niestety, jak to często u mnie, coś się musiało skaszanić. Wgramoliłem się na jakiś skalny wierzchołek, chyba Szafranówkę (742 m. n.p.m.) i skrętu na Palenicę nie zauważyłem. Mapy ze sobą nie wziąłem więc biegłem dalej. Kilometry mijały. Deszcz siąpił ale biegło się w miarę przyjemnie bo chłodno a szlak prowadził grzbietem. Postanowiłem dobiec do jakiegoś charakterystycznego miejsca aby zmierzyć czas. 

Po ponad czterdziestu minutach zatrzymałem się pod schroniskiem "Pod Durbaszką". Ubłocony bo raz oczywiście zdążyłem się wykotłować, do tego mokry od deszczu. Ale szczęśliwy. Znowu fotka, znowu dwa słowa do kamery. Zamówiłem gorącą herbatę i ciepły budyń. Świetna sprawa. Bardzo mi się w tych górach podoba. Lecisz na trening, łoisz górę, dobiegasz do schroniska gdzie zamawiasz sobie coś ciepłego i wracasz z powrotem. Na moim Polesiu tylko wbiegnę do lasu i zaraz orbituje wokół mnie chmara gzów, komarów i innego świństwa. Tu jakoś tego nie ma. Świetne warunki do biegania. Aż nurtowała mnie myśl, aby w górach zamieszkać.

No ale miało być FKT, super-mega-wypasiony czas Pakuły. Co pokazał Ambit? Dystans: Dystans "Orlica" - schronisko pod Durbaszką - 7.40 km, czas 46:22, podejść 559 m, zbiegów 182 m, średnie tętno 162.


Fajny trening zrobiony. Wróciłem do schroniska już luźnym truchtem. Potem, gdy przestało padać zrobiłem jeszcze raz tą samą trasę z przyjaciółmi, trekingowo. Doszliśmy nawet trochę dalej, na szczyt Wysokiej (1050 m. n.p.m.). Przeszliśmy w sumie ponad 13 km.

Dzień 3

Wyjechaliśmy ze Szczawnicy w stronę Warszawy planując po drodze zaliczyć Gorczański Park Narodowy i Turbacz (1310 m. n.p.m.). Start od Kowańca, dzielnicy Nowego Targu i wejście na szczyt zielonym szlakiem. Dla turystów trasa powinna zająć około 2 godzin. Oczywiście i tu postanowiłem wbiec jak najszybciej i w schronisku poczekać na przyjaciół. Byłem już trochę podmęczony dwoma dniami w górach, szlaku znowu nie znałem ale byłem na miejscu więc trzeba korzystać. Zacząłem spod kościoła p.w. Matki Boskiej Anielskiej w Kowańcu, może z 200 metrów obok zaczynał się zielony szlak. Znowu fotka, kamerka i bieg.


Początkowy kilometr czy dwa to asfalt łagodnie idący pod górę. Potem kawałek stromego, kamienistego szlaku, gdzie przeszedłem w marsz. Reszta trasy, aż na sam szczyt to w większości wygodna, górka droga wijąca się pod górę na tyle łagodnie, że można ją powoli biec. Tak też robiłem. Truchtałem w słońcu na szczyt Turbacza, miejscami, przy bardziej stromych fragmentach przechodząc w marsz. Raz lekko zmyliłem trasę ale nie nadłożyłem więcej niż 100 metrów. 

W końcu jest schronisko i stąd już rzut kamieniem na szczyt. W słońcu, zziajany zmierzyłem sobie czas. Dane z Ambita: Dystans 8.01 km, podejść 659 m, zejść 11 m, czas 51:32, średnie tętno 163.


I znowu świetny trening zrobiony, znowu, żałuję, że tu nie mieszkam. Wydaje mi się, że mógłbym tak codziennie wbiegać i zbiegać z góry choć zdaję sobie sprawę, że pewnie by mi się to po jakimś czasie znudziło. Poszedłem do schroniska na zasłużoną zupę z serem i grzankami. 

Przy bufecie spotkałem ultrasa Piotra (pozdrawiam!) który jak się okazało także biegł przez Turbacz ale czerwonym szlakiem. Okazało się, że jest supportem dla Państwa Grzelaków (pozdrawiam także!), którzy chwilę później też na Turbacz dotarli a robią właśnie GSB (Główny Szlak Beskidzki - ponad 500 km). Tak po 30-40 kilometrów dziennie, zależnie od pogody, treningowo przed UTMB. 

Pewnie zobaczymy się w sierpniu w Chamonix.

Brak komentarzy: