sobota, 30 grudnia 2017

Andrzejki u Radziwiłłów

U Radziwiłłów bardzo dziś ciepło,
dzień jest słoneczny, nic nam nie pada,
w parku jesiennie, żółto-zielono,
piękne, ostatnie dni listopada.

Ponad sto osób robi rozgrzewkę,
rozciąga, truchta, buty sznuruje,
klub Biała Biega prawie w komplecie,
prawie, bo Krzysia bardzo brakuje.

Już zaraz start, już zaraz wyścig,
sześć kilometrów krosowego ścigania,
stoję wzmocniony sokiem z buraka,
„Natural doping” - nikt nie zabrania.

I pierwsza pętla: tempo jest mocne,
po trawie, betonie, wokół muszli,
pędzę w czołówce, ciężko dysząc,
baczę, by mi najlepsi zbytnio nie uszli.

Potem znów trawa i kopce liści,
zakręty, slalom, jakieś pagórki,
podbieg na wał, wyprzedzam trzech,
tętno 186, teraz zbieg z górki.

Bawię się dobrze, bo lubię trasę,
krosowa, pagórzasta, pokręcona konkretnie,
Rafał namówił na krótki rękaw,
myślałem, że za zimno - a jednak jest świetnie.

Sylwester na czele i już uciekł daleko,
z Siedlec przyjechał, mocny chłopina,
tuż za mną Jacek, obok jakiś młody,
Każdy chce być drugi, każdy co sił nagina.

Za krzakiem Grzegorz robi nam zdjęcia,
noga go boli, więc biec nie będzie,
wspiera swą żonę, która ciśnie i ciśnie,
...i trzecie miejsce w końcu zdobędzie.

Jacek jest mocny, lecz ciut zmęczony,
zwalnia na zbiegach, powoli odpuszcza,
zmachany po górach, po Piekle Czantorii,
dziś mnie łaskawie przed siebie wpuszcza.

To lecę końcówkę, prosto do mety!
wbiegam i mam – krzyczą: „jest drugi!”
ściskają dłoń, klepią po plecach,
oddech spowalnia, płyną potu strugi.

Wbiegają kolejni, w tym pierwsza dziewczyna,
kibice klaszczą, tworząc szpaler z boku,
cieszę się, że było mocno, szybko i bez wywrotki,
taki pozytywny akcent, w sam raz na koniec roku.

22:29 na szóstkę, wynik dla mnie niezły,
jeszcze odebrać puchar i po gorącą herbatę stanąć do kolejki,
wrócić do Wisznic i napisać relację,
jak przebiegły bialskie, biegowe Andrzejki.


Zdjęcie: Grzegorz Chustecki
Dane z Suunto Ambit

Zdjęcie: Andrzej Jędryczkowski

Brak komentarzy: