środa, 15 kwietnia 2009

Skosztuj grzyba

Prawie nie pijam alkoholu, z różnych powodów. Ostatnimi czasy odkryłem za to inny napój, który nie ma tylu efektów ubocznych a jest smaczny i ponoć bardzo zdrowy. Zwie się grzybem Kombucha (Kombucza) lub grzybem herbacianym. Napój uzyskiwany przy jego pomocy znano już przed Chrystusem na Dalekim Wschodzie. Pierwsze wzmianki o stosowaniu grzyba pochodzą z II wieku p.n.e. Według źródeł w 414 roku Kombuchę sprowadzono z Chin do Japonii na życzenie samego cesarza. Grzyba uprawiali też Koreańczycy i mieszkańcy południowych krańców dzisiejszej Rosji. W następnych wiekach znajomość fermentacji Kombuchy prawie zaginęła. Odkryto go ponownie na początku XX wieku. Pewna japońska lekarka zaskoczona długowiecznością i wyjątkowo dobrym zdrowiem kaukaskich górali we wsi Karkasom odkryła, że popijali oni regularnie napój z grzyba herbacianego. Podobno to dzięki niemu zachowali zdrowie i uniknęli wielu chorób. Lekarka zabrała grzyba do Japonii. Stamtąd rozprzestrzenił się w innych krajach i jest dziś uprawiany m.in. w Polsce. Tyle historii.
Wszystko fajnie, ale cóż to za kuriozum ten grzyb Kombucha? Mówiąc najprościej jest to taki niezbyt apetycznie wyglądający „naleśnik” pływający pod powierzchnią wewnątrz słoja z napojem; trochę galaretowaty, trochę żelowaty. Młody grzyb jest cienki i prawie przezroczysty; starsze są grubsze i ciemniejsze. Z naukowego punktu widzenia nie jest to grzyb a raczej porost złożony z mnóstwa grzybów drożdżowych i bakterii żyjących w symbiozie. Drożdże pływające w słodkim roztworze fermentują produkując alkohol, który z kolei jest pożywką dla bakterii. Rozwijające się w grzybie bakterie wytwarzają szereg wartościowych kwasów, witamin, enzymów (m.in. kwas glukuronowy, foliowy, mlekowy, aminokwasy, enzymy, substancje antybiotykowe, witaminy B1, B2, B6, B12, C i śladowe ilości alkoholu). Rozpuszczone w orzeźwiającym napoju stają się cennym dodatkiem do naszego menu.
Oprócz walorów smakowych i orzeźwiających grzyb Kombucha ma podobno duże walory lecznicze. Nie wiem ile w tym prawdy, bo gdy czytam opisy to trudno mi znaleźć, na jaką dolegliwość grzyb nie pomaga. Działa ponoć na wszystko. Piję go zbyt krótko, by stwierdzić cokolwiek z autopsji, a więc powtórzę za innymi, że Kombucha ma przede wszystkim silne właściwości detoksykacyjne (odtruwające). Ponadto wzmacnia układ immunologiczny (mniej przeziębień), reguluje przemianę materii i ciśnienie we krwi, dodaje siły (yes,yes,yes), poprawia koncentrację, zmniejsza ryzyko nowotworów, wzmacnia serce, włosy oraz skórę, poprawia wzrok, zmniejsza poziom cholesterolu, łagodzi objawy migreny, pomaga w leczeniu astmy, łagodzi objawy reumatyzmu, przywraca mikroflorę jelit (jeśli wcześniej łykaliśmy antybiotyki), wpływa kojąco na układ nerwowy, zmniejsza objawy menopauzy, pomaga w rozkładaniu białek, cukrów i tłuszczy, przeciwdziała zakłóceniom równowagi kwasowo-zasadowej organizmu, wspomaga spalanie tkanki tłuszczowej oraz hamuje rozwój bakterii gnilnych i patogennych. Sporo tego. Jednym słowem „jeśli cokolwiek ci dolega – chlaj Kombuchę” – zdają się twierdzić entuzjaści. Istne panaceum. Tylko na otwarte złamania raczej nie pomoże. Choć kto wie.
A skutki uboczne? Owszem, zanotowano takie. Napiszę i o nich by nie było, że nie ostrzegałem. Ponoć u kilku osób na sto zauważono niepożądane objawy takie jak: zaparcia, pieczenie w okolicy serca i żołądka, krwawienie z nosa, zakażenie grzybem Candida Albicans. U kobiet mogą wystąpić zmiany w menopauzie i menstruacji.
Wszyscy czytający są już zapewne zachęceni cudotwórczymi właściwościami grzyba i nie mogą się doczekać by założyć hodowlę. Mam dla nich dobrą wiadomość: uprawa Kombuchy jest banalnie prosta. Opiszę jak to się robi zgodnie z recepturą, którą sam dostałem wraz pierwszym grzybem. Oto, czego potrzebujemy:
 
- zdrowy grzyb Kombucha (najlepiej dostać go od kogoś, kto już grzyba hoduje, ewentualnie nabyć za niewielkie pieniądze przez Internet)
- duży słoik (najlepiej 3 litrowy) wraz z kawałkiem gazy i gumką do przykrycia.
- herbata liściasta (sam hoduję grzyba na herbacie zielonej, ale ponoć można też na czarnej)
- cukier i woda
 
To wszystko. Możemy zabrać się do pracy. Nastawienie grzyba zajmie nam jakieś 15 minut. Najpierw przez 10 minut parzymy zieloną herbatę. Na 3 litrowy słój wystarczą dwie łyżeczki liści. Gdy herbata nam się parzy przygotowujemy słój zapełniając go w połowie wodą o letniej temperaturze (najlepiej źródlaną, ale jeśli ktoś żyje w czystym regionie to ostatecznie może być woda z kranu). Do słoja dosypujemy ok. ¾ szklanki cukru. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Herbata pewnie już się zaparzyła, więc wlewamy ją przez sitko (bez liści) do słoja. Już prawie gotowe. Teraz trzeba jeszcze dodać główny składnik: samego grzyba. Najlepiej wlać go wraz ze szklanką napoju (starter), w którym pływał - przyśpieszy to proces fermentacji. Grzyb powinien pływać tuż pod powierzchnią, gładką stroną do góry. Jeszcze tylko w razie potrzeby dolewamy wody (nie do pełna!) i otwór słoika zakrywamy gazą oraz gumką. Voilà! Gotowe. Pozostało nam odstawić przygotowany słój w ciepłe (20 – 27 stopni Celsjusza) oraz ciemne miejsce (może być np. szafka kuchenna z uchylonymi dla przewietrzenia drzwiami) i cierpliwie czekać. Około 8 – 12 dni. Po upływie tego czasu sprawdzamy czy napój jest gotowy. Poruszamy delikatnie słojem. Jeśli uchodzą bąbelki to znaczy, że fermentacja jeszcze się nie zakończyła. Można i taki napój pić, ponoć ma trochę więcej alkoholu niż dojrzały (nie więcej niż 0,5 %). Jeśli bąbelki nie uchodzą to znak, że napój dojrzał. Otwieramy słój i przekładamy grzyba z niewielką ilością napoju do oddzielnego pojemnika. Zauważymy, że grzyb trochę nam się rozrósł. Ma czasem brunatne naleciałości, które możemy delikatnie usunąć przemywając pod letnią wodą. Czysty grzyb rozdzielamy na dwoje; ciemniejsza powierzchnia to grzyb stary (pierwotny) zaś jasna, delikatna i przeźroczysta to nowy. Po rozdzieleniu uzyskujemy dwa grzyby; możemy teraz nastawić dwa słoje lub oddać jeden z grzybów chętnym znajomym. Możemy też włożyć do niewielkiego słoika ze starterem i schować do lodówki. Niska temperatura powstrzyma proces fermentacji i zachowa grzyba w dobrym stanie jeszcze przez kilka miesięcy. Wracamy teraz do najważniejszego, czyli do napoju. Zlewamy go ze słoja do butelek lub słoików najlepiej wcześniej przecedzając przez sitko. Mogą w nim pływać brunatne, grzybowe farfocle. Butelki z napojem, niezbyt szczelnie zamknięte przechowujemy w lodówce.
Każdy oczywiście zechce zaraz skosztować grzybowego napoju, czy aby się udał. Ma on specyficzny smak, trochę kwaskowy, trochę octowy. Niektórym kojarzy się z sokiem jabłkowym. Bywa całkiem mocny, bywa też słaby. Zależy jak się uda. Gdy degustowałem po raz pierwszy wydał mi się mocny i dziwny. Byłem ostrożny i popijałem niewielkimi łykami upewniwszy wpierw, że w niedalekim zasięgu mam wolną toaletę. Obawiałem się ostrej jazdy bez trzymanki na sedesie, ale nic niezwykłego się nie stało. Dziś popijam Kombuchę przynajmniej raz dziennie, w niewielkich ilościach. Tak po pół szklaneczki. Smakuje całkiem nieźle. Polecam i życzę smacznego.
p.s. Więcej informacji można znaleźć w Internecie. Tutaj są najbardziej wiarygodne informacje; tutaj i tutaj opisano hodowlę grzyba bardziej szczegółowo.

 Poradnik o grzybie herbacianym

27 komentarzy:

Kuerti pisze...

Ciekawy wpis!

Dopiero dzięki Tobie dowiedziałem się, że jest coś takiego jak Kombucha. Mam jednak pewne zastrzeżenia, generalnie do tego typu wynalazków.

Okazuje się, że mamy więcej takich cudownych specyfików, zielona herbata, yerba mate, sok z buraka, żeń-szeń, kombucha i pewnie jeszcze kilkadziesiąt pozycji można by dopisać do tej listy. Pytanie tylko jak sprawdzić czy to działa?

Przez kilka lat brałem witaminki z żeń szeniem (bodymax plus), szczerze mówiąc wcale nie czułem na sobie jego cudownej mocy... Czy jest możliwe stwierdzić czy coś takiego działa? Ja nie widzę takiej możliwości.

Piję zieloną herbatę, a w zasadzie staram się wyrobić nawyk picia, nie dlatego, że czuję się po niej dobrze a dlatego, że wszyscy wokół mówią, że jest zdrowa, poza tym jest smaczna, podoba mi się cały ten proceder zaparzania, dlaczego więc nie spróbować? Jeśli korzystnie działa na mój organizm to super, jeśli nie - to przynajmniej mi smakuje.

Na razie pozostanę więc tylko przy zielonej herbacie, choć liczę na jakieś sprawozdanie z picia kombuchy za kilka miesięcy :) .

Paweł Antoni Pakuła pisze...

No właśnie Grzesiek chyba trudno tak z całą pewnością stwierdzić na sobie lecznicze działanie Kombuchy. Bo skąd mogę być pewien że to właśnie to mi pomogło a nie 50 innych rzeczy które jadam a które ponoć są zdrowe? A jeśli zachoruje to mam wszystko zwalić na Kombuchę?

W zasadzie można tu polegać głównie na naukowcach którzy zbadali samego grzyba i stwierdzili obecność jakichś pożądanych dla organizmu związków. Albo też przebadali jakaś populacje i stwierdzili, że statystycznie mniej ludzi w niej na coś tam choruje niż gdzieś indziej.

Przypuszczalnie nie odkryję w sobie jakichś wielkich zmian za kilka miesięcy (no chyba, że nagle pobiegnę maraton na wynik 2:30 Wtedy ten cud zwalę w całości na grzyba :)). Pijam go teraz głównie dlatego, że mi smakuje oraz dlatego że liczę na jego profilaktyczne działanie. Podoba mi się też magia zgłębiania różnych ludowych sekretów i proces hodowli grzyba. Podchodzę do tego identycznie jak Ty do picia zielonej herbaty.

p.s. jak to nie czułeś na sobie zbawczego działania witaminek:) a te znakomite wyniki na setkach i Przejście to się znikąd wzięło? :))
Trening to podstawa ale witaminki też ważna rzecz (tak twierdzi Skarżyński). Pomyśl, że może dzięki nim uniknąłeś przemęczenia lub kontuzji która mogła Ci się przytrafić. Ja tak właśnie staram się myśleć łykając od niedawna swoje witaminki z żeń szeniem:)

Tomasz S. pisze...

Kuerti,
Może i nie odczułeś cudownych właściwości witaminki z żeń szeniem, ale na pewno zadziałały - bo niby skąd masz takie zdolności literatotwórcze :) przecież to korzeń żeń szenia dał Ci taka wene :)

Paweł,
fajna sprawa taka Kombucha - w sumie też nie wiedziałem, że takie coś istnieje :)
ale zgadzam się z moim ziomalem Skarżynskim ;) że witaminki to ważna rzecz :)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Witaj Mały,

Ja też do niedawna nie wiedziałem. Po prostu jakiś czas temu brat mnie zapytał czy nie chcę hodować takiego grzyba. Czytałem na stronach poświęconych Kombuchy, że można jeszcze hodować innego grzyba, na mleku. Czeka się wtedy na napój tylko jeden dzień. W ogóle kiedyś ciekawiło mnie zbieranie dzikich roślin jadalnych ale jakoś nigdy nie wziąłem się do roboty. Kupiłem tylko parę książek na ten temat. Leżą czekając na lepsze czasy. Wiosna idzie, może teraz się w to pobawię?

Pozdrawiam:)

Tomasz S. pisze...

Hmm, to może Ty Botanik jesteś i nawet o tym nie wiesz :) Biegając po lesie zbierasz różne roślinki, grzybki i stąd pewnie te wyniki :)
Jako dziecko robiłem jakiś zielnik do szkoły - faktycznie starałem się wynajdywać takie rośliny których nikt nie będzie miał w swoim zielniku. Miałem np. łasiczkę lancetowatą - znaną pod nazwą grzybek halucynogenny :) Wtedy nie wiedziałem, że ma taką potoczną nazwę.
A tego Twojego Kombucha to w sumie chyba też spróbuje wyhodować.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Łasiczki lancetowatej nie rozpoznałbym nawet, gdybym wydłubał sobie nią oko:) W ogóle o tych roślinach powodujących "efekty specjalne" mam blade pojęcie. Ale przypomniało mi się,że pewnego razu na wykopaliskach archeologicznych koledzy zbierali po krzakach jakąś trawę samosiejkę i robili z tego wywar (do palenia ponoć za słaba). Po wypiciu "zupki" twierdzili, że widzieli "smoki Gandalfa":)

W każdym razie ja polecam te bardziej lecznicze roślinki. Kombucha powinna działać. Spróbuj.

Yanek pisze...

Brrr...
Mam raczej podejrzliwy stosunek do takich wynalazków. Poza tym trochę mnie zniechęca sam wygląd... Chyba więc nie dołączę do grona beneficjentów cudownego grzyba. Ale jeśli komuś pomaga, choćby tylko psychicznie, to powinien łykać grzyba do bólu i nie zważać na takich niedowiarków jak ja.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Yanek,

Na następny wspólny rajd wezmę ze sobą ociupinkę specjalnie dla Ciebie do skosztowania. Łykniesz sobie przed startem i będziesz szedł jak burza:)

Dziadek pisze...

To juz rozumiem skad wykreciles taki swietny czas 3h 12m na Cracovia Maraton ;-) Gratuluje fantastycznego wyniku i poprosze o porcje napoju przed kolejnym wspolnym rajdem. Pozdrawiam.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Muszę Maciek przyznać, że bezpośrednio przed maratonem grzyba nie piłem. Parę dni wcześniej tak, może więc ma takie długotrwałe działanie? :) Postaram się wziąć do spróbowania na wspólny rajd.

p.s. A nie boisz się, że czegoś tam dosypię by w chytry sposób pozbyć się konkurencji? :))

p.s.2 Namyśliłeś się na DYMnO czy odpuszczasz?

Dziadek pisze...

Musialem przerwac treningi na 2 dni bo cos mnie zaniepokoilo w kostce ale juz jest ok. To jednak dalo mi do myslenia ze musze sie oszczedzac planujac tak wiele startow na ten sezon, dlatego odpuszczam DYMnO. Koncentruje sie na treningu, Twoj doskonaly wynik w maratonie krakowskim dał mi troche do myslenia. Skoro sie sam nie pochwaliles na blogu, to znaczy ze to pewnie nie jest Twoja zyciowka... Strach myslec ze stac Cie na wiecej :P. Chetnie przeczytalbym Twoja relacje z maratonu ulicznego, zwlaszcza tak udanego.

P.S. Nic nie dosypiesz, wiem ze grasz fair :P, poza tym z takimi wynikami jak ostatnio, to nie masz sie czego obawiac.

Yanek pisze...

Trzy godziny dwanaście minut !!??
Paweł, ślij grzyba natychmiast, najlepiej kurierem :-) !
Gratulacje. I jeszcze Ci powiem że marnujesz sportowy talent przy tych wykopaliskach :-)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Maciek,

Myślę, że podjąłeś słuszną decyzję. Nikt z nas z żelaza nie jest; nie warto zarzynać się bardzo napiętym harmonogramem startów i liczyć na cuda, że kontuzji nie będzie. A jeśli nawet kontuzji nie będzie to osłabienie na pewno. W każdym razie DYMnO polecam w przyszłości: znakomity trening nawigacji.

Jeśli chodzi o Cracovia Maraton to jest to moja życiówka. Nie pochwaliłem się jeszcze bo nie mogę zabrać się do pisania relacji, jakoś czasu brak. Dziś lub jutro coś naskrobię.

Wyniki na maratonach to jedno a zaciętość i mocna psycha to drugie. I w tym drugim to na pewno Ty jesteś górą:)

Yanek,

Dziękuję:) Grzybkiem postaram się Cię poczęstować przy najbliższym spotkaniu. Tylko kiedy my się spotkamy bo zdaje się Ty coś pisałeś o emigracyjnych planach? Szkoda kurcze, mam nadzieję, że wyjeżdżasz na krótko. Wykorzystaj wyjazd i postartuj tam trochę, ciekawe doświadczenie. Sam np. bardzo miło wspominam maraton w Cork który biegłem będąc w Irlandii. Na wykopaliskach obecnie nie pracuję. A chciałbym i trochę za tym tęsknię. Rozważałem ostatnio ponowny wyjazd za granicę ale jeszcze się powstrzymam. Na razie szukam stałej pracy w Polsce.

Yanek pisze...

Pewnie że wystartuję w Anglii i to tak często jak się tylko da. W połowie września jest maraton pieszy na 53 mile w okolicach Dover ( White Cliff ) i to na razie jedyna impreza w której planuję wystartować. Na miejscu rozglądnę się za innymi.
Nie nazywam tego wyjazdu emigracją. Jakiś czas temu pracowałem w Warszawie i w domu też byłem tylko gościem, choć to tylko 300 km.
Wstępny plan to roczny pobyt, ale zobaczy się "w praniu". Ale mam nadzieję że będziesz doglądał należycie "moją" część grzyba i przeżyje w dobrej kondycji do czasu mojego powrotu :-) . Może uda się tak zaplanować urlop żeby zaliczyć jeszcze jakąś setkę z PMnO w tym roku. Bardzo chciałbym.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Startuj, startuj! Inaczej pewnie można zwariować samą pracą i pracą. Choć nie chciałbym teraz wyjeżdżać to zazdroszczę Ci tej łatwej możliwości startów za granicą. Ten maraton pieszy pod Dover to musi być świetna sprawa. Jak weźmiesz udział i nie napiszesz relacji to Ci nie daruję :)

Mi się marzy powrót do Irlandii choć na chwilkę i wzięcie udziału w biegu ulicznym Connemaraton na zachodnim wybrzeżu wyspy. Szkoda że nie zdążyłem go zaliczyć gdy byłem jeszcze tam. Można sobie wybrać dystans bo jest tam równocześnie półmaraton, maraton i ultramaraton. Co kto lubi. widoki są ładne, tu jest link do filmu na youtube:

http://www.youtube.com/watch?v=5KH_GY2Kwd8

Paweł pisze...

Witam,

Ciekawy opis. O grzybie już czytałem wcześniej i nawet kupiłem jeden egzemplarz przez internet. Trochę się bałem tak eksperymentować, ale nikt ze znajomych nie miał pojęcia o istnieniu czegoś takiego, nie mówiąc już o posiadaniu :). W necie można przeczytać bardzo wiele pozytywnych opinii i badania naukowe ponoć też wskazują na pozytywny wpływ.

Mam jedno pytanie. Grzyb, który miałem pokrył się brązowymi skazami, jak u Ciebie na zdjęciu z rozdzielaniem grzybów. W opisie, który dostałem, było napisane, że to pleśń, która może być niebezpieczna i że grzyba trzeba wymoczyć dobę w occie i dokładnie z tego umyć. Tylko, że tego nie dało się zmyć, nieważne jak mocno szorowałem i w końcu wyrzuciłem go, bo nie chciałem testować na sobie. Osoba, od której to dostałem nic mi nie powiedziała. Możesz napisać co to jest i jak Ty w praktyce z tym postępujesz? Myślę, żeby jeszcze raz sobie skombinować jeden egzemplarz, tylko nie wiem czy allegro, to pewne źródło ;) Miałem też kłopot z rozróżnieniem gładkiej strony od szorstkiej. Jak dla mnie, to obie były tak samo gładkie ;).Z góry dzięki za info.

Pozdrawiam,

Paweł

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Witaj Pawle,

Na pierwsze Twoje pytanie (brunatne plamy) odpowiem tak: u mnie ten brunatny osad (takie brunatne farfocle) odchodziły bez problemu. Spłukiwałem je łatwo pod bieżącą wodą. Podejrzewam, że na Twoim grzybie było coś innego, może żeczywiście jakaś pleśń. Ja takiej nigdy nie miałem. Proponuję zamówić jeszcze raz egzemplarz grzyba, przez allegro lub przez te strony do których dałem linka. Przy okazji możesz zapytać o te dziwne brązowe skazy.

Jak odróżnić stronę gładką od szorstkiej? Gdy grzyb Ci się rozmnoży wtedy będzie Ci łatwiej, górna szorstka, dolna nieco gładsza. Ale myślę, że nawet jak się pomylisz to nie będzie to problemem.

Pozdrawiam:)

Kuerti pisze...

No dobra, a jak po pół roku oceniłbyś działanie grzyba w praktyce?

Są jakieś widoczne efekty?

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Szczerze mówiąc Grzesiek nie wiem. Nie zauważyłem. Muszę się przyznać że od przyjazdu do Warszawy pijam grzyba tylko w weekendy, gdy bywam w domu. Trochę go więc odstawiłem. Ponadto zmieniłem ostatnio dietę, rytm dnia, trudno mi stwierdzić co jest zasługą (lub winą) grzyba a co nie.

Jak dożyję setki jak ci na Kaukazie co regularnie grzyba pijali wtedy będę mógł stwierdzić: Tak! to grzyb właśnie:)

Kuerti pisze...

A jakie to zmiany w diecie poczyniłeś? Bo ja ostatnio też pracuję nad tym elementem...

Czyli co, przy tych cudownych specyfikach zostajemy przy tym, co ustaliliśmy na początku dyskusji? Jeśli smakuje, albo podoba nam się rytuał to stosujemy a jeśli nie to... no właśnie, bo skoro nie ma widocznych oznaków działania specyfiku to ciężko o wytrwałość w jego stosowaniu...

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Wiesz, te zmiany w diecie są raczej negatywne i nie z mojej winy. Chodzi o to, że kilka miesięcy temu odżywiałem się całkiem przyzwoitymi obiadami ze szkolnej stołówki. Po przeprowadzce jadam z konieczności w naszej pracowniczej restauracji. Ponoć sporo tam chemii, trzeba uważać. Kawy z automatu odstawiłem po tym, gdy mnie ostatnio złapały bóle żołądka. Ciągle myślę o zabieraniu swoich obiadów do pracy ale jakoś nie mogę się zmobilizować.

Pijanie grzyba to dla mnie w dużym stopniu przyjemność smaku i rytuału. Efekty zdrowotne które ponoć istnieją są tylko jednym z elementów.

Anonimowy pisze...

jeżeli ktoś chce odebrać sobie kombuchę za darmo , ale w Bytomiu ...
proszę o kontakt przez stronę : www.kombucha.streemo.pl
pozdrawiam.............hendrix

Anonimowy pisze...

Dzień dobry.
Czy popijając grzybka nie jest się cały czas na lekkim rauszu?
Pozdrawiam

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ależ skąd, zawartość alkoholu jest w nim śladowa :)

Unknown pisze...

Ja od kilku miesięcy pije i hoduję kombuchę. Polecam każdemu przetestować :) Trochę więcej informacji o kombuczy zebrałem na naszym blogu tu: http://naturalnienaturalni.pl/tag/kombucha/

Anonimowy pisze...

U mnie pojawiło się pieczenie w okolicach serca i żołądka, co to może oznaczać?

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Wiesz, nigdy czegoś takiego nie miałem. Nie mam pojęcia.