niedziela, 8 stycznia 2023

Rok 2022 – podsumowanie

 Sport

Obniżania poprzeczki ciąg dalszy, tak mógłbym miniony rok podsumować. Główne zajecie sportowe: bieganie odbywało się w ilościach śladowych. Przez pierwsze 6 miesięcy, do czerwca włącznie w ani jednym miesiącu nie przekroczyłem 100 km. Powód? Praca na dwie prace, dyplomowanie wiszące mi przez większość roku nad szyją, niczym miecz Damoklesa. Co to jest to dyplomowanie fajnie opowiada w swoim filmie komik Bartosz Gajda. To taki „dzień świra” skondensowany w 5 minutach. Jak ktoś nie widział to polecam [LINK].

Przyszedł lipiec i wakacje. Udało mi się podkręcić przebieg do rekordowego w tym roku – ho, ho, ho - 243 km. Sierpień – 189 km. Jak na ten rok – nieźle. Początek września złamane w kilku miejscach przedramię, wstawiona blaszana płytka i wkręty, gips, zwolnienie z pracy na 3 miesiące.  Kilometraż we wrześniu i październiku po 40 km. Może zapytacie, czy nie można biegać z gipsem? Tyle wolnego przecież. Owszem, można. O ile ktoś się nie przewróci i nie „poprawi” złamania. Raz próbowałem pobiegać. Tyle, że po biegu ma się mega spoconą rękę pod gipsem, wszystko tam jest mokre i jest to bardzo niekomfortowe. Na czas zagipsowania dałem sobie jednak spokój. Po jego zdjęciu znowu zaczynam ostrożnie biegać. Listopad 234 km, grudzień 154 km. Rok kończy się kilometrażem całkowitym 1224 km. Rok 2021, który był bardzo słaby miał nabite 1908 km.

Ręka po operacji

Zawody? Wystartowałem tylko raz, w noworocznej piątce organizowanej przez Klub Biegacza w Białej Podlaskiej. Taki tam, raczej koleżeński bieg; sympatyczny, ludzie poprzebierani, niektórzy jeszcze lekko „dziabnięci” po Sylwestrze. Bieg po chodniku wzdłuż E30. Nabiegałem 00:20:52 i 13 miejsce na ponad 100. Cieniutko, ale lepiej, niż bym pobiegł teraz, bo gdy teraz pobiegłem Noworoczną Piątkę to wyszło 00:21:34 i miejsce 25. Cóż, takie się ma wyniki, ile się biega. 

Waga w czasach, gdy startowałem i się ścigałem i obecna


Inne sporty? Chciałem kupić rower, już popytałem kilku kolegów, którzy się znają: co ewentualnie warto, na co patrzeć (dzięki Jasiu, Kuba, Mariusz). Tylko, że po złamaniu ręki szybszy rower muszę odpuścić na rok lub dwa, bo podczas jazdy po wertepach idą duże drgania i nacisk na przedramię. A zatem na razie szlaban.

Fragment przydomowej "sali" ćwiczeń


Zacząłem coraz bardziej wkręcać się w kalistenikę, choć jestem w tym cienki. To z drugiej strony plus, bo zaczynając z najniższego szczebla można mieć nadzieję, że przyjemna wspinaczka w górę będzie trwała długo, zanim osiągnę maks swoich możliwości i zacznie się deprymujący regres. Kupiłem paraletki, poręcze, koła gimnastyczne, linę, literaturę; zacząłem ćwiczyć prostsze rzeczy: kruka, półwagi, dipy na poręczach i kołach gimnastycznych, stanie na głowie, śmiganie góra dół po linie. Niestety, wszystko się posypało gdy złamałem rękę we wrześniu. Pewnie na ćwiczeniach – pomyślicie. A skąd. Wchodziłem po drabinie na strych, aby czyścić komin przed sezonem grzewczym. Pośpiech, brak podparcia w 3 punktach, byle jaka drabina stojąca na śliskich kafelkach, pewność siebie. Przecież chodzę po drzewach, wspinam się po linie to jak mogę spaść z jakiejś drabiny? No i spadłem, z wysokości może 1 metra. Śmieszna wysokość, ale wystarczyło by konkretnie połamać kość promieniową w kilku miejscach i na kilka stron. Pierwsze słowa faceta od rentgena jak zobaczył zdjęcie: – Oj, szybko pan z tego nie wyjdzie… Dziś mam wszytą płytkę metalową, która spaja odłamki kości wkrętami. Za może pół roku, jak się zrośnie, to mi wyjmą. Na razie, gdy robią prześwietlenia mówią, że jeszcze nie ma pełnego zrostu. Tyle o złamanej ręce. Pamiętajcie – uważajcie z drabiną. Wygląda niewinnie, a można się konkretnie załatwić. Ja biegi przeszkodowe i kalistenikę mam na razie, albo dożywotnio z głowy. 

Pierwszy raz na SUP

Fajną zajawkę podłapałem latem, nad Jeziorem Białym w Okunince – pływanie SUP-em – deską pompowaną, na której się stoi i wiosłuje jednym wiosłem. Dobry sport wodny bo cichy, przyjazny przyrodzie, nie hałasuje, paliwo stanowią - tak jak w rowerze - mięśnie człowieka. Do tego tani i łatwy logistycznie. Jedyni wkurzeni, którym możemy podpaść to.. wędkarze, gdy im wpłyniemy w żyłkę. SUP-owanie to w zasadzie bardziej rekreacja wakacyjno – urlopowa, ale można to też traktować sportowo i wyczynowo. Są zawody na SUP-ach, są fajne, długie wyprawy. Nie wiele zdążyłem popływać do początku września; już bym się rwał do SUP-a znowu ale ciągle nie zrośnięta ręka mnie wstrzymuje. Boję się coś w tej konstrukcji zruszyć, nie chciałbym znowu napytać sobie biedy.

Pielgrzymka biegowa do sanktuarium w Kodniu (sierpień 2022)

Modelarstwo

To pierwsza z robótek wszelakich, do których mnie z wiekiem coraz bardziej ciągnie. Modelarstwo to moje hobby z czasów młodzieżowych. Jak obserwuję grupy na Facebooku od modelarstwa kartonowego to widzę, że takich Panów po 40-tce, co sobie po 30-tu latach przypomnieli, że wycinanie i sklejanie, to w sumie relaksujące jest, jest całkiem wielu. Skleiłem to prostą katedrę Notre Dame, (darmowy model z internetu), to dokończyłem stary samolot z Małego Modelarza. Nic imponującego, medalu mi za to nie dadzą, pomnika nie postawią, ale frajda była. Sklejałem nawet z ręką w gipsie, palce prawej ręki z gipsu wystawały, więc coś tam się dało przytrzymać.


Malowanie

Też nieco dziubałem, ale podobnie jak wszystkie poprzednie aktywności – w stopniu miernym. Trochę podróżowały moje obrazki z ubiegłego roku; były na wystawie „Barwą i Kreską” Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Plastyków i na wystawie „Nowy Horyzont” – wystawa twórczości bialskiego środowiska plastycznego. Nic w akrylu nowego nie robiłem czego bardzo żałuję i biję się w pierś. Będąc na zwolnieniu próbowałem akwareli. Wszyscy mówią – tania ale trudna technika. To prawda. W oleju czy akrylu, jak coś sknocisz, to możesz to poprawić. W akwareli, gdzie kolory nakłada się od jasnego do ciemnego, jak popsujesz, to już na amen. Niby można wyciągać wilgotną chusteczką, ale to już nie to. Ślad najczęściej zostaje. Pomalowałem trochę akwarelowych rzeczy, ale na razie wyglądają jak prace szkolnych uczniów więc mocno się nie chwalę. Może więcej poćwiczę, to coś zacznie wychodzić. Jak prawie z wszystkim – bez pracy, poświęconych godzin, nabieraniu praktyki, nic nie wyjdzie. 


Książki

Przeczytałem i przesłuchałem 24. To podobnie jak w roku wcześniejszym (25), ale znacznie mniej, niż w latach wcześniejszych (wtedy po około 40). Widać wyraźną korelację pomiędzy liczbą przeczytanych książek z ilością wybieganych kilometrów. Po prostu mniej treningów oznacza mniej czasu spędzonego z audiobookiem na uszach. Jest to jeden z powodów, dla których chciałbym znowu trochę więcej biegać, gdyż głównie wtedy słucham.

Co czytałem – o tym się dłużej rozwodzić nie będę. Były to rzeczy różne bardzo: raz mało ambitna ale lekka i przyjemna w odbiorze literatura beletrystyczna (sensacja, kryminał, fantastyka), innym razem dziaderska klasyka – trudna, ale przedstawiająca bogactwo innych światów. W sensie, wartości, mentalności, postrzegania świata i archaicznego słownictwa, które mnie nie zraża, lecz przyciąga. W najbliższym czasie postaram się coś napisać o ciekawszych pozycjach, ale bez pośpiechu i napinki.

Tymczasem wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Wiem, że wojna, zarazy, inflacje; na mój konserwatywny nos czuć coraz bardziej antycznym Rzymem IV i V wieku po Chrystusie – gnijącym od środka, najeżdżanym z zewnątrz przez witalnych i nie bojących się ryzyka barbarzyńców, ale może to tylko rojenia dziadersa. Nie narzekam jednak i nie rwę szat bo raz, że w tym konflikcie cywilizacji w coraz mniejszym stopniu czuję się stroną; dwa, że dla mnie ten rozpoczynający się rok wygląda wstępnie w miarę optymistycznie. Mam parę fajnych pomysłów. Oby tylko nie przechwalić dnia przed zachodem słońca. Zobaczymy, na ile starczy mi determinacji i co Bóg da.

Na małego nurka też znalazł się czas..

Brak komentarzy: