2 marca, w niedzielne południe w Białej Podlaskiej odbył się XIII Bieg „Tropem Wilczym” na honorowe 1963 metry a następnie wyścigowe 5 kilometrów. Przygotowałem się do niego fizycznie i mentalnie. Fizycznie bo w lutym zacząłem trochę więcej biegać dochodząc prawie do 200 kilometrów w miesiącu. Jak na mnie w ostatnich 2 latach – wynik WOW! Mentalnie bo na tydzień przed startem przesłuchałem audiobooka Luizy Łuniewskiej „Szukając Inki. Życie i śmierć Danki Siedzikówny”. Dobry reportaż. Pokazuje nie tylko samą sanitariuszkę-nastolatkę zamordowaną strzałem w tył głowy w 1946 roku, ale też jej podlaskie a potem pomorskie środowisko. Autorka nie boi się przytaczać skrajnie różnych opinii o „Ince” i jej dowódcy „Łupaszce”, także tych nieprzychylnych. Dobra książka – bo jest też książka papierowa – polecam. Zbiegiem okoliczności okazało się, że po ukończeniu biegu honorowego na mecie zawieszono mi medal właśnie z wizerunkiem Danuty Siedzikówny.
Wyścigową „piątkę” Tropem Wilczym pobiegłem po raz szósty. Różnie mi to kiedyś szło: w 2024 nie biegłem, w 2023 miałem 19:41. Najlepiej wyszło w 2016 roku, gdy nabiegałem 17:50 i 5 miejsce OPEN. Cóż - piękne czasy - nie wrócą już. Zawsze można je jednak z nostalgią powspominać. W Białej przed biegiem gdzie się człowiek nie obrócił, tam widział znajomych sprzed lat. Z czasów, gdy co miesiąc gdzieś się startowało.
W tym roku trasa była podobna jak wcześniej. Start po uroczystościach przed więzieniem na Prostej, gdzie przetrzymywano bojowników o niepodległość. O 12:45 ruszyliśmy. Grupa w porównaniu do biegu honorowego nieliczna – 51 osób. Nie miałem Ambita bo akurat mi się rozładował. Nie wygłupiałem się też z ubieraniem startówek. Jak ktoś nie biega dychy poniżej 40 minut to nie ma to sensu. A poza tym, przy mojej wadze – o zgrozo 87 kg – bezpieczniej w butach przyzwoicie amortyzowanych. Było dosyć chłodno, ledwie kilka stopni na plusie, wiatr północy, miejscami wyraźnie odczuwalny. Trasę o dwóch pętlach, obfitującą w zakręty obstawiali dzielni uczniowie z mojego liceum. Trochę to mobilizowało, aby nie wyglądać na fajtłapę i nie wlec się gdzieś z tyłu.
Po starcie biegłem w okolicach 10 miejsca. Za mną Łukasz – tegoroczny maturzysta, przede mną Jacek i Rafał. Stawka wiadomo, z czasem się rozciągnęła. Starałem się nie szarżować, aby nie wypalić paliwa w połowie wyścigu. Pomimo asekuranctwa na trzecim kilometrze poczułem, że ciut zwalniam. Chłopcy z przodu się oddalili, Łukasz czaił się za moimi plecami. Chętnie bym go puścił, ale nie chciał. Za nim był jeszcze ktoś więc już wiedziałem, że spokojnego finiszu nie będzie. Będzie ścigańsko do końca. I tak było. Ostatni kilometr – pozujemy do obiektywu fotografa Krzyśka i za chwilę Łukasz uruchamia dopalacze i ucieka mi do przodu. Za nim ten drugi. Ha – ja też mam jakieś rezerwy więc gdy wychodzimy na ostatnią prostą – nomem omen ulicę Prostą – przyśpieszam i ja. Nie przynosi to jednak poprawy miejsca, co najwyżej niweluje stratę do uciekinierów. I jeszcze na ostatnich kilkuset metrach wyprzedza mnie Katarzyna – pierwsza wśród kobiet.
Na mecie jestem zdyszany, ale zadowolony. Obstawiałem 2 dziesiątkę OPEN i rzeczywiście przybiegłem 14-sty z czasem 20:31 brutto. Też mniej więcej tego czasu się spodziewałem. Jeszcze pamiątkowe zdjęcia, jeszcze ciepła grochóweczka i można z czystym sumieniem udać się do domu. Wygrał Tomasz Borowski z Janowa z czasem 16:15. Drugi był Rafał Golec, trzeci Dawid Skraburski. Gratuluję!
![]() |
Najlepsi |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz