Nigdy nie pisałem recenzji sprzętu, dziś jest mój pierwszy raz. Na początek postanowiłem wziąć na warsztat coś małego i prostego. Padło na pas z bidonem znanej marki New Balance. Oto opinia i garść spostrzeżeń po prawie dziesięciu miesiącach użytkowania.
Każdy w miarę regularnie biegający doskonale zna uczucie pragnienia, które prędzej czy później nas dopada. Jest to zależne od pory roku i długości treningu. Zimą nie jest jeszcze tak źle, można biec bez picia i godzinę. Latem bywa dużo gorzej, już po trzydziestu minutach truchtania czuć spory dyskomfort powodowany suchością w ustach. Nieprzyjemnie zasycha w gardle, ponadto przy bardzo długim treningu można się odwodnić. Jednym słowem trzeba pić. Stwierdzenie banalne, to każdy wie. Tylko gdzie to picie zabrać? Sposobów jest kilka. Najprostszy sposób dla biegających po pętlach (np. na stadionie) to zostawienie pojemnika z wodą w jednym miejscu i korzystanie z niego w miarę potrzeb podczas mijania. No tak, ale większość (w tym i ja) nie lubi biegać „w koło Macieju”, jak koń w kieracie. Zamiast trzaskać kolejne okrążenia wolą biegać jedną dłuższą trasę, nie jest wtedy nudno. Co wtedy? Prosty i często praktykowany przez początkujących sposób to bieganie z małą butelką (np. 500 ml) w ręku. Nie ma z tym wiele zachodu, bierzemy butelkę i biegniemy. Sam tak biegałem przez jakiś czas. Rozwiązanie to ma jednak wady: po pierwsze jedna ręka jest przez cały czas zajęta, po drugie czytałem gdzieś, że biegając z nierównomiernie rozłożonym ciężarem można nabawić się wadliwej postawy i w przyszłości zwiększyć prawdopodobieństwo kontuzji. Nie wiem ile w tym prawdy, ale wolę dmuchać na zimne i z butelką w ręku już nie biegam. Muszę w takim razie sięgnąć po inne sposoby. Kolejnym pomysł to przypięcie sobie pasa z bidonem zwanego potoczne nerką. Pasy takie mają zwykle kieszeń na jeden lub dwa półlitrowe bidony oraz oddzielną kieszeń na drobiazgi. Zalety takiego rozwiązania to m.in. dostęp do 500 – 1000 ml napoju w każdym momencie biegu, uwolnione ręce, równomierne rozłożenie obciążenia, dodatkowa kieszeń. Wady tzw. nerek to najczęściej niewygoda, dyndanie, obcieranie, denerwujący dźwięk chlupotania napoju. Części z tych mankamentów można uniknąć kupując odmianę nerki: pas z kilkoma małymi bidonami (buteleczki 100 – 170 ml). Dzięki zastosowaniu kilku mniejszych pojemników zamiast jednego większego zyskujemy bardziej równomierne rozłożenie ciężaru i mniejsze prawdopodobieństwo nieprzyjemnego dyndania. Minusy to dziwaczny wygląd (terrorysta obłożony granatami) i sporo zachodu z napełnianiem i opróżnianiem buteleczek. Podejrzewam też, że może być kłopot z dostaniem zapasowych buteleczek w przypadku uszkodzenia tych z kompletu. Gdy komuś pas na bidon nie pasuje jest jeszcze rozwiązanie najcięższego kalibru: mały plecak z bukłakiem (tzw. camelem). Można w nim zabrać dużo więcej wody (1,5 – 2 litry) i innych akcesoriów (żywność, telefon, mała kurtka). Sprzęt idealny na kilkugodzinne wycieczki biegowe. Wady biegowych plecaków mogą być podobne do tych przypisanych nerkom. Obcieranie, niestabilność, chlupotanie a przede wszystkim obszerność i waga. Nie każdy lubi biegać z plecakiem. Mnie od codziennego używania plecaków odstręcza przede wszystkim kłopot z konserwacją bukłaka (wewnętrzne ścianki szybko grzybieją, trudno to usunąć i bukłak wygląda niehigienicznie). Możliwości jest zatem kilka. Każdy może wybrać coś dla siebie. Sam testowałem prawie wszystkie (oprócz pasa z kilkoma buteleczkami) i dziś większość treningów biegam mając przypiętą nerkę z jednym bidonem.
Testowaną nerkę kupiłem w maju 2008 na maratonie w Krakowie [relacja]. Zwiedzając stoiska ze sprzętem biegowym wypatrzyłem ów pas na bidon i niewiele myśląc kupiłem. Wyboru wielkiego nie było a czegoś takiego właśnie potrzebowałem. Zapłaciłem około 60 złotych. Wiedziałem, że nie powinno się biegać na zawodach z czymś, czego się wcześniej nie sprawdziło, ale zaryzykowałem i zabrałem swój świeży nabytek na trasę. Wrażenia okazały się pozytywne, ale zanim do nich przejdę jeszcze kilka słów opisu.
Pas na bidon produkowany jest w Chinach i sprzedawany przez firmę New Balance. Stosuje ona różne skomplikowane oznaczenia swoich produktów i tak naprawdę nie wiem czy moja nerka to model WPK 1062LG (tak by wynikało ze zdjęcia w „Runner’s World”, nr 3, 2008, s. 31. Opis nie pasuje jednak do modelu ze zdjęcia) czy też model WPK 736LG tylko w innej kolorystyce. Nie jest to jednak ważne. Kolor czarno – szaro – pomarańczowy jest w moim guście i pasuje do koloru bloga. Materiał, z którego wykonano nerkę to 100 % poliester. Główna część składa się z nieregularnej „plamy” długości ok. 35 cm, za której naszyte są dwa podstawowe elementy: kieszeń na bidon oraz kieszonka na drobiazgi. Kieszeń mieszcząca półlitrową butelkę wyłożona jest wewnątrz jakimś srebrnym materiałem (przypuszczalnie ma zapewnić izolację termiczną płynu w bidonie). W górnej części zawiera niewielki ściągacz dodatkowo przytrzymujący bidon. Kieszonka na drobiazgi wykonana jest z czarnego, siatkowanego, lekko sprężystego materiału. Zapinana jest w górnej części na suwak. Ma wymiary ok. 12,5 x 11 centymetrów. Wewnątrz można zmieścić klucze (by ich nie zgubić można użyć dodatkowego spinacza wewnątrz kieszonki), telefon komórkowy lub małą przekąskę. Cała główna cześć nerki obszyta jest dodatkowo wzmocnieniem i posiada od wewnątrz (czyli od strony przylegania do ciała) miękką, przewiewną wyściółkę mającą zabezpieczać przed obtarciami i zwiększać komfort. Nerkę mocujemy za pomocą czarnego, regulowanego paska szerokości 2,5 cm. Jego tylna cześć wykonana jest z rozciągliwej gumy, przez co całość wygodniej trzyma się na biodrach. W skład zestawu wchodzi firmowy bidon o pojemności 450 ml. Wykonany jest z białego plastiku, ma czarną nakrętkę z dozownikiem. Nie wiem ile waży cały zestaw, ale wydaje się, że niewiele.
Tyle opisu. Przejdźmy teraz do rzeczy najważniejszej, czyli do wrażeń z użytkowania. Jak już wspomniałem zdecydowałem się wziąć nerkę na trasę krakowskiego maratonu. Nie zabrałem jednak oryginalnego bidonu. Stwierdziłem, że jeśli zrobi mi się ciężko lub niewygodnie to mniej żal będzie odrzucić zwykłą butelkę niż bidon. Stąd w kieszeni przeznaczonej na bidon umieściłem półlitrową butelkę Powerade. Z przypiętą do pasa nerka wyruszyłem na trasę. Miałem wątpliwości, ale pomysł okazał się trafiony. Podczas biegu nerka tylko delikatnie podskakiwała nie obcierając i nie przeszkadzając zbytnio. Na zawodach liczy się każdy gram, dlatego szybko wypiłem lub wylałem połowę zawartości. Na punktach odżywiania uzupełniałem wodę w ten sposób by stale mieć nie więcej niż pół butelki napoju. W ten sposób ograniczyłem wagę dźwiganej nerki prawie o połowę. Z butelką częściowo wypełnioną nerka wcale nie przeszkadzała i była ledwie wyczuwalna. Zauważyłem też kolejny plus: kieszeń na bidon jest uniwersalna. Pasują do niej sportowe butelki od popularnych napojów Powerade, Gatorade. Mieszczą się dobrze w kieszeni, nie podskakują i nie wypadają. Na dwa kilometry przed metą odrzuciłem butelkę i przyśpieszyłem do finiszu wyprzedzając o kilka minut swojego „zająca” i biegnącą przy nim grupkę. Nerka spisała się całkiem dobrze a ja zrobiłem wtedy skromną życiówkę.
Później, w ciągu kolejnych miesięcy eksploatacji na treningach wyszły zalety jak i wady nerki New Balance. Wspominałem już o zaletach takich jak względna wygoda i uniwersalność kieszeni na bidon. Początkowo przypinałem nerkę wyżej, na wysokości pasa. Wtedy zdarzało się, że pasek nieprzyjemnie wpijał mi się ciało. Rozwiązałem ten problem przypinając ją niżej, na wysokości bioder. Jeśli pasek nerki jest dodatkowo izolowany od ciała przez górną część spodni lub spodenek to żadnego wpijania nie czuć.
Teraz sprawa siatkowanej kieszonki. Generalnie spełnia ona swoją funkcję, jest niewielka i lekko sprężysta. Dzięki temu pęk kluczy, który zwykle do niej wkładam nie dzwoni z nie przeszkadza. Razem z kluczami wchodzi do wewnątrz komórka. To jednak kres pojemności kieszonki. Szkoda. Brakuje mi miejsca na jedną lub dwie inne rzeczy, które lubię mieć ze sobą. Pierwsza: baton (na wybiegania dłuższe niż 1,5 godziny), druga: chusteczki higieniczne. Zdecydowanie przydałaby się jeszcze jedna mała kieszonka. Oczywiście nie jest to jakaś wielka wada, bo wspomniane rzeczy można włożyć do innych kieszonek, (jeśli są) lub ostatecznie ich nie zabrać. Na dłuższe wybiegania zamiast komórki można włożyć do kieszonki baton (mieszczą się dwa wielkości Lion, Milky Way). Generalnie nie jest źle, ale mogłoby być lepiej.
Jedyna poważna wada tej nerki to bidon. Wygląda ładnie i ma ładne logo firmy nadrukowane na butelce. Na tym kończą się jego zalety. Bidon jest nieszczelny i przecieka ochlapując paskudnie nogi biegnącego. Próbowałem go zakręcać na różne sposoby, nic to nie dało. Nie jest też tak, że tylko mi trafił się jakiś feralny egzemplarz, użytkownicy jednego z biegowych forów też narzekają na przeciekające bidony New Balance. Oprócz przeciekania irytuje twardość ścianek butelki i toporność ustnika. Będąc już dobrze wymęczonym na treningu musiałem wkładać sporo siły w ściśnięcie butelki i dobranie się do wody. Tak być nie powinno. Po kilku próbach miałem firmowego bidonu serdecznie dosyć. W którymś momencie problem sam się rozwiązał: bidon pożarł mi pies. Nawet na niego nie nakrzyczałem. Dziś w miejsce oryginalnego bidonu używam zwykłych butelek po Powerade. Nie przeciekają i mają dużo bardziej miękkie ścianki. Pasują do kieszeni i sprawdzają się wyśmienicie.
Pozostało jeszcze słowo o trwałości. Po 10ciu miesiącach użytkowania nerka wygląda prawie jak nowa. Widać, że uszyta jest bardzo solidnie. Ślady użytkowania (lekkie przetarcia) widać tylko od wewnętrznej strony, na miejscu styku miękkiej wyściółki z ubraniem. Generalnie do trwałości nie mam zastrzeżeń.
Teraz podsumowanie. Czy warto zabierać nerkę na zawody? To trudne pytanie i nie potrafię jednoznacznie na nie odpowiedzieć. Sam zabrałem ją na maraton i było mi z tym dobrze. Dzięki niej zawsze miałem wodę pod ręką, nie tłoczyłem się przy stolikach na punktach odżywiania by sięgnąć po kubeczek wody. Nie potykałem się tam o innych zawodników, nie oblewałem wodą. Może być też sytuacja taka, że organizatorowi powinie się noga i nie dostarczy na czas wody do punktów odżywiania (vide Maraton Toruński 2007). Wtedy własna woda to prawdziwy skarb. Nad tymi zaletami wisi jednak poważny minus: dodatkowe 300 – 500 gram. Na trasie 42 km to jednak spory ciężar i ma wpływ na końcowy wynik. Nikt z czołówki z żadnymi bidonami nie biega, każdy ogranicza wagę do minimum. Biegają za to początkujący, amatorzy. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć, czy warto zabierać nerkę na trasę. Wydaje się, że początkujący, biegnący na słabszy wynik mogą ją zabrać. Ci szybsi raczej sobie odpuszczą.
13 komentarzy:
Szkoda, że nie mam szczęścia do pasów biegowych. Mimo świetnego opisu nie zaufam także temu;)
No cóż, z tego co czytałem wolisz lekki plecak. A jak radzisz sobie z grzybieniem wnętrza bukłaka?
p.s. myślałem ostatnio o pasie na dwa bidony czyli takiej cięższej wersji nerki ale podejrzewam, że kilogram na pasie może być bardzo odczuwalny. Chyba plecak będzie lepszy.
Cały czas mam w planach zakup pasa ale ostatnio tak sobie pomyślałem, że:
Startujemy w setkach, a trening ma być specyficzny, tak? Jeśli więc robimy >20km wybieganie to dlaczego mamy biegać z pasem? Na zawodach zwykle używamy plecaków, biegajmy więc i z plecakiem na wybieganiach.
Oczywiście, na długie wybiegania plecak jak najbardziej, przyzwyczajamy wtedy organizm do dodatkowych 2 kg na plecach w trakcie długiego biegu. Tylko że ja biegam takie treningi nie częściej niż raz w tygodniu stąd na większości treningów mam nerkę; plecak sporadycznie.
Z grzybieniem sobie nie radzę, stąd pewnie zatrucie na ostatnim Harpie:/
Słyszałem, że dobrym rozwiązaniem jest trzymanie wysuszonego bukłaka w zamrażarce (o ile jest w niej miejsce), w takiej temperaturze zarazki się nie rozwijają. Są przyrządy do czyszczenia, szczotki itp.
A ja szczerze przyznam, że jeśli trening nie ma 20km, a ostatnio takich nie robię, to nie zabieram ze sobą płynów;)
No właśnie się zastanawiałem jak Ty i Grzesiek sobie radzicie skoro biegacie bez nerki. Zawsze z plecakiem, czy z butelką w ręku? Teraz trochę się wyjaśniło. zimą rzeczywiście można przeżyć bez nerki ale latem będzie trochę ciężko. Chyba że jesteś przyzwyczajony.
Wiesz Camaxtli, pisałeś że pasy z bidonem ci nie odpowiadają, bo uciskają nerki. Podejrzewam, że zakładałeś je sobie wysoko w pasie i przez to ten ucisk. Biegałeś z nerką na biodrach? też było niewygodnie?
O środkach które czyszczą wnętrze bidonów (a bukłaków pewnie też) czytałem niedawno w "Runners World" nr 3 2008. Ponoć dobre są sterylizatory parowe, tabletki do czyszczenia sztucznej szczęki, woda z kwasem cytrynowym, soda oczyszczona. Dla mnie to jednak ciągle sporo zachodu.
Wiesz, teraz mam bidon z uchwytem Raidlight'a, zabezpieczyłem się na lato;) tak czy inaczej na krótkie treningi będę brał te maleńkie buteleczki biegowe (jedną, góra dwie), to zawsze łyk, a w leginsy wejdą.
Racja, pas zakładałem na biodrach, nie próbowałem nawet niżej, zobaczę jak to będzie...
Dokładnie, środki są, sprawdź stronę Camelbaka, powinno coś być na ten temat. Ale specjalne tabsy to raczej przesada, lepiej zamienniki.
Mam pas Campusa, ale podczas krótkiego treningu trzymam w nim tylko komórkę i ewentualnie kluczyki do samochodu, a butelkę i tak trzymam po prostu w dłoni. Dlatego dla mnie pas jest wynalazkiem trochę "na siłę". Na każdy dłuższy trening ( 15km + ) zabieram mały plecaczek Quechua, sprawdza się lepiej od "nerki".
Yanek,
Skoro nie pasuje Ci nerka to może spodoba Ci się coś takiego, neoprenowy pas biegowy:
http://raidlight.pl/modules/efqdirectory/listing.php?catid=0&item=118
Wypatrzyłem go ostatnio przypadkowo. Waży tylko 75 g. Na komórkę, kluczyki, ewentualnie batonik w sam raz. Tylko ta cena...
O tym plecaczku Quechua to ja już dużo dobrego słyszałem, Camaxtli napisał na marszoblogu jego recenzję, na Nocnej Masakrze ktoś z czołówki (chyba Rocha) w nim napierał, ostatnio oglądając na youtube relację Petzl'a z UTMB
http://www.youtube.com/watch?v=rqWlVSKi-BU
zauważyłem, że zwycięzca (chyba) tych prestiżowych zawodów też biega z takim. Ten plecaczek wygląda bardzo lekko i równie "lekko" kosztuje. Tylko, że ja jestem wysoki a ponoć na wysokich jest przymały. Ale i tak się do niego przymierzę przy najbliższej okazji:) Tylko ten bukłak i jego grzybienie...
Bukłak w plecaczku Quechua to niestety porażka. Wypełniłem go colą przez maratonem kampinoskim, ale jeszcze przed startem zaczął przeciekać. Przez całą drogę wszystko lepiło się, dobrze że było zimno bo miałbym towarzystwo much i pszczół zapewnione :-) .
Cenom firmy Raidlight mówimy stanowcze nie :-) !
Fakt, Raidlight jest dosyć drogi i robi raczej delikatne rzeczy (na razie mam dwie: stuptuty i przednią torbę do plecaka) ale muszę przyznać że to dobry sprzęt. Czasem warto wydać trochę więcej i poczuć różnicę.
Wczoraj wrzuciłem do bukłaka kilka tabletek COREGA TABS, zalałem wodą i zostawiłem na noc. Niestety, na bukłak nie działają, rano był tak samo zagrzybiony jak wcześniej. Ostatecznie wyszorowałem go wewnątrz przy użyciu szczotki do mycia butelek. Ten najprostszy sposób jest chyba najskuteczniejszy.
Z grzybieniem sobie radze w następujący sposób: sól kamienna czyli bardzo gruba, około 2 -3 łyżek i niewielka ilość wody. Energiczne potrząsanie powoduje dobre oczyszczenia i odkażenie wnętrza bidonu zanim sól sie rozpuści. Prosto, tanio i skutecznie.
Dzięki za patent. Przy najbliższej okazji wypróbuję. Pozdrawiam:)
Prześlij komentarz