czwartek, 13 marca 2008

Pierwszy w życiu półmaraton


(Skoro już zdecydowałem się na odgrzebywanie dawnych rzeczy i dałem linka do starej relacji z "Harpagana" to wrzucam jeszcze to: Relacja z pierwszego w życiu półmaratonu. Napisałem ją "do szuflady" w 2006 roku; tak na pamiątkę. Dziś postanowiłem wrzucić na bloga, może ktoś będzie ciekaw jak widzą takie zawody nowicjusze. Zapraszam)


MOJE POCZĄTKI W ZAWODACH BIEGOWYCH

Bieganiem zajmowałem się od bardzo dawna, nie pamiętam dokładnie od kiedy. Już w szkole podstawowej gdy zainteresowałem się sportami walki podjąłem nieregularne treningi biegowe. Sprawiały mi dużą przyjemność, jeszcze wtedy nie wiedziałem dla czego (nie słyszałem np. o endorfinie). W następnych latach biegałem zwykle po kilka kilometrów, nie więcej. Raz tylko przebiegłem około 10 kilometrów. Koledzy którzy mnie wtedy widzieli twierdzili, że byłem zielony ze zmęczenia. Były to czasy licealne. Na studiach biegałem nieco mniej, intensywnie tylko w wakacje. Nie trenowałem zimą gdyż nie lubię biegać przy niskich temperaturach i po ciemku. Poza tym zimą jest jakoś mało czasu a i humor nie ten. Na studiach jeden z kolegów z Archeologii zachęcał mnie pewnego razu do spróbowania sił w maratonie. Uświadomił mi, że by go pokonać wcale nie muszę przebiec od startu do mety bez zatrzymania. Przewidziany jest spory zapas czasu, nawet idąc połowę lub jedną trzecią trasy można ukończyć maraton w zakładanym limicie 6 godzin. Ten bezpieczny limit czasu bardzo mi się spodobał. Pomyślałem, że mój start w zawodach biegowych będzie tylko kwestią czasu.

Półmaraton toruński 21 maja 2006 roku

W maju 2006 roku postanowiłem wziąć po raz pierwszy w życiu udział w zawodach biegowych. Byłem do nich kompletnie nie przygotowany, o imprezie dowiedziałem się na kilka dni przed. Nie było już sensu ćwiczyć. Na szczęście miałem już podstawową wiedzę o zachowaniu się ludzkiego organizmu w czasie biegu. Kilka dni wcześniej kupiłem ciekawą książkę popularno naukową pt. „Życie w warunkach ekstremalnych”. Były w niej także informacje o procesach zachodzących w organizmach biegaczy. Rozumiejąc co będzie się działo w moim organizmie w trakcie ekstremalnego wysiłku mogłem łatwiej się do tego przygotować. W związku z moim nie przygotowaniem zastanawiałem się jaki wybrać dystans. Mogłem pobiec na 10 km, półmaraton i maraton. Ten ostatni oczywiście wykluczałem. Jeden z kolegów doradzał 10 kilometrów, odradzał półmaraton. Wahałem się też czy wogule wystartować. W przeddzień, w sobotę 20 maja poszedłem na imprezę „Pod anioła”. Wypiłem tylko jedno piwko, nie chciałem psuć sobie kondycji następnego ranka. Zgłaszać się można było prawie do ostatniej chwili dlatego ostateczną decyzję odłożyłem do dnia zawodów.

Budzik zadzwonił około 7 rano. Była niedziela 21 maja. Wstałem; chwila zastanowienia i męska decyzja: biegnę. Raz się żyje, muszę spróbować. Zdecydowałem się na półmaraton – 21 kilometrów. Mieszkałem w kamienicy na Nowym Rynku, do biura zgłoszeń miałem 5 minut. Wpłaciłem opłatę startową, wziąłem numer startowy (607), wytłumaczono mi co mam zrobić z chipem który dostałem. Popytałem trochę o sprawy organizacyjne i trasę. Start miał mieć miejsce w Toruniu a meta znajdowała się w Łubiance oddalonej o ponad 20 kilometrów. Łubianka była też półmetkiem maratonu bowiem maratończycy biegli połowę swojej trasy wspólnie z półmaratonem. Uczestnicy półmaratonu mieli z Łubianki wrócić podstawionym autobusem. Na miejscu z zaciekawieniem przyglądałem się czarnoskórym biegaczom przybyłym na zawody. Wiedziałem, że to elita wśród długodystansowców. Było jeszcze trochę czasu więc wróciłem do domu, zjadłem lekki posiłek. Przygotowałem buty „Sprandi” i strój. Ten ostatni był bardzo amatorski. Pobiegłem w zwykłych skarpetkach, czarnych dżinsowych spodenkach i z komórką w kieszeni.

Start był na ulicy chełmińskiej, niedaleko mojego wydziału (Wydziału Nauk Historycznych). Dotarłem na 5 minut przed rozpoczęciem biegu. Czułem podniecenie, adrenalina zaczęła działać. Plan był taki: Przebiec 10 kilometrów, potem jak nie dam rady będę szedł. Limit na 21 kilometrów wynosił 3 godziny. Obliczyłem, że jeśli w godzinę przebiegnę 10 km to pozostałe 11 mogę nawet przejść, i tak w 2 godziny powinienem zdążyć. Myślałem, że na 10 kilometrze będę bardzo zmęczony, że przebiegnę może jeszcze 2 lub pięć dodatkowych ostatkiem sił a ostatnich kilka przejdę. Był to według mnie najbardziej prawdopodobny scenariusz.

Przygotowując się do startu usłyszałem nagle „cześć”. Jeden z kolegów których kojarzyłem z imprez i akademika także przygotowywał się do startu. Nie podejrzewałem go o bieganie długodystansowe. Porozmawialiśmy trochę co pozwoliło uspokoić atmosferę. Kolega miał już na koncie półmaraton, teraz biegł swój pierwszy maraton. Był jeszcze jakiś trzeci chłopak którego bieg stanowił prezent dla przyjaciół biorących ślub. Postanowił, że pobiegnie dla nich i postara się przebiec w mniej niż 2 godziny. Bardzo ładna idea.

Start nastąpił o 9 lub 10 rano. Biegłem jak najwolniej, chciałem tylko przebiec jak najdalej, nie liczył się czas. Początek był bardzo lekki, pogoda fajna, słoneczna ale bez upałów. W sam raz. Czułem się dobrze. Spodobały mi się oznaczanie przebiegniętych kilometrów na trasie (tabliczka z numerem kilometra po każdym kilometrze). Rozmawiałem sobie z kolegą, nie za dużo bo nie chciałem złapać tzw. „kolki”. Starałem się biec za jakąś grupką ludzi, w tunelu powietrznym. Zmniejszało to opór powietrza i ułatwiało bieg. Przede mną biegł jakiś mężczyzna około 40stki, obok niego jechał rowerem jego kolega. Coś tam sobie rozmawiali, kolega miał w rowerze radio, leciały jakieś przeboje. Dziwnie się czułem. Zamiast morderczej walki, biegliśmy sobie powolutku, nie czułem się zmęczony, rozmawiałem, tu przygrywała muzyka. Nie wiedziałem już, czy jestem na półmaratonie czy na niedzielnym spacerze. Jeszcze większym zdziwieniem napawała mnie struktura wieku biegaczy. Spodziewałem się wysportowanych młodzieńców, głównie kilkunasto dwudziestolatków. A tymczasem ja, 28 letni „koń” czułem się jednym z młodszych. Dominowali ludzie w przedziale 30 – 50 lat! Dziwiłem się, jak można w takim wieku mieć taką formę.

W którymś momencie kolega spokojnie oznajmił, że biegniemy już 55 minut. Nie mogłem uwierzyć. Jeszcze chyba nigdy tak długo nie biegłem (może jeden raz), a tymczasem czułem tylko lekkie zmęczenie. Byłem mile zaskoczony. Na dziesiątym kilometrze nadal czułem się dobrze. Wiedziałem już, że nie taki diabeł straszny, że przebiegnę półmaraton, pytanie tylko w jakim czasie. Postanowiłem powalczyć o wynik. Wierząc w siebie (nieoszlifowany diament?) zacząłem minimalnie podkręcać tempo. Zrobiłem nawet kilka ćwiczeń w biegu (bieg dostawny bokiem, przeplatanka itp.). Biegło mi się nadal dobrze do około 15tego kilometra. Potem sznur biegaczy bardziej się rozciągnął, trudniej było schować się za kimś, więcej było otwartych przestrzeni na których wiał dosyć silny wiatr. Poczułem, że zaczynam się męczyć. Kolega biegł cały czas obok mnie. Korzystaliśmy z punktów odświeżania rozstawionych co 5 kilometrów. Dzieci stojące przy drodze podawały wodę, napój energetyczny i gąbki nasączone wodą. Dla mnie było to kolejne już miłe zaskoczenie. Chyba gdzieś wtedy podbiegł do mnie jakiś „dziadek”; biegł przy mnie i komentował wesele obok którego przebiegliśmy. Opowiadał jak to biega już od wielu lat i kiedyś zdarzyło mu się, że porwano go z trasy maratonu na wesele. Kazano tańczyć z panną młodą. Ta w tańcu powiedziała, że „Pan taki śliski”. Potem maratończyka wypuszczono i pobiegł dalej. Śmiał się „dziadek” z tej historii, śmiałem się i ja. Nie rozmawiałem jednak za dużo bo byłem już nieźle zmęczony, tymczasem starszy pan jakby nigdy nic pożegnał się ładnie i pobiegł przede mną szybszym tempem. Po raz kolejny byłem zaskoczony zarówno wysoką formą starszych biegaczy jak i ich życzliwością i otwartością. Równie miły widok stanowili mieszkańcy wsi przez które biegła trasa maratonu. Stali przy szosie, machali przyjaźnie i oklaskiwali biegaczy. Naprawdę coś wspaniałego. Na 17tym kilometrze byłem już bardzo zmęczony, powiedziałem koledze, ze dopadł mnie kryzys. Ten namawiał, bym się nie poddawał. Pozostało jeszcze tylko 4 kilometry. Około 18tego kilometra biegłem już bardzo wolno. Kolega pożegnał się ze mną, postanowił nieco przyspieszyć tempo. Według niego jeśli będę biegł do końca przebiegnę półmaraton w mniej niż 2 godziny. To miał być niezły wynik jak na debiut. Pomiędzy 19 a 20 kilometrem biegłem już ostatkiem sił, głowa spuszczona, walczyłem o każde 100 metrów. Bałem się czy aby nie zasłabnę. Przed 20 kilometrem nie wytrzymałem. Musiałem na chwilę stanąć i przejść. Ale uczucie - niesamowite. Uda mi pulsowały, myślałem, że zaraz wybuchną. Przeszedłem tak kilkaset metrów, trochę podbiegając od czasu do czasu. Mobilizowali mnie ludzie kibicujący biegaczom. Niedługo później zobaczyłem metę, wtedy wykrzesałem jeszcze odrobinę sił i dobiegłem do końca. Usłyszałem swoje nazwisko ogłaszane przez spikera, zaraz za metą wręczono mi pamiątkowy medal. Dopadłem stojącą na stolikach wodę i łapczywie piłem kubek za kubkiem. Ale byłem szczęśliwy. Wynik nie był co prawda imponujący. Przebiegłem półmaraton w czasie 2 godziny i równo 5 minut (02:05:00). Byłem 56 na 68 zawodników. Zająłem niechlubne ostatnie miejsce (14te) w swojej kategorii wiekowej (M1). Nie to się jednak dla mnie liczyło. Po raz pierwszy w życiu przebiegłem 21 kilometrów. Poszedłem zaraz do autobusu który miał odwieźć nas do Torunia. Tu organizatorzy trochę się nie spisali. Autobus wywiózł nas najpierw do jakiejś szkoły w innej wsi gdzie czekaliśmy chyba z godzinę a potem dopiero do Torunia. Ledwo człapiąc wróciłem na stancję. Nogi mnie bolały, chodziłem dosyć sztywno. Miałem też kilka odcisków. Nic to jednak nie znaczyło wobec odniesionego tego dnia sukcesu.

Swój pierwszy w życiu start w zawodach sportowych wspominam bardzo miło. Wiele było tam dla mnie rzeczy nowych i zaskakujących. Chipy w bucie, punkty odświeżania, wolne tempo, oznaczenia kilometrów a przede wszystkim wysoka średnia wieku uczestników i ich serdeczność oraz przyjaźnie nastawieni kibice. Zauważyłem, że o przebiegnięciu tak dużej odległości zadecydowało bardzo spokojne tempo. Zwykle biegałem o wiele szybciej dlatego po kilku kilometrach byłem u kresu sił. Spokojne tempo maratońskie pozwala przebiec o wiele, wiele dalej. Miła atmosfera imprezy i odniesiony sukces sprawiły, że niedługo po zakończeniu zacząłem myśleć o starcie w innych zawodach, może nawet w maratonie. Do tego ostatniego postanowiłem się jednak solidnie przygotować.

55 komentarzy:

Anonimowy pisze...

W tym roku ja będę biegła swój pierwszy półmaraton. I właśnie tak go sobie wyobrażam. Wierzę, że się uda.
Super post.
Pozdrawiam!
Roksana.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Hej Roksana,

Powodzenia! Tylko uważaj: wciąga. Pamiętam, że ten chłopak z którym biegłem pierwszy półmaraton powiedział mi wtedy coś takiego: "Jak przebiegniesz swój pierwszy maraton to już jesteś złapany. Już cię wciągnie, będziesz chciał startować, poprawiać życiówki, zwiedzać, jeździć na biegowe imprezy". Teraz mogę potwierdzić jego słowa. Tak że uważaj;)

p.s. Polecam w ramach przygotowań poczytać Skarżyńskiego "Biegiem przez życie". Bardzo pomocna lektura.

Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Hej fajny post bardzo miło się czytało ja w tym roku też startuje wiek ten sam co twój jak zaczynałeś :). Mam jeszcze miesiąc na przygotowania dzisiaj udało się 13 km zrobić :) (jak narazie rekord życiowy)...Jutro próbuje 15 ;) Pozdrawiam....

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Witaj,

Skoro biegasz treningowo 13 km, to półmaraton pójdzie bez większych problemów. Pamiętaj by nie zacząć za ostro i odpocząć ze 3 dni przed startem. Biegasz dziś rekordowo 13 km a jutro chcesz jeszcze dalej? Moim zdaniem trochę niebezpieczna taktyka, lepiej mocne treningi przeplatać z lekkimi, regenerującymi. Jeśli np. jednego dnia masz mocny to następnego coś lżejszego, za dzień lub dwa znowu coś mocniejszego. To mniej eksploatuje organizm i zmniejsza prawdopodobieństwo kontuzji, przetrenowania.

Pozdrawiam:)

Anonimowy pisze...

Witam jestem ŁUKas ze Studzianki koło Łomaz właśnie odważyłem się i zapiłem na pierwszy oficjalny półmaraton. Biegam głownie 5,10,15km trochę obawiam się czy dam radę ale po tym artykule bardziej wierzę e podołam i polówkę przebiegnę w marcu w Wawie

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Cześć Łukasz,

Miło poczytać, że w moich okolicach biega długie dystanse coraz więcej osób. Jeśli biegasz około 10 km na treningach to z półmaratonem nie będzie problemów. Ważne byś nie zaczął za szybko, najlepiej nawet trochę wolniej niż zwykle biegasz. Nie daj się ponieść dla tłumu, przyśpiesz ewentualnie na ostatnich kilku kilometrach. Na pewno będzie fajnie. Pozdrawiam !

Organizator Wydarzeń pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Organizator Wydarzeń pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Organizator Wydarzeń pisze...

Witaj Paweł
Pierwszy półmaraton mam za sobą. Było fajnie ale nie do końca. Organizacja i atmosfera biegu super. Przez 15 km trzymałem tempo bardzo dobrze na 1:35, podbieg Belwederską trochę mnie kosztował ale po kilometrze już wróciłem an właściwe tempo. Wszystko zaczęło się gdy zobaczyłem stadion narodowy to przyspieszyłem za mocno nie patrząc na to ile km pozostało dopiero jak poczułem zmęczenie ujrzałem flagę 20 km i wtedy nie wiem co się stało coś w głowie przy zbiegu z mostu Poniatowskiego zabrakło mi mocy. wysiadłem normalnie i doczłapałem może z 7 minut ostatni kilometr. Tyle osób mnie wyprzedziło ja zerwałem się dopiero na ostatnie może 100 metrów. Zabrakło doświadczenia. Ukończyłem ostatecznie 1:41:37 brutto. jak na debiut to nieźle. Po biegu nie czułem wielkiego wyczerpania. teraz na spokojnie widzę , że muszę podbiegi robić i mentalnie jeszcze się zmobilizować. Wybiegania robiłem po 20,km, 22 km i 24km na 10 dni przed startem. Po trzech miesiącach przygotowań osiągałem czas treningowy 1:48-1:52. Zakładałem aby złamać 1:50. Po 15 km czułem że złamię ale 1:40 nie wytrzymałem. Do tego podbiegu szło super biegło się lekko bo trzymałem tempo. Cóż frycowe się płaci. Teraz zaczynam przygotowania do kolejnego półmaratonu. Tylko poszukam miejsc gdzie można dobrze podbiegi potrenować. ŁUKas (Studzianka)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Cześć Łukasz,

Świetnie Ci poszło, gratuluję! Bardzo dobry czas jak na debiut, ja pierwszy półmaraton robiłem ponad 2 godziny. Dziwi mnie tylko, że spuchłeś na zbiegu. To raczej nietypowe. A te wybiegania 20-kilometrowe na 10 dni przed startem robiłeś dzień po dniu? Kurcze, strasznie długie dystanse. Jeśli chcesz pozostać przy półmaratonach to nie potrzebujesz trzaskać takich dystansów. Lepiej krótsze a bardziej intensywne. Słusznie piszesz, że trzeba się wziąć za podbiegi. Ja też muszę. W Wisznicach też nie bardzo jest gdzie: katuję albo pagórek przy starym kościele albo jadę kilkanaście kilometrów na górkę grabowską po drodze do Włodawy. P.s. Wczoraj przebiegałem przez Studziankę:)

Jeszcze raz gratulacje!

Organizator Wydarzeń pisze...

Te po dwadzieścia kilometrów nie biegałem dzień po dniu tylko co 10 dni. Chciałem sprawdzić jak organizm zareaguje i czy dam rade. zresztą nudziły mnie treningi po 12-15 km hehe Ten półmaraton zakładałem interwałami zrobić ale nie było potrzeby. Piłem po łyku dwa na każdym punkcie. Szybko odbudowałem się po tym męczącym podbiegu. Przyspieszyłem i jakiś kilometr zwiększyłem drastycznie tempo myślałem, że to końcówka. Wiem, że to dziwne ale dopiero widok ze to 20 km mnie sparaliżował. Kilka oósb które poznałem przed startem gdy dowiedziało się skąd jestem wspominało Cię jak byleś zającem któregoś roku i rozdawałeś cukierki na PW. Ja na podbiegi wybiorę się w okolice Białej Podlaskiej lub do parku radziwiłowskiego. Staram się biegać jak najmniej po asfalcie boję się o kolana. Nasze drogi po zimie są tragiczne niestety. Teraz muszę przysiąść opracować strategie treningową do kolejnego półmaratonu. W między czasie mam 4 starty na 10 km. Jakbyś miał dobre praktyczne rady na trening do połówki to napisz w wolnym czasie. Mój e-mail: napoleon1789@gmail.com ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

To bardzo miło, że ktoś mnie pamiętał gdy byłem pacemakerem w poprzednich latach. W tym roku też byłem w Warszawie w dniu półmaratonu ale nie biegłem. W sobotę robiłem kurs masażu bańką chińską i zostałem do niedzieli. Trochę żałowałem, że się nie zgłosiłem, nie przypuszczałem, że kurs i półmaraton wypadną w ten sam weekend. Mógłbym za jednym przyjazdem do Warszawy zrobić dwie rzeczy. Z drugiej jednak strony wolę na razie nie przeciążać układu ruchu.

Dobrze, że na każdym punkcie coś tam piłeś, dobrze, że trenując unikasz asfaltu. Planu treningowego pod półmaraton nie mam, raczej trenuję według najprostszej metody: raz w tygodniu długi bieg, raz lub dwa razy siła, raz szybkość. Standard. Gdzie następną połówkę lecisz?

Anonimowy pisze...

Staram się tylko na wybiegania asfalt biec i w miarę możliwości przeplatać gruntowymi drogami. Następna połówka zapewne w sierpniu w Krasnymstawie chyba, że będzie gdzieś mi pasowało w czerwcu. To jest ten minus że szybkości nie trenowałem. Nie mam recepty na to. Biegałem kilka razy minuta szybko dwie woniej lub dwie szybko trzy wolno. Interwały tez robię. Jaką metodę na szybkość polecasz?Robiłem w tamtym roku plan na 10 km po nim wychodziło mi 45 z kawałkiem zacząłem biegać tak do 15 km wybiegania i poprawiłem się do 43. Łukasz

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Wiesz Łukasz, w tym roku z szybkością wszyscy mieli problem bo przynajmniej u nas nie bardzo było gdzie jej ćwiczyć. Wszędzie lód i śnieg. Metody na szybkość? Minutówki to trochę krótko, przebiegałeś wtedy 200-300 metrów. Lepiej gdybyś robił czterysetki (kilka - kilkanaście razy szybszego biegu przez około 1:45) lub kilometrówki (4 minuty szybszego biegu). Taki trening powinieneś zrobić raz, dwa razy w tygodniu. Poza tym każdy zwykły trening powinieneś kończyć kilkoma szybszymi przebieżkami. To wszystko jest w książkach u Skarżyńskiego i Danielsa. Jakie dokładnie tempa powinieneś trzymać masz dobrze rozpisane u Danielsa. On ma tam świetne tabele. Ja w tej sprawie nic nowego nie wymyślę. Aha, no i szybkości bez siły nie będzie: nie można zapominać o gimnastyce siłowej i rozciąganiu.

Anonimowy pisze...

Witaj
Po 400 metrówkach lub 2 minutach szybszego biegu truchtać? maszerować? czy odpocząć?jak to proporcjonalnie ma się do przebieganych km?czy przebieżki robić regularnie powiedzmy co 3 minuty?2 minuty?pogoda się poprawiła i po gruntówkach lepiej się biega, pewniej i już dzień dłuższy. ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Możesz truchtać lub maszerować a nawet stanąć. Jak wolisz. Najambitniej jest robić interwały czyli po 400 metrach truchtać. Ja to robiłem zdaje się na 2 minutowej przerwie. Ważne jest, by nie wypoczywać za długo pomiędzy tymi czterysetkami. Z czasem możesz zmniejszać przerwę. Wartość VDOT wg Danielsa z Twoim 1:41 w półmaratonie masz 44 lub 45. Czyli Maraton powinieneś pobiec na złamanie 3:30. Jeśli chcesz złamać 1:35 w półmaratonie to wg Danielsa powinieneś biegać 400m na treningach interwałowych po 97 sekund a 1000 m po 4:03. Tak to książkowo wygląda choć ja Ci przyznam, że nie lubię trzymać się ściśle książek. Możesz jeszcze się pobawić w coś takiego: 1000 m, następnie 800 m, 600 m, 400 m i 200 m. W takich szybkich treningach dystans nie jest ważny. Wystarczy kilka km. Robisz 15 min rozgrzewki, potem właściwy trening i na koniec lekkie i krótkie schłodzenie w truchcie. Nie zapomnij się później porozciągać. Przebieżki na spokojnie, trochę szybciej ale nie na maxa. Długość przerw pomiędzy nimi nie ma znaczenia.

Anonimowy pisze...

Dzięki, wolę truchtać chociaż jak biegam powyżej 20 interwałami to nie czuję się zmęczony. Narazie chcę kolejny półmaraton z głową pobiec może w czerwcu jak będzie okazja. Złamać 1:40 w normalnej pogodzie i bez dresu, Maraton jeszcze nie teraz. Rozciągam się przed treningiem i po. Ile takich czterysetek robić przy 10 km czy 13km?Raczej przerw między przebieżkami nie robić po 20 minut hehe ŁUkas

Anonimowy pisze...

Witaj Paweł mam kolejne pytanie; czy jak jest tak jak dzisiaj fatalnie wody po kostki to jak taki trening zastąpić? co ćwiczyć rozciąganie,pompki/brzuszki czy jest sposób aby taki trening zastąpić?ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Łukasz,

Odpowiadając na pierwsze pytanie: ile czterysetek. Ile dasz radę, ważne byś najpierw zrobił z 15 min rozgrzewki, potem możesz lekkie rozciąganie, potem kilka - kilkanaście czterysetek, na końcu właściwe rozciąganie i ze 2 km w truchcie lekkiego schłodzenia. Tych czerysetek rób ile Ci wyjdzie, tak jak pisałem wcześniej: jak robisz naprawdę intensywny trening to kilometraż nie jest pierwszoplanowy. Najważniejsze jest precyzyjnie utrzymywanie prędkości podczas wszystkich powtórzeń (nie coraz wolniej!). Możesz robić i 20 i 30 tych powtórzeń, ja zwykle miałem zacięcie by robić 7, góra 10 razy. Większość robi kilkanaście razy. Zatopek chyba robił 40 :)

Jak trenować, jak jest taka bryndza? Ja ubrałem dobrze amortyzowane buty i przerzuciłem się na asfalt. Znalazłem sobie mało uczęszczaną ulicę i biegam albo szybkie odcinki (przedwczoraj miałem tylko 0,5 godziny na trening to zrobiłem 6 x 1 min szybko) albo długie wybiegania. Od biegania po lodzie i śniegu mam ostatnio problemy więc stwierdziłem, że wrócę na drogi gruntowe dopiero gdy śnieg stopnieje. Możesz też większy nacisk położyć na gimnastykę siłową, możesz sobie pojechać na basen do Białej. Ja mam od niedawna rower stacjonarny na którym ćwiczę. Ale pomimo wszystko pobiegać trochę powinieneś, siłownia biegania nie zastąpi.

Pozdrawiam, Paweł

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Aha, Łukasz, jeszcze propozycja dla Ciebie na start niedaleko:

Bieg Przyjaźni Brześć - Terespol (15 czerwca)

http://mokterespol.com/index.php?option=com_content&view=article&id=404%3Aviii-midzynarodowy-bieg-przyjani-terespol-brze-15062013&catid=34%3Aaktualnoci&Itemid=58

Anonimowy pisze...

Witaj
Dziękuję za rady i informacje. O biegu w Terespolu wiem od dawna już na bieżąco śledzę jakie biegi będą w naszym regionie i okolicznych województwach. Niestety 15 czerwca mam obronę na Uczelni. 12 maja jest w Białej Podlaskiej 10 km płaska trasa. Ro temu było świetnie, aż sam byłem pozytywnie zaskoczony. W okresie maj-pażdziernik jest sporo biegów. W tym roku w czerwcu 29 jest półmaraton w Adamowie tam się wybiorę bo to po lesie. W czerwcu też jest w Siemiatyczach 10 km. W lipcu cross Piątka w Studziance 14-go. W sierpniu półmaraton w Krasnymstawie i 3 bieg Jeziorek w Międzyrzecu Podlaskim 31 dokładnie. 1 wrzesnia pólmaraon w Siedlcach. Teraz jedziemy na Czwartą Dychę 21 kwietnia do Lublina nad zalewem.
Ja unikam jak ognia asfaltu ale niestety trzeba będzie pobiegać teraz póki woda nie zejdzie. Co do szybkości to zauwazyłem, że pierwszy raz zrobiłem 6 czterysetek ale chyba za szybko po ostatnia już nie tak jak pierwsze. ŁUKas

Anonimowy pisze...

Oczywiście nie będę we wszystkich startował półmaraton w Adamowie planuje i Krasnymstawie z tych mniejszych to wybiorę tak aby się nie zakatować. ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

O widzę, że w biegach w okolicy orientujesz się lepiej niż ja. Chętnie wybrałbym się na te 10 km 12 maja (a trasa z atestem?) ale 11 maja chyba pojadę na DYMnO (ok. 60 km na orientację) to te 10 km w Białej mógłbym przebiec co najwyżej towarzysko. Pomyślę jeszcze o tych biegach, które wypisałeś.

Dzięki za info

p.s. Z tą szybkością na asfalcie to uważaj tam u siebie, znajdź jakiś równy asfalt. Z tego co pamiętam w Studziance na ulicy jest pełno dziur i kałuże do połowy jezdni. Żebyś nogi nie skręcił.

Anonimowy pisze...

Witaj
Śledzę na bieżąco biegi. W Białej trasa z atestem i płaska.Elektroniczny pomiar www.bialabiega.pl zobacz.Pilnuje się na asfalcie i patrzę na dziury. Po Studziance teraz mniej biegam tylko przez Dokudów i Ortele. Tam też dziury są. Bo tak to w Studziance mam gruntowe drogi że nawet 25 km można zrobić.
ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Trasa z atestem, płaska, fajna sprawa. Nie wiem jeszcze co zrobię, zobaczę, jak się będę czuł i jaka będzie się zapowiadała pogoda. U mnie chyba najbardziej prawdopodobne jest DYMnO 11 maja bub 12 maja maraton Katowice. Jak nie będę na te większe imprezy przyszykowany to może pobiegnę tę dyszkę w Białej. Zobaczymy.

Jak biegałem przez Studziankę do II Dokudowa to przez ten mostek na Zielawie ale ostatnio koleżanka z Łomaz (Ania) pokazała mi drogę z Łomaz bezpośrednio do Dokudowa, po gruntowych drogach. Niech no śnieg stopnieje to będę tamtędy biegał by nie tłuc stóp po asfalcie.

Anonimowy pisze...

Hej Paweł
Obecnie drogi poprawiają się. JA po gruntowych dzisiaj biegałem, bo błoto obeschło trochę. Rozmawiałem ostatnio z Anią o Tobie heheh Drogą z Łomaz do Dokudowa to biegam ale z tamtej strony potem prosta do mostu w Studziance i gruntówkami.
Ciągle korci mnie ten maraton 8 czerwca w Lublinie. Z jednej strony wiem, że jakoś przebiegnę ale z drugiej czuję obawę o taki dystans
ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Cześć Łukasz,

Ja sobie wczoraj trochę po lesie pobiegałem jako fotograf na XI Marszach na Orientację pamięci Miąskiewiczów. Zawody były koło Wisznic. W lesie jeszcze śnieg gdzieniegdzie leży ale już można biegać. Chyba już się przerzucę na polne i leśne drogi.

Maraton? Nie wiem ile masz lat, jak jesteś młody to może lepiej pracować nad szybkością i startować mocno ale w krótkich biegach. Dłuższe dystanse rozwijają wytrzymałość ale ponoć zabijają prędkość. Maraton na pewno jakoś byś przedreptał bo limity są łagodne. Zastanów się co sam bardziej wolisz i co Ci bardziej wychodzi: krótsze biegi na wysokiej intensywności czy długie biegi na niskim tętnie. Jeśli nastawiasz się na starty w połówkach i na 5 lub 10 km to możesz sobie ten maraton odpuścić.

Paweł

WojtekZ pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
WojtekZ pisze...

Wspaniały wpis :) Przypomniał mi się mój pierwszy półmaraton w 2010 roku :) Byłem jedynie po 4 krótkich treningach przed i miałem dosłownie takie same odczucia na 17-18 km kiedy myślałem, że to koniec. Jednak udało się ukończyć w czasie 2:15 i byłem również bardzo szczęśliwy.

WojtekZ pisze...

Polecam bieg, w którym w tym roku startuje: http://www.potsdam-schloesserlauf.de/

To będzie mój 3 półmaraton i mam nadzieję, że uda się zejść poniżej 2 godzin.

Trzymajcie kciuki :)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Wojtek, powodzenia na półmaratonie w Poczdamie na początku czerwca.

p.s. Kurcze, w 2010 roku Twój pierwszy półmaraton a w tym roku dopiero trzeci? Rzadko startujesz (raz do roku?) albo półmaraton nie jest Twoim ulubionym dystansem..

Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Ja dzisiaj treningowo wyznaczyłem trasę półmaratonu z podbiegami i także po lesie złamałem 2 godz potem basen sauna i czuje się super. To dlatego ze biegam szykując się do maratonu 8 czerwca w Lublinie czy jakieś rady na ostatnie trzy tygodnie ktoś debiutantowi udzieli czy wskazówek? czytam różne opinie ale od praktyków najlepsze są rady.
ŁUkas

Anonimowy pisze...

Obawiam się trochę bo czuję taką moc w nogach oby ona nie uciekła przed maratonem a to już dystans nie na żarty.
ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Trzy tygodnie przed maratonem Łukasz? Ja bym zrobił tak:

-ostatni weekend przed zawodami nie biegaj długiego wybiegania tylko coś krótszego a szybszego.

-generalnie im bliżej zawodów tym więcej biegaj szybszych rzeczy, mniej zamulaczy ("ostrzenie")

-tak od środy kilka dni przed maratonem zmniejszyłbym obciążenia, a w piątek nic nie biegał.

-wypróbuj cały sprzęt jaki będziesz miał na maratonie i żywienie. Unikaj eksperymentów.

-na wszelki wypadek zaklej sutki

-zapleć sznurówki pod sznurówki by ci się but nie rozwiązywał.

-zacznij bardzo spokojnie

-jeśli to debiut leć za pacemakerem

-na podbiegach zwalniaj, na zbiegach przyśpieszaj ale lekko- zbiegi też męczą.

-w debiucie biegnij na przebiegnięcie.

Powodzenia!

Anonimowy pisze...

Dzięki serdeczne
W ostatni weekend planowałem dychę pobiec albo 13km. Teraz biegam raz w tygodniu ponad 20 km a tak 12-15km i znalazłem miejsce za Białą Podlaską na podbiegi. Generalne biegam spokojnym tempem. Nie wiem tylko jak wyjdzie to w maratonie zapewne wolniej. Nie wiem cz biec za zającem bo nie jestem pewny czy określać w debiucie w ogóle czas na jaki biec. czy najlepiej zakleić sutki?Plan jest taki aby przebiec ten maraton bez nastawiania się na czas.
ŁUkas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

W pierwszym maratonie powinieneś biec nieco wolniej, niż zazwyczaj biegasz na treningach. Zwróć na to uwagę zwłaszcza na pierwszych kilometrach. Możesz pobiec na przebiegnięcie a możesz pobiec wg czasu, który możesz prognozować na podstawie swojego wyniku na 10 km. Z tym że tu wchodzą jeszcze dodatkowe czynniki jak pogoda i pagórki, których w Lublinie jest sporo. Nie pamiętam jaki masz czas na 10 km ale w debiucie mógłbyś się ustawić za zającem na czas tak 4:00 - 4:30. To najbardziej typowe czasy debiutantów amatorów. Sutki zaklej czymkolwiek, jakąś taśmą, która trzyma się ciała. Ja zaklejam plastrem z apteki. Z sutkami może być różnie, może nie być nic a może być tak jak na tym zdjęciu, trzecim od góry:
http://hokaoneoneaustralia.com/2013/05/06/the-north-face-100-top-10-tips-for-newbies/

Anonimowy pisze...

Będę się starał biec wolno. Ostatnio pobiegłem 15 km z tempem 5:00 i super się czułem nawet ostatni kilometr poleciałem 4:23. Wiem tylko, że takie tempo na maraton byłoby bardzo ciężkie. Dychę biegam w tym roku na biegach między 42 a 45. Treningowo to 3-4 minuty wolniej. Jakie polecasz kilometrowo wybiegania przed maratonem planuję na 2 tygodnie przed i na 10 dni przed zrobić dwa ostatnie wybiegania a potem spokojniej.
ŁUkas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Hej,

Skoro dychę biegasz w 42-45 min to znaczy, że być może złamałbyś w maratonie 3:30. Pod warunkiem jednak, że masz równomiernie rozwiniętą wytrzymałość i szybkość i że trasa będzie płaska (a w Lublinie raczej nie będzie). Możesz więc biec w Lublinie za pacemakerem na 3:45-4:00 lub biec samodzielnie na samopoczucie. Tak jak mówię: ważne by początek nie za szybko. To, że będziesz się dobrze czuł na półmetku to jeszcze nic nie znaczy. Jak będziesz się dobrze czuł 5 km przed metą to możesz delikatnie przyśpieszyć. Kilometrowo wybiegania takie same jak do tej pory trenowałeś, nic już tuż przed maratonem nie eksperymentuj z treningiem. Po prostu zrezygnuj z długiego wybiegania tydzień przed. Możesz pobiegać trochę więcej szybkich treningów (ostrzenie). Ostatni tydzień nie forsuj się; 2 dni przed startem pobiegnij coś luźnego i lekkiego - taki rozruch. Dzień przed startem możesz zrobić wolne. Relaks i regeneracja.

Anonimowy pisze...

Dziękuję serdecznie za wskazówki.
Dzisiaj zrobiłem 31 km i 510 m w tempie 5:27 i wytrzymałem. Czuję teraz w nogach ale źle nie jest. Zastanawiam się czy jeszcze w czwartek pociągnąć taki długi dystans czy już wystarczy bo mało czasu do maratonu do 8 czerwca pozostało?Trochę obawiam się podbiegów lubelskich i tych pagórków. Zobaczymy jak wyjdzie. Trening treningiem a start startem.
ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ja bym jednak ten czwartkowy trening w takiej formie odpuścił. 31 km to jednak sporo na 10 dni przed startem, możesz to potem odczuć w Lublinie. Zamiast tego lepiej coś krótszego (np. 15 km) w docelowym tempie maratońskim.

Na podbiegach pamiętaj by zwalniać i nie trzymać na siłę założonego tempa. Jak będzie bardzo stromo to możesz się chwilę nawet przejść, nic się nie stanie.

Anonimowy pisze...

Masz rację polecę 15 km w tempie maratonu to będzie ostatni akcent prze maratonem. Podbiegi mogą mnie zamęczyć więc zwolnię przed każdym do truchtu. Potem planuję 13 i 10 lżej. Ubrania przetestowałem, buty też. Tylko plastry i trzymać się z dietą muszę. Ważne to w głowie poukładać start i od 30 km heheh Ty jak pierwszy maraton wspominasz?

ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Pierwszy maraton? Na starcie byłem podekscytowany a na mecie strasznie obolały ale szczęśliwy i dumny. To był 28 Flora Maraton Warszawski z 2006 roku. Miałem wtedy 29 lat więc załapałem się do kategorii M-20. Popełniłem te same błędy co zwykle popełniają początkujący: nierównomiernie rozłożyłem siły i udało mi się biec do 23 kilometra. Potem marszobieg. Na końcu odciski miałem straszne bo było gorąco a biegłem w dosyć zabudowanych butach Sprandi. Czas 4:27:36 brutto, zająłem 1317 miejsce na prawie 2000 biegaczy. Na mecie pomimo kasacji byłem przekonany, że chcę dalej biegać maratony i że jest to świetna zabawa.

Anonimowy pisze...

Pozostało kilka dni. Biegania dużo już nie będzie. Pobiegnę dychę we wtorek i 6 km w czwartek. Pograłem na Dzień Dziecka w piłkę i kolana mnie bolą jakoś. Tak na przemian. Jakie radzisz zjeść jedzenie w dzień startu z rana?mleko,płatki źle na mnie działają. Banan jeden to za mało. Na treningach raz tylko banana zjadłem a tak nie jem. Podczas maratonu kiedy jeść do 30tki czy po?Ma być czekolada, cukier, banany, izotoniki i woda. Cukier dlaczego jest podczas maratonu?Ubrania już sprawdziłem tylko bokserki czy slipy hehhe boję się aby nie zatrzeć jak będzie gorąco.
ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Śniadanie najlepiej zjedz takie, jakie zwykle jadasz przed biegiem i dobrze się po tym czujesz. Ja bym zjadł np. kanapki z dżemem z herbatą. Aby nie za dużo. Jeść na trasie możesz od początku albo od 10 kilometra, aby nie za dużo. Nie obżeraj się. Zacznij jeść tak wcześnie bo organizm musi mieć czas, by to wchłonąć. Możesz też jeść mało, np tylko raz i na półmetku. Dużo zależy od indywidualnych przyzwyczajeń i preferencji organizmu. Ja np. łamiąc trójkę w Krakowie nic nie jadłem całą drogę bo były tylko banany a ja po bananach się źle czuję. Dobrze jest wypić słodzoną herbatę - węglowodany (cukier) w płynie dobrze się wchłaniają. Mi to zawsze na 100 km w Kaliszu służyło. Izotoników ja nie lubię ale może Tobie przypasują. Bokserki czy slipy: może być i to i to, aby nie za obcisłe. Kup przed startem Sudocrem w aptece i wysmaruj sobie miejsca, gdzie możesz się poobcierać (wewnętrzne strony ud u góry, krok, pod pachami).

Anonimowy pisze...

ja jakoś herbaty nie trawię. Jest moczopędna. Bułka z dżemem lub miodem to od dawna stosuje i lekko się czuję. Jednak wczoraj zrobiłem dychę w tempie maratonu jaki planuję czuje jak mnie uda bolą. To zapewne dlatego, że w Dzień Dziecka w piłkę pograłem nożną. jeszcze jutro wolniutko 5 km planuję przetruchtać i tyle. Banany owszem ale jeden bo po kilku strasznie mnie gania. Izotoników nie próbowałem nigdy podczas biegu. jak już dawali to po wypiję.
Z tego co podają to podbieg jest na 6, 8 km i między 27 a 29 to będzie decydowało o tempie. Zastanawiam się czy jechać dzień przed i spać z ludźmi na hali czy w dniu startu z rana. Obawiam się, że tam na miejscu jeszcze bardziej atmosfera da się we znaki.
ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ja bym pojechał dzień wcześniej by spokojnie odebrać pakiet i już rano się nigdzie nie śpieszyć. Atmosfera jest raczej fajna, tuż przed startem wszędzie czuć zapach maści rozgrzewającej. Gdzieniegdzie grupki znajomych wspominają przygody z minionych biegów. Pamiętaj tylko by za szybko nie zacząć. Aha, przed startem postaraj się coś "wydusić" w toalecie (może być spora kolejka do toi tojów). Po co masz dźwigać niepotrzebne rzeczy :) I napisz w niedzielę jak było. Ciekaw jestem wrażeń. Powodzenia :)

Anonimowy pisze...

Też tak teraz uważam bo w dniu startu będę musiał wstać przed 5 i nie wiele czasu będzie. Cała sadzę atmosfera maratonu się udzieli dzień przed i z rana. Czuję już lekkie podekscytowanie i nogi mnie bolą takie zmęczenie odczuwam i niepokój. Cóż w sobotę będzie walka jakiej zapewne nie doświadczyłem jeszcze. Lubie wyzwania-) Napiszę obszernie swoje spostrzeżenia. Oby pogoda był znośna.
ŁUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Oj, coś czuję, że ciężko było. W dniu maratonu poszedłem rano pobiegać 10 km, tak było duszno i gorąco (28 stopni w cieniu u mnie pokazywało), że ledwo co truchtałem. Dobrze, że na ten triatlon we Włodawie się zapisałem a nie na maraton bo w maratonie nic ciekawego bym w takich warunkach nie nabiegał.

Anonimowy pisze...

Witaj
Było ciężko 30 stopni ale nie tak źle. Żar z nieba i podbiegi mnie zbiły po 25 km. Pogoda dała się we znaki. Trasa trudna. Sporo osób nie przebiegło. Widziałem mdlejących i ze skurczami.Do 25 km leciałem z grupą i zającami na 3:30. Głupio zrobiłem. Biegło się naprawdę lekko. To był błąd, Bo po kilku podbiegach trzymając z nimi tempo wysiadłem. Z tej grupy z zającami jednen dobiegł a było Nas na 10 km ponad 30-tu. Potem łapałem się zająców na 3:45 biegli nierównomiernie więc postanowiłem trochę odpuścić podbiegi wolniej i delikatnie wszedłem na tempo 6:00. Już nie starałem się biec tylko truchtać. Po 25 km był kryzys, po 32 i 35 km. Tak ciężko było ale nie było to zniechęcenie bądź myśli o zejściu z trasy. Ostatni kilometr to odzyskałem siły i minąłem kilkanaście osób jeszcze. Nie katowałem się i dam radę chodzić normalnie. Jeden odcisk. Zabrakło treningu. Doczłapałem w czasie 4 godziny 7 minut. Byłem 252 na 808 które ukończyło. Tak sobie. Liczyłem na złamanie 4 godzin. Start zrobił swoje. Jestem zły na siebie, bo jakbym zaczął z grupą na 4 to bym je złamał a tak nie. To debiut i wiem,że trzeba więcej biegać treningowo trzydziestek oraz szukać długich podbiegów. Maraton uczy pokory i charakteru. To nie jest połówka to wyzwanie i szacunek. Mam obraz na przyszłość, Wysmarowałem nogi maścią od kostek po uda i to mnie nie boli. Zakwasów nie mam. Tylko w stopy mi ciągle ciepło oraz ramiona bolą trochę bo ich nie smarowałem. Bałem się, że będzie gorzej. Sudocrem też pomógł. Dobrze się nawodniłem i pasta party też swoje pozytywnie zrobiło. Narazie kilka dni odpoczywam. Nie widzę siebie w tym roku w maratonie może w następnym. Pobiegam połówki.
Dzięki za rady bo wiele do mnie dotarło i zastosowałem oprócz tej klucowej - wolnego startu.
Warto podkreślić super organizację i atmosferę.
LUKas

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Przede wszystkim gratuluję ukończenia i witam w szeregu maratończyków! Pierwszych 300 na 800 startujących. Nie jest źle. Debiut lepszy niż mój. A błędy? Cóż, każdy je popełnia. Pisałem Ci, że 3:30 teoretycznie powinieneś nabiegać ale na optymalnej, płaskiej trasie i w korzystnych warunkach (10 - 14 stopni Celsjusza) . Jak zobaczyłeś, że jest upał to trzeba było od razu skorygować plany i polecieć na 4:00. Ale to już wiesz, widzisz jak to jest. Kryzys miałeś w typowym momencie: 32-35 kilometr to już daleko, człowiek zmęczony, nogi bolą a jeszcze kawał do mety. Na końcówce zawsze jest speed bo widać metę i endorfiny działają. Jeszcze raz gratuluję.

Anonimowy pisze...

Zacząłem też pisać za sprawą Twojego bloga zapraszam do dyskusji: http://paszestudzianka.blogspot.com
ŁUKas

Emilas pisze...

Witam :)
Tak sobie czytam Twojego bloga i myślę sobie, że moja biegowa historia będzie nieco podobna i cholernie mnie to cieszy. ;) Tym bardziej, że zaczęłam mając 21 lat (czyli rok temu) i już jestem mocno wkręcona w "temat", że tak to ujmę. Super popatrzeć jak ktoś ciężką pracą osiąga wynik w półmaratonie poniżej 1:30 i jest pacemakerem, a "kiedyś tam" przebiegał półmaraton powyżej 2h. Ja pierwszy przebiegłam w 1:56 i to po 8 miesiącach biegania. Ale bieganie uczy pokory, więc uważam, że to i tak nieźle. No, ale żeby nie przedłużać tego komentarza... Życzę kolejnych biegowych sukcesów i satysfakcji z biegania. Jak to gdzieś przeczytałam: dzisiaj rób to czego innym się nie chce, a jutro to czego nie będą w stanie - czy cóś w ten deseń. ;) Pozdrawiam serdecznie!

ano i zapraszam na mojego raczkującego bloga (może kiedyś się rozrośnie jak Twój:P )

http://biegowa-ajurweda.blogspot.com/

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Cześć Emila,

Dzięki za komentarz. Co do treści: "dzisiaj rób to czego innym się nie chce, a jutro to czego nie będą w stanie" - no właśnie. Niestety z bieganiem jest tak, że trudno to odłożyć na później. Książki możesz zacząć pisać jak się dorobisz; podróżować możesz zacząć jak odchowasz dzieci i zrobisz karierę ale tak nie może być z bieganiem. Ja mam już 36 lat i wiem, że z każdym kolejnym rokiem będę wolniejszy, będzie mi trudno coś osiągnąć. Dlatego staram się osiągnąć jak najwięcej teraz choć zdaję sobie sprawę, że w przypadku mocnego zaangażowania w bieganie, na innych polach (życie osobiste, zawodowe) mogę na tym tracić.

Zajrzałem na Twojego bloga, zaraz coś tam napiszę :)

Pozdrawiam

Emilas pisze...

Dokładnie! Jeszcze przyjdzie czas na odpoczynek i nie podporządkowywanie każdego dnia/tygodnia pod bieganie. ;) Co prawda czasem jest cholernie ciężko choćby wskrzesić w sobie takie myślenie, ale... jak to śpiewało SDM "potem odpoczniesz, cudne manowce"... Strasznie zazdroszczę udziału w tych biegach ultra w Alpach! Prócz kondycji, trzeba mieć też sporo odwagi i umiejętności organizacyjnych by się porywać na tak odległe biegi... ale poprzez bieganie też można takie cechy w sobie wypracować. :) Stracić na bieganiu można z pewnością, ale w zamian też wiele zyskać - jak to w życiu: coś za coś.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Co do tej odwagi i umiejętności organizacyjnych w przypadku startów w Europie Zachodniej: wiesz, jak mówisz po angielsku i masz minimum gotówki to na pewno sobie jakoś poradzisz. Tam tak naprawdę wszystko jest zorganizowane bardzo podobnie jak u nas. Akurat w tym kantonie gdzie był bieg TVSB ludzie nie specjalnie mówią po angielsku bo to kanton francuskojęzyczny (niestety nie znam francuskiego) ale i tam jakoś można sobie poradzić.

Powodzenia w biegowych przygodach!