niedziela, 27 sierpnia 2017

Mam oponę!

“And they say silver I choose gold wooooo, I've never done as I've been told woh oh oh oh oh” – śpiewa niskim, zbuntowanym głosem piosenkarka Gala Rizatto w popularnej piosence “Let a boy cry”.

Biegacze też czasem chodzą pod prąd. Na przykład większość ludzi chciałaby oponkę zrzucić ale są i tacy, co chcą ją zdobyć. Ja należę do mniej licznej grupy drugiej. Wczoraj, na swoim 177 biegu w ponad 10-letniej „karierze” biegacza zdobyłem w końcu oponkę. Lśniąco czarną, wyszorowaną, z wmontowaną pamiątkową tabliczką lecz niestety nie nówkę-sztukę. Była „pucharem” za 2 miejsce OPEN na 53 uczestników w lokalnym biegu przeszkodowym. Teraz, już siedząc spokojnie w domu kombinuję, gdzie znaleźć dla niej godne miejsce. W końcu to mój największy i najcięższy „medal” w kolekcji. Do tej pory owe cechy dzierżyły dwie podkowy na łańcuchu, złota i srebrna z IV Biegu Katorżnika 2008. Właśnie zostały zdeklasowane.

II Ekstremalny Bieg Międzyrzeckich Jeziorek rozegrany został w sobotę 26 sierpnia na obrzeżach Międzyrzeca Podlaskiego, na terenie dawnej żwirowni przystosowanej do funkcji rekreacyjno-sportowych. Obecnie można się tam wykąpać, popływać kajakiem (15 zł za godzinę) lub rowerem wodnym, powędkować a nawet zjechać na 150-metrowej tyrolce z jednego brzegu na drugi lub szusować na sztucznym stoku narciarskim. Ten „stok” to bardziej „stoczek”, niewielki sztuczny pagórek. Ale jest.

Wspomniane zawody miały charakter biegu przeszkodowego (OCR). Pięciokilometrowa trasa tworzyła jedną pętlę wokół zbiornika. Zawodnicy podzieleni zostali na dwie grupy, startujące w „falach”, co pięć minut. Ja byłem w pierwszej.

Esencją keksu są bakalie, zaś esencją biegu przeszkodowego są rzecz jasna przeszkody. W tym przypadku były raczej typowe i niezbyt trudne, wyraźnie łatwiejsze niż na woskrzenickim Extreme Power Run nie mówiąc o innych, trudniejszych biegach. Niektóre były całkiem zabawne. Przykładowo, biegacze zaraz po starcie witali się z „pieskami” które trzeba było wyprowadzić na „spacer”. Brzmi niewinnie, czyż nie? Rolę piesków pełniły w tym przypadku betonowe kloce o oktagonalnym kształcie, które ciągnęło się na lince, dookoła wysepki z drzewem. Takie „pieski” nie chciały wcale iść na „spacer” i swym zachowaniem przypominały raczej upartego osła zapierającego się ze wszystkich sił nogami. Ale cóż to dla nas, poradziliśmy.


Dalej były drewniane ścianki strażackie, strefa smrodu gdzie warto było przebiec ze wstrzymanym oddechem, bieg po oponach, rundka z drewnianą belką, czołganie pod siatką, drewnianymi belkami lub plecionką ze sznurka mającego zapewne imitować drut kolczasty. Było też bieganie po chaszczach, piachach, mniejszych i większych pagórkach, wchodzenie po drabinie, bieg po kładce, wskakiwanie do kontenera oraz bodajże dwukrotne pokonywanie krótkiego odcinka wodnego. Pogoda w końcu sierpnia dopisała, było pogodnie i ciepło stąd obowiązkowe namoczenie zafundowane przez projektanta trasy okazało się nawet przyjemne.

Plan trasy udostępniony przez organizatora
Ostatecznie wszystkie przeszkody okazały się szybkie i nie sprawiały problemów. Może ostatnia ścianka strażacka o wysokości ok. 180 centymetrów mogła sprawić kłopot niższym osobom, zwłaszcza dziewczynom. Zwykle jednak znajdował się w pobliżu jakiś gentleman, który pomagał się wspiąć.

Bieg ukończyłem na 2 miejscu z czasem 00:21:39. Tradycyjnie namoczony i utytłany w piasku, jak schabowy w tartej bułce tuż przed wrzuceniem na patelnię. Wygrał Jacek Chruściel z Międzyrzeca Podlaskiego, który dołożył mi ponad 1,5 minuty (00:20:04). Trzeci był brodacz, Tomek Skraburski ze Styrzyńca (00:22:18). Wśród Pań pierwsza przybiegła Monika Osińska z Łukowa (00:26:54).

Ekstremalny Bieg Międzyrzeckich Jeziorek to kameralna, lokalna impreza. Dobry bieg przeszkodowy dla początkujących, wbrew groźnej nazwie wcale nie ekstremalny, dla tych bardziej zaawansowanych po prostu szybki. Fajne bo nietypowe są nagrody (oprócz trofeum-opony dostałem m.in. maszynkę do strzyżenia. Kto chętny do przycinki – zapraszam do Wisznic. Uprzedzam, że nie mam kursu fryzjerskiego ale chętnie na kimś poćwiczę), „medale” i pakiet startowy (zamiast 177 koszulki z biegu był ręcznik z logo imprezy. Fajne, bo bardziej praktyczne). A po zakończeniu posiłek regeneracyjny i dla wszystkich chętnych zawodników zjazd na tyrolce na drugi brzeg jeziorka. Niestety, śpieszyłem się i z tej ostatniej atrakcji nie skorzystałem. Może za rok.


P.s. Wymyśliłem już, co zrobię z wygraną oponą. Nie zawieszę jej na ścianie i nie ustawię na szafie, czym mam nadzieję nie urażę darczyńcy. Ma już nawiercone otwory więc wystarczy tylko podpiąć linkę i można ją ciągnąć robiąc świetny trening siłowy. O! Jak Justyna Kowalczyk [LINK].

3 komentarze:

Szkoła Pływania pisze...

Gratulacje opony - zimówka czy letnia ;)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Dziękuję bardzo. Opona jest letnia ale ja stosuję ją wielosezonowo ;)

Unknown pisze...

Chciałem 'coś więcej' niż tylko biegi, dlatego postawiłem na Armageddon Challenge!