poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Brendan Brazier – Wege siła – recenzja

Białostockie wydawnictwo „Vivante”, jak można wnosić po samej nazwie, specjalizuje się w literaturze o zdrowym życiu, medycynie naturalnej a w szczególności o zdrowej diecie. Ma w katalogu kilkadziesiąt książek, głównie tłumaczenia zagranicznych autorów, specjalistów w swojej dziedzinie. Jedną z nowych pozycji w katalogu „Vivante” jest polskie wydanie książki Brendana Braziera „Wege siła”.


Jej autor jest dziś ponad czterdziestoletnim, byłym zawodowym sportowcem z Kanady. Przez kilka lat uprawiał wyczynowo triatlon. W omawianej poniżej książce i na swojej pisze, że robił Ironmana trenując po 8-10 godzin dziennie, 40 godzin tygodniowo (s. 33). Dla mnie jako biegacza-amatora te liczby są szokujące bo wydaje mi się nieprawdopodobnym, aby ktoś tyle czasu trenując był jeszcze w stanie się regenerować. Byś może jednak nie znam świata zawodowców na tyle i nie zdaję sobie sprawy, że ci najlepsi tak rzeczywiście trenują.

Odnośnie Ironmana, wkradła się nieścisłość. Autor podaje, że trójbój Ironman to 1,9 km pływania, 90 km rowerem i 21 km biegu/marszu (s.19). Tymczasem każdy tratlonista wie, że te liczby opisują połówkę Ironmana. Dopiero ich podwojenie daje pełnego Ironmana.

Brendan Brazier oprócz triatlonu zajmował się też bieganiem ultra. Wygrał nawet dwa razy 50-kilometrowy bieg w Kanadzie. Niemiecki portal DUV specjalizujący się w płaskich ultra podaje, że Brazier wygrał w latach 2003 i 2004 Harriers Elk/Beaver Ultras w którym startowało raz 19, raz 30 osób. Czasy Brendana na dystansie 50 km to 3:22 i 3:19. Wikipedia wymienia też Braziera jak zwycięzcę Toronto Ultra Race 50 km z 2006 roku. Obleciał 50 km w 3:10 trzymając średnie tempo 3:50 na kilometr.

Kanadyjski przystojniak, po zakończeniu zawodowej kariery sportowej zajął się upowszechnianiem swojej wiedzy o zdrowej diecie. Zaczął doradzać innym sportowcom w kwestii żywienia, stworzył serię własnych produktów spożywczych, napisał kilka książek poświęconych diecie roślinnej, wegańskiej. Jego zdaniem jest to dieta odpowiednia także dla trenujących wyczynowo sportowców, borykających się z problemem dostarczenia odpowiedniej ilości wartościowych składników odżywczych oraz wystarczająco szybkiej regeneracji. Jako trenujący na wysokich obrotach zawodowiec Brazier przez wiele lat testował na sobie produkty, które teraz poleca w książkach. Autor założył profesjonalną stronę internetową, jest cytowany i recenzowany w poważnych mediach. Na Facebooku ma 56 tysięcy fanów.



„Wege siła” jest pierwszym polskim tłumaczeniem drugiej książki Braziera „THRIVE: The Vegan Nutrition Guide to Optimal Performance in Sports and Life” wydanej w 2008 roku. Co w niej znajdziemy?

Książka liczy 419 stron, zapisanych na miękkim i przyjemnym, podobnym do tego z książek „Galaktyki” papierze. Kolorowa jest okładka natomiast w środku kolorowych ilustracji czy zdjęć nie uświadczymy.

Na pierwszych kilku stronach wstępu znajdziemy cytaty z pochwał, jakimi zasypano Braziera i jego prace. Proponowaną przez autora dietę chwalą olimpijczycy, pisarze, trenerzy, dietetycy i medycy. Prym wiedzie Hugh Jackman, aktor znany z filmów fantastycznych takich jak seria X-Men, Van Helsing czy ostatni, nawet niezły Logan.

Po Jackmanie wypowiada się jeszcze sam autor. Uświadamia czytelnika, że obecne wydanie tak naprawdę niewiele się różni od wydania z przed 10 lat. Przepisy podane na następnych stronach są tak samo aktualne jak dekadę temu. Brazier dodał 25 nowych przepisów oraz ikony symbolizujące najważniejsze składniki odżywcze, niewątpliwie ułatwiające poruszanie się w treści dla współczesnego człowieka, wychowanego w coraz większym stopniu na kulturze obrazkowej.

Zasadnicza treść podzielona została na 7 rozdziałów. Pierwszy, stosunkowo krótki poświęcony jest sytuacjom stresowym. Stres różnego typu: żywieniowy, psychiczny i produkcyjny i będąca jego skutkiem produkcja kortyzolu w nadnerczach ma wpływ zarówno na nasze samopoczucie, na łaknienie i w konsekwencji na przykład na wagę, oraz na choroby, które mogą nas dotknąć. Autor w dosyć zrozumiały sposób wyjaśnia dlaczego tak się dzieje i jak tego unikać.

Pozostałe rozdziały poświęcone są już głównie żywności. Według Braziera należy dać sobie spokój z liczeniem kalorii tylko skupić się na wartości odżywczej produktów, a to nie to samo. Autor rysuje przed czytelnikiem piramidę produktów, której podstawą są wszelkie rośliny. Możemy je uprawiać sami, kupować w sklepach ze zdrową żywnością lub nawet w supermarketach – ważne, aby była to żywność jak najmniej przetworzona. Zaletę diety roślinnej Brazier tłumaczy nie tylko dobrym wpływem na zdrowie ale też motywami ekologicznymi. Na kolejnych stronach podaje właściwości poszczególnych produktów spożywczych oraz przepisy na różne wypróbowane przez siebie dania, których jest ponad sto. W drugiej połowie książki autor proponuje czytelnikowi autorski, 12-tygodniowy plan żywieniowy.

W końcowej części znajdziemy dodatek, w którym zamieszczono listę minerałów i witamin, ich właściwości oraz źródła, z których możemy je pozyskać. Dalej niewielki słowniczek pojęć, listę wartościowych stron internetowych poświęconych tematowi żywienia, bibliografię, indeks i krótką notkę o autorze.

Książkę czytało mi się dobrze. Napisana jest jasnym językiem, w sposób przystępny tłumaczy różne procesy zachodzące w naszym organizmie, oraz ich konsekwencje. I dotyczy to nie tylko żywienia. Dowiedziałem się na przykład, dlaczego czasem słuchając muzyki w trakcie zawodów dostaję „kopa” i mogę liczyć na lepszy wynik a innym razem ten bodziec w ogóle na mnie nie działa. Logiczne, zdroworozsądkowe wyjaśnienie dziejących się w nas procesów jest podstawą do świadomej zmiany nawyków żywieniowych i treningowych, co z kolei powinno prowadzić do polepszenia wyników sportowych. Zaznaczę jednak w tym miejscu, że nie należy podchodzić do treści zawartych w książce jak do prawdy objawionej. Brazier na przykład przestrzega przed zakwaszeniem organizmu i chwali dietę roślinną gdyż ta, jako bogata w chlorofil jest bardziej zasadotwórcza i przez to pomaga obniżyć zakwaszenie organizmu (s. 75 i nn.). Tymczasem szperając w Internecie znajdziemy też bardziej stonowane poglądy na sprawę zakwaszenia [PRZYKŁAD].

 Główny zrąb książki czyli produkty odżywcze, ich właściwości i różnorakie sposoby przyrządzenia też są napisane przystępnie. Diety Braziera proponowanej w 12-tygodniowym cyklu nie stosowałem i nie lubiąc sztywnych reżimów – nie zamierzam. Z resztą sam autor zaleca, aby proponowane przez siebie zmiany w menu wprowadzać stopniowo, nie raptownie. Raptowna zmiana to dla organizmu stres a zatem nic dobrego.

Pod wpływem książki zacząłem wprowadzać do diety więcej produktów zielonych. Zacząłem od tych prostych przepisów, choćby od kalafiora z zakładki w okładce. Waga w ostatnich miesiącach spadła mi o kilka kilogramów, być może także dzięki diecie (ostatnio ważyłem ok. 77 kg przy wzroście 189). Waga w stosunku do wzrostu niby super, ale z drugiej strony na treningach nie miałem siły biegać. Przyczyny tego mogą być różne i wcale nie związane z dietą. Może byłem jeszcze zmęczony po wyczerpującym Südtirol Ultra Skyrace (120 km), może przez letnie upały. Autor wspomina w swojej książce, że jeden z jego kolegów sportowców przeszedł na wege-dietę na kilka dni przed zawodami i potem na zawodach nie miał siły. Wypadł słabo. Dlatego jego zdaniem nie warto zmieniać nawyków żywieniowych raptownie ani tuż przed ważnym startem. Trzeba dać organizmowi czas, na przystosowanie się do nowego „paliwa”. I ja właśnie podobnie zamierzam do tematu podejść: stopniowo, powoli włączać do swojego menu coraz więcej produktów roślinnych, nieprzetworzonych. Napisałem „podobnie” gdyż weganinem przynajmniej na razie, nie zostanę. Mięsa staram się jadać mało,  bardziej z powodów etycznych niż zdrowotnych. Niestety, lubię jego smak lecz jeśli już coś kupuję w sklepie to częściej drób i ryby. Przy tym zamierzam pozostać.


Z cech książki, które można poczytać jako niewielką wadę wymieniłbym przede wszystkim jej „amerykańskość”. Jest to ten sam problem jak w przypadku książki weganina i ultra-biegacza Scotta Jurka „Jedz i biegaj”. Nie chodzi mi bynajmniej o obco brzmiące nazwy potraw typu smoothie, wrap, dressing czy burger. Można się do nich przyzwyczaić a szukanie polskich zamienników pewnie byłoby trudne. Chodzi o to, że przepisy są zrozumiałe lecz produkty niezbędne do ich przyrządzenia, jak na polski rynek – egzotyczne. Wodorosty arame, arkusz nori, jarmuż toskański, rodymenia palczasta, sos wegański Worcestershire, kapary – gdzie ja to dostanę? Może i dostanę, w mieście, w dużym hipermarkecie – nawet w moich małych Wisznicach w sklepie spożywczym stoi już półka ze zdrową żywnością, gdzie kupuję nasiona szałwi argentyńskiej (chia). Ale sięganie po takie produkty to jednak trochę kłopot. Raz że bywają trudno dostępne, dwa, że drogie.

Na szczęście te bardziej egzotyczne nazwy, które wymieniłem w akapicie powyżej stanowią mniejszość. Większość składników zawartych w przepisach to nasze swojskie ogórki, marchewki, banany, orzechy, migdały, cytryny i podobne.

Trochę dziwnym pod względem estetycznym zabiegiem jest traktowanie nazw potraw jako nazw własnych i pisanie ich z dużych liter. Przez to mamy potem w innym miejscu, w środku zdania słowa „Keczup”, „Krakersy”, „Przybranie” czy „Czipsy” pisane dużą literą (np. s. 362-363). Filologiem nie jestem, być może jest to poprawne. Ale wygląda dziwacznie.

Przeczytana przeze mnie książka „Wege siła” to pozycja wartościowa. Zawiera szereg cennych i klarownie napisanych wyjaśnień odnośnie wpływu pokarmów na organizm. Nawet jeśli nie wykorzystamy zawartych w niej przepisów czy planów żywieniowych to i tak warto wiedzieć co jemy, co konkretnie taki posiłek do naszego wnętrza wnosi i jaki wpływ na wartość odżywczą ma sposób jego przygotowania. Choćby dlatego warto tę książkę poznać.

Podkreślając znaczenie diety niektórzy mówią: „Jesteś tym, co jesz”. Autor „Wege siły” dzieli się spostrzeżeniem, że elita sportowa często trenuje według podobnych planów treningowych. Skoro więc trening jest bardzo podobny – rozumuje Brazier – to duży wpływ na to, kto ostatecznie  zajmie miejsce pierwsze mają czynniki pozatreningowe. Na przykład dieta.

Dla uczestników zawodów długodystansowych, w tym ultra-biegaczy dieta oraz odżywianie w trakcie wyścigu jest obok treningu i psychiki jednym z trzech elementów składających się na sukces bądź jego brak. Polecam książkę nie tylko dla nich ale także dla zwykłych ludzi bez wybujałych ambicji sportowych, chcących po prostu zdrowo żyć i zdrowo się odżywiać.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Może ktoś chciałby sprzedać tą książkę?

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Mam nadal tę książkę, mogę sprzedać. Proszę o kontakt mailowy: pawel.antoni.pakula (at) gmail.com