środa, 15 października 2025

Wiosłując dolnym Wieprzem

Jak NIE zapisywać się na zawody (fragment wspomnień)

Czerwiec 2021, wypożyczalnia kajaków w Kośminie nad Wieprzem. Odbieram dziwny, naklejany numer startowy, który mocuje się nie na sobie jak w biegach ulicznych, lecz przykleja na kajak. Do opłaty startowej dopłacam za jego wypożyczenie i transport. Będzie to zwykły kajak turystyczny, jednoosobowy. Moja deklaracja, że chcę nim płynąć dłuższą trasę – 104 km wyraźnie zaskakuje i ożywia organizatora. Jeszcze nie wiem dlaczego: kajak jak kajak, czy to duża różnica? Na pytanie, czy trenowałem przed startem odpowiadam enigmatycznie „trochę...”. Przecież nie powiem mu otwarcie, że nie trenowałem i że jutro będę siedział pierwszy raz w kajaku w tym roku. Jeszcze mnie nie puści na tę długą trasę. – No sam jestem ciekaw, jak to się skończy – kończy rozmowę Pan od kajaków.

Na campingu rozbijam namiot i przyglądam kajakom zapakowanym już na przyczepkę transportową. Ale maszyny: smukłe, o ostrych kształtach, bardzo wąskie. Mają ster na rufie, a nawet wysuwany kil. Swojego jeszcze nie widziałem. Robię kilka zdjęć tym na przyczepce. Podchodzi do mnie dziewczyna, przyjaźnie zagaduje. Ja że pierwszy raz, że będę miał kajak od organizatora. – On pierwszy raz, będzie płynął 104 km na „turystyku” – podaje wiadomość dalej do swoich znajomych, najwyraźniej stałych bywalców takich imprez. Panowie podchodzą, zapoznają się, lekko uśmiechają, trochę kręcą głowami. – Oj, nie na takich kajakach kończyli – mówi jeden. Patrzy na mnie pocieszająco trochę jak na skazańca, któremu mówi się, że to tylko szybkie dziabnięcie toporem i po wszystkim. Nie będzie długo bolało. Towarzystwo wprowadza mnie w temat kajakarstwa a ja zaczynam sobie uświadamiać, że tu wszyscy mają szybkie kajaki wyścigowe, a ja jeden na tym „turystyku” będę się wygłupiał. W głowie zaczyna się sączyć strach i stres. – Będę płynął aby się mieścić w limitach na poszczególnych odcinkach - postanawiam. Nie dam rady dopłynąć? Trudno. Zwiozą mnie. Organizator mówił, że w razie czego telefon i po mnie przyjeżdżają. Luz blus Paweł, jakoś będzie. 

Następnego dnia wczesnym rankiem witam się z moim kajakiem zapakowanym na przyczepkę. Ładny, żółciutki. Tylko jakiś taki dużo bardziej pękaty niż konkurencji. ”Wigraszek” mu na imię. Będzie moim środkiem transportu na dobre i na złe, przez następne kilkanaście godzin.


Maraton kajakowy na rzece Wieprz – zawody w cyklu CANOA CUP

Od 2019 roku na Wieprzu organizowany jest maraton kajakowy. Zawody odbywają się zwykle w końcu czerwca a organizatorem są organizacje pozarządowe: Lokalna Grupa Działania „Zielony Pierścień” z prezesem Zbigniewem Pacholikiem, Fundacja „Przyroda – Tradycja – Ludzie” oraz Lokalna Grupa Działania „Doliną Wieprza i Leśnym Szlakiem”. Baza zawodów mieści się na kempingu w Kośminie, przy zabytkowym klasycystycznym dworku z początku XX wieku, należącym do rodziny Kossaków. To tu młodość spędziła Zofia Kossak-Szczucka, autorka popularnych przed wojną powieści historycznych, w czasie okupacji współzałożycielka Rady Pomocy Żydom „Żegota”, działaczka konspiracyjnych organizacji katolickich. Niestety, dziś na skutek zawieruchy wojen światowych w pięknie położonym nad Wieprzem dworku po Kossakach zachowały się jedynie polichromie przypisywane Wojciechowi Kossakowi.


Amatorzy kajakarstwa, którzy w liczbie kilkudziesięciu co roku stawiają się w Kośminie mają do wyboru trzy trasy. Trasa główna, najbardziej prestiżowa liczy 104 kilometry i zaczyna się w Lubartowie. Decyduje się na nią zwykle kilkunastu najbardziej doświadczonych i dysponujących najlepszym sprzętem kajakarzy. Dla mniej wytrwałych dedykowana jest trasa 43 km z Jeziorzan. Zwolennicy kajakarstwa zupełnie rekreacyjnego wybierają zwykle trasę rodzinną długości 21 kilometrów ze startem w Baranowie. Meta wszystkich trzech tras mieści się przy dworku w Kośminie. Różnicą oprócz dystansu jest też godzina startu. Najwcześniej, o 6 rano startuje trasa długa. Na pokonanie 104 kilometrów kajakarze mają 14 godzin, czyli muszą dopłynąć do Kośmina do 20:00 wieczorem. Proporcjonalnie późniejszą godzinę startu oraz krótsze limity czasowe mają kajakarze na trasach średniej i krótkiej. Organizator zapewnia oprócz miejsca noclegowego na kampingu, przewozu kajaków, całej obsługi związanej z rywalizacją sportową także trzy punkty gastronomiczne na trasie. Na życzenie wypożycza też kajaki, lecz nie są to wysokiej klasy kajaki wyścigowe, a jedynie zwykłe turystyczne.


Kajakowy maraton na rzece Wieprz wchodzi w skład cyklu 10 maratonów kajakowych rozgrywanych corocznie w różnych częściach Polski. Długość tras tych zawodów jest różna, nie krótsza jednak niż 42 kilometry. Uczestnicy mogą poznawać piękno polskich rzek ścigając się w wybranych zawodach pojedynczych lub też skrupulatnie zaliczać maratony po kolei zbierając punkty w ramach całego Pucharu CANOA. Stowarzyszeniem organizującym rywalizację w ramach CANOA CUP kieruje Piotr Rosada, doświadczony i utytułowany polski kajakarz, wielokrotny zwycięzca opisywanego maratonu na rzece Wieprz.

Zgłaszając się do startu w 3. Maratonie Kajakowym na Rzece Wieprz nie miałem większego doświadczenia w kajakarstwie co opisałem na wstępie przywołując wspomnienia. Szczęśliwie dla mnie pogoda nie przeszkadzała: pochmurno, nieco ponad 20 stopni, wiatr od dziobu ale niezbyt silny. Rzeka zaskoczyła swoją dzikością i wybitnie meandrującym korytem. Starając się ścinać zakręty często trafiałem na mielizny, słabo widoczne w niezbyt przejrzystej wodzie. Po drodze można było podziwiać strome skarpy zamieszkałe przez jaskółki brzegówki i inne dzikie ptactwo, zatopione drzewa z wystającymi z wody konarami, czasem pale będące reliktami dawnych mostów. Choć nad brzegiem rosną drzewa to rzeka wije się zwykle wśród pól nie prowadząc prawie nigdzie przez las. W konsekwencji kajakarze są bardziej narażeni na upał i silny wiatr. Pozytywną stroną kajakarstwa na Wieprzu na odcinku obejmującym trasę zawodów jest prawie zupełny brak konstrukcji hydrotechnicznych: zapór, jazów, śluz czy progów wodnych. Nie musiałem nigdzie wychodzić na brzeg i przenosić kajaka.

Zawodnicy startujący w maratonie są przez prawie cały czas otoczeni dziką przyrodą. Tu i ówdzie widać na brzegach pracujących rolników, czasem przepłyną pod mostami, w oddali zamajaczy biała wieża kościoła. Można nawet natrafić na groźnie wyglądające kukły przebrane w kurtki „straży wędkarskiej”. Choć uczestnicy maratonu nie mają czasu ani okazji aby zajmować się tradycyjną turystyką to warto wiedzieć, że miasta, miejscowości i tereny nad dolnym Wieprzem mają bogatą historię. Lubartów zwany był dawniej Lewartowem ma XVI-wieczną metrykę i należał do możnych rodów Firlejów oraz Sanguszków. Był prężnym ośrodkiem arianizmu – radykalnego odłamu reformacji w pierwszej Rzeczypospolitej. W mieście zachowały się XVIII-wieczne zabytki w tym pałac Sanguszków oraz bazylika św. Anny projektu Pawła Fontany. 

Blisko Wieprza choć nie nad samą rzeką położony jest Kock. W jego pobliżu uchodzi do Wieprza rzeczka Tyśmienica. Miasteczko zamieszkiwali dawniej głównie Żydzi, w tym cadyk chasydzki Menachem Morgenstern. Kock znany jest też dobrze historykom wojskowości. W XIX stuleciu pod miastem rozegrało się kilka bitew. W 1809 roku w walkach z Austriakami zginął tu Berek Joselewicz, pułkownik wojska polskiego żydowskiego pochodzenia. Wreszcie to pod Kockiem w dniach 2-5 października 1939 roku rozegrała się ostatnia duża bitwa wojny obronnej Polski, w której generał Kleeberg na czele Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” starł się z żołnierzami niemieckimi. Kolejna miejscowość na trasie to pięknie położona w pradolinie Wieprza wieś Jeziorzany - dawne miasto założone w XVI wieku. Pierwotnie nosiło nazwę Przetoczno, potem Łysobyki. Wieś przechrzczono na Jeziorzany niedawno, dopiero w czasach Gomułki. Po drodze do opisanego już Kośmina w pobliżu koryta rzeki znajdziemy jeszcze Sobieszyn – wieś należącą do rodu Sobieskich oraz Baranów – kolejny, dawny ośrodek reformacji – tym razem w odmianie kalwińskiej.


Na całej długości odcinka maratonu, w rejonie dolnego i środkowego odcinka rzeki w połowie sierpnia 1920 roku wojska polskie rozpoczęły kontrofensywę przeciwko rosyjskim komunistom – bolszewikom. Atak zakończony sukcesem wywołał panikę i odwrót z przedpola Warszawy wojsk niosących „walkę z religią, z wyzyskiwaczami, postęp i równość społeczną”. W nawiązaniu do rozegranej kilka lat wcześniej bitwy nad Marną, w której Francuzi i Brytyjczycy w dramatycznych okolicznościach zatrzymali atak niemiecki i zwanej „Cudem nad Marną” Bitwa Warszawska nazwana została „Cudem nad Wisłą”.

W takich okolicznościach przyrodniczo-historycznych wiosłowało mi się dobrze i zgodnie z planem mniej więcej do połowy trasy. Potem, jak to często bywa w długodystansowych wyścigach – przyszedł kryzys. Bolały ręce i siedzenie a z nieba lał się żar. Pojawiły się wątpliwości czy dopłynę na czas oraz myśli o rezygnacji. Ostatecznie pomimo mojego dyletanctwa w wyścigach kajakowych udało się ukończyć, głównie dzięki doświadczeniu wyniesionemu z biegów ultradystansowych. Dopłynąłem jako ostatni po 13 godzinach i 30 minutach, pół godziny przed limitem czasowym. Zwycięzca Piotr Rosada „zrobił” trasę w 8 godzin i 23 minuty. Przedostatni zawodnik przypłynął dwie godziny przede mną dlatego trochę mi było niezręcznie, że wszyscy czekali na mnie z dekoracją i oficjalnym zakończeniem.


Z kajakiem ci nie po drodze? – można też na desce SUP

Od tego roku organizatorzy postanowili poszerzyć grono uczestników maratonu o wioślarzy SUP. Stand Up Paddling czyli wiosłowanie na stojąco (SUP) to coraz częściej widywana w Polsce forma rekreacji, popularna zwłaszcza nad jeziorami w okresie wakacyjnym. Dmuchana deska z wiosłem nie kosztuje dużo (ceny już od ok. 1000 zł), łatwo ją przenieść w plecaku w dowolne miejsce, napompować ręczną pompką a po pływaniu spuścić powietrze i złożyć do tego samego plecaka. SUPy wykorzystywane są też do dłuższych wycieczek, jogi, wędkarstwa i wyścigów sportowych. 

Wśród kilkunastu amatorów tej ostatniej aktywności, którzy zgłosili się na 7. Maraton Kajakowy byłem i ja. Postanowiłem po kilku latach powrócić na trasę wyścigu po dolnym Wieprzu, tym razem na desce SUP. Zaproponowano nam do wyboru dwie trasy: średnią z Jeziorzan i krótką z Baranowa. Finalnie na trasę 43 km wyruszyło tylko trzech mężczyzn, o jednego za mało, aby wyróżnić osobną kategorię i podium. Pokonanie trasy w piękny, słoneczny, może trochę zbyt wietrzny dzień zajęło mi nieco ponad 5 godzin. 


Większym wzięciem wśród SUP-erów cieszyła się trasa krótka – 21 km. Tu zwolennicy wiosłowania na stojąco nawet przeważali nad kajakarzami. Wśród mężczyzn najszybciej trasę pokonał Bartłomiej Iwaniak (02:32:27) a wśród kobiet Sonia Borkowska (02:49:42). 

Uczestnicy maratonu oczekując na oficjalne ogłoszenie wyników odpoczywali przed dworkiem Kossaków, regenerowali siły posiłkiem zapewnionym przez organizatora i sponsorów. Po oficjalnym zakończeniu Pan Zbigniew Pacholik zaproponował oprowadzenie po dworku, z czego część osób chętnie skorzystała. Główny sponsor – Spółdzielnia Mleczarska Ryki - zabrała resztę uczestników na swoją nie lada atrakcję, którą była możliwość bezpłatnego wzlotu balonem i podziwiania panoramy okolic Kośmina o zachodzie słońca.

Organizator liczy, że w przyszłym roku, na 8. Maratonie Kajakowym na rzece Wieprz grono kajakarzy i wioślarzy SUP będzie jeszcze liczniejsze. Jako uczestnik dwóch edycji tego wyścigu polecam i zachęcam.



Brak komentarzy: