DATA
|
NAZWA
|
DYSTANS
|
RODZAJ
|
CZAS
|
MIEJSCE
|
26 luty
|
V Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych „Tropem Wilczym”
|
5 km
|
Bieg uliczny
|
00:27:43
|
113 na 138
(nie ścigałem się - ITBS)
|
9 kwietnia
|
Czwarta Dycha do Maratonu
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
00:38:05
|
47 na 1677
|
22 kwietnia
|
Piszczac Orienteering
|
Ok. 17-18 km
|
Bieg na orientację
|
02:09:00
|
1 na ok. 50
|
13 maja
|
Extreme
Power Run II
|
6 km
|
Bieg przeszkodowy
|
00:31:07
|
7 na 185 (zgubiłem trasę)
|
21 maja
|
II Majowy Bieg na „Wisznicką Milę”
|
10 km
|
Bieg liniowy, głównie polna droga
|
00:38:57
|
4 na 22
|
28 maja
|
4. Maestrocafe Półmaraton Chełmski
|
21 km
|
Bieg uliczny
|
01:24:47
|
6 na 294
|
25 czerwca
|
VIII Krynica Vitamin Biegiem Przez Platerów
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
00:39:15
|
32 na 412
|
1 lipca
|
Hunt Run
|
12 km
|
Bieg przeszkodowy
|
01:43:07
|
14 na 1280
(5 na 81 w grupie ELITE)
|
8 lipca
|
Jaszczur – Kresowe Bagna
|
50 km
|
Bieg na orientację
|
10:45:00
|
6 na 22
|
28 lipca
|
Südtirol Ultra Skyrace (Włochy)
|
120 km
|
marszobieg górski - skyrunning
|
24:29:52
|
22 na 196
|
26 sierpnia
|
II Ekstremalny Bieg Międzyrzeckich Jeziorek
|
5 km
|
Bieg przeszkodowy
|
00:21:39
|
2 na 53
|
31 sierpnia – 3 września
|
XXX Bieg Pokoju Pamięci Dzieci Zamojszczyzny
|
100 km w 4 etapach
|
Etapowe ultra po ulicy
|
07:10:50
|
5 na 72
|
7 października
|
V Hyunday Ultramaraton Bieszczadzki
|
53 km
|
Bieg górski ultra
|
05:16:26
|
15 na 423
|
20 października
|
Harpagan H-54
|
100 km
|
Pieszy maraton na orientację
|
10:54:42 na półmetku
|
46 na 162
DNF
|
28 października
|
II Nocny Bieg Pamięci Bohaterskich Lotników Podlasia
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
00:38:30
|
9 na 187
|
11 listopada
|
5. PKO Bieg Niepodległości
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
00:38:01
|
47 na 1488
|
19 listopada
|
2 Dycha do Maratonu (lubelskiego)
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
00:38:07
|
33 na 1392
|
25 listopada
|
II Cross u Radziwiłłów – Andrzejki na sportowo
|
6 km
|
Bieg krosowy
|
00:22:29
|
2 na 105
|
Najpierw kilometry. W 2017 roku przebiegłem około 2400 km, co daje około 200 w miesiącu. Dokładnie rok temu smuciłem się, że nabiegałem jedynie 3500 km, czyli niecałe 300 w miesiącu [LINK]. W tym roku jak widać jest jeszcze słabiej. 200 km w miesiącu to połowa tego, co biegałem w swoich najlepszych czasach, cztery lata temu. Ma to oczywiste przełożenie na uzyskiwane przeze mnie wyniki. Miesiące w których biegałem najmniej to luty - 58 km, maj - 170 km; najwięcej biegałem w drugiej połowie roku: październik - 299 km, grudzień - 321 km. Powód tego biegowego opuszczenia się? Głównie brak czasu spowodowany pracą w dwóch szkołach, na 1,5 etatu. Do tego jeszcze na początku roku męczył mnie ITBS.
Jak trenowałem? Głównie wybiegania po polnych i leśnych drogach. Mniej w tym akcentów, niż w zeszłym roku a więc treningi mniej treściwe. Często stosowałem zły i kontuzjogenny trening „szarpany”: nie miałem czasu jednego dnia, to drugiego chciałem nadrobić i biegałem podwójną dawkę. W dzienniczku treningowym powstaje wtedy sito: trzy, pięć treningów rozrzuconych w tygodniu. Brak regularności, systematyczności. Prawie całkowicie odpuściłem podbiegi, jedynie trochę podbiegałem na bieżni mechanicznej w ProGym Club w Białej Podlaskiej, gdzie czasami chodzę po pracy. Jak jest noc, podła pogoda i nie chce mi się tłuc z latarką po lesie. Rower i basen odpuściłem całkowicie.
Zawody. Tych było niemało bo 18, tyle samo co w zeszłym roku. Ukończonych 17. Całkiem spora liczba, dająca średnio 1,5 startu na miesiąc. W typach zawodów widać wyraźne przesunięcie na biegi „krótkie”. One dominowały. Dystanse od 5 km do 21 to aż 13 spośród 18 wszystkich biegów. Dlaczego tak? Po prostu wiedząc, że nie jestem w formie, brak mi kilometrażu nie porywałem się na jakieś wielkie wyrypy aby się na nich skasować, nie wiadomo w imię czego. Więc startowałem sobie głównie w krótkich, niezobowiązujących zawodach ciesząc się bieganiem. Często były to wyścigi tanie i blisko Wisznic. Chętnie startowałem na przykład w „biegach” przeszkodowych, które dostarczają więcej emocji i zabawy, niż zwykły bieg uliczny. Było ich 3, o jeden więcej niż w ubiegłym roku.
Biegi ultra które mnie najbardziej interesują to jedynie 5 imprez. Spośród nich 4 ukończyłem. Dwa marszobiegi górskie: najdłuższy Südtirol Ultra Skyrace (120 km) i znacznie krótszy Ultramaraton Bieszczadzki (53 km). Trafiła się też jedna, uliczna etapówka i jeden dłuższy maraton na orientację.
Sukcesy? Główny mój tegoroczny sukces to uporanie się z ITBS i brak jakichkolwiek większych dolegliwości czy kontuzji. Trenowałem mało, owszem, ale to z braku czasu a nie dlatego, że bolało mnie to i owo. Bardzo to pozytywne.
Sukcesów na zawodach zbyt wielu nie było. Coś tam czasem nabiegałem, dostałem pucharek stanąłem na podium ale wynikało to raczej ze słabej obsady zawodów, ze szczęśliwego ułożenia się zawodników według kategorii wiekowych, a nie z mojej dobrej formy czy dobrego czasu.
Za umiarkowany sukces uznaję na przykład Südtirol Ultra Skyrace – doba na trasie, 22 miejsce. Bieg z kryzysami, umieraniem i zmartwychwstaniem jak za starych, dobrych czasów początkującego ultrasa, ale w sumie fajny. Piękne Bolzano, świetna trafiła się pogoda.
Ultramaraton Bieszczadzki – też nie mogę narzekać. Miejsce 15, czas bez rewelacji, ale bieg równy, bez kryzysów, podium w kategorii wiekowej i jak na moją obecną formę dobry wynik.
Cieszę się też bardzo z zamojskiej etapówki. 5 miejsce OPEN i nawet jakieś pieniądze udało się wygrać. Świetne cztery dni biegania i imprezowania a każdy następny etap szedł mi coraz lepiej.
Dobrze wspominam także te kameralne, lokalne biegi, w których załapałem się na podium. Wygrana w Piszczac Orienteering, drugie miejsce w Ekstremalnym Biegu Międzyrzeckich Jeziorek i w Crossie u Radziwiłłów, oraz pierwsze miejsce w kategorii M40 w półmaratonie chełmskim. Wiem, że mało osób i w ogóle koniec świata ale zawsze to fajnie być np. drugim za zwycięzcą.
Wtopy. Tych wbrew pozorom nie było zbyt dużo. Na pewno na pierwszym miejscu postawić muszę jesiennego Harpagana. Jedyny tegoroczny DNF, całkowicie z mojej winy. Pojechałem bez formy i bez przekonania. Robiłem błędy nawigacyjne i wyposażeniowe. Nic mnie nie usprawiedliwia, po prostu nieudany start.
Inne wtopy trudno mi wskazać. Owszem, czwarta czy piąta dziesiątka zawodników w biegu na dychę i czas w okolicach 39 minut to nie jest to, co „tygrysy” lubią najbardziej i do czego są przyzwyczajone. Niedawno „tygrysy” biegały w 36 minut. Ale to wszystko wynika z treningów więc trudno oczekiwać szybkiego biegania nie robiąc stosownego treningu. O te bieganie dyszek nie mam do siebie pretensji.
W sumie sukcesów spektakularnych nie osiągnąłem, życiówek nie poprawiłem, ale nie było źle. Forma trochę spadła, ale jeszcze biegam. Bez kontuzji, co najważniejsze. I ciągle w szeroko rozumianej czołówce amatorów. Dlatego nie narzekam lecz się cieszę i 2017 rok będę wspominał umiarkowanie dobrze.
Dane roczne z Ambita. Niepełne, brakuje części treningów. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz