Tym razem tekst bardzo osobisty. Wahałem się czy go publikować, bo dotyczy bardziej zmian w życiu prywatnym niż biegania jako takiego. Zmiany te będą jednak miały pośredni wpływ na sprawy sportowe stąd zdecydowałem napisać kilka słów.
Przez prawie dwa ostatnie lata mieszkałem w swojej rodzinnej miejscowości we wschodniej Polsce, w Wisznicach. Narzekałem tu na różne rzeczy, ale jedno przyznać muszę: warunki do treningów biegowych miałem tu bardzo dobre. Stadion 200 metrów od domu, kilkaset metrów dalej mało uczęszczana ulica, na której wymierzyłem 6 km (dobra rzecz do treningów tempowych), niewiele dalej pola oraz lasy do biegów przełajowych i na orientację. Przez kilka miesięcy nie miałem pracy, z nikim się też nie spotykałem. Jednym słowem warunki do treningów bardzo dobre; prawie żadnych obowiązków, mnóstwo czasu. Mogłem trenować niczym Haile Gebrselassie (rekordzista świata w maratonie). Między innymi dzięki temu udało mi się ostatnio nabiegać fajne wyniki w różnych zawodach.
Minione dwa miesiące przyniosły poważne zmiany. Znalazłem pracę, spotykam się też z dziewczyną. Przeprowadziłem się do Warszawy, ponieważ tam właśnie obecnie pracuję. Decydującym kryterium przy wyborze miejsca zamieszkania były warunki do biegania. Do pracy dojeżdżam godzinę, ale za to mieszkam przy stacji metra Natolin, niedaleko Lasu Kabackiego. Już kilka razy po Kabatach biegałem; początkowo bardzo kręciłem nosem. Sporo ludzi, dużo psów, no i zanim dobiegnę do lasu czeka mnie 15 minut truchtu chodnikami. Nie jest jednak tak źle, zaczynam się przyzwyczajać. Przy wschodniej stronie lasu są spore wąwozy gdzie można fajnie ćwiczyć podbiegi pod górkę. W Wisznicach tego nie miałem. Znalazłem też „ścieżkę zdrowia” - można się tam podciągać na drążku oraz wykonywać inne ćwiczenia z gimnastyki siłowej. Warunki do treningów są jak na miasto całkiem dobre, ale gorsze niż te, które miałem u siebie.
Oczywiście ze zmian, o których powyżej wspomniałem bardzo się cieszę. Nie da się jednak ukryć, że moje biegowe hobby trochę na tym ucierpi. Mniej czasu i gorsze warunki mogą, choć nie muszą przekuć się na gorsze wyniki sportowe. Nie będę jednak rozpaczał, bo bieganie, choć dla mnie ważne nie jest najważniejsze. Życie osobiste i zawodowe stoi zdecydowanie wyżej. Byłbym niedojrzałym człowiekiem gdybym myślał inaczej. Obawiam się, że mogę nie mieć tyle sił i czasu by trenować tak jak kilka miesięcy temu, ale broni w żadnym wypadku nie składam. Mam nadzieję, że dzięki dobrej organizacji czasu uda mi się wszystko godzić tak, by i wilk był syty, i owca cała. Wzorem organizatora jest dla mnie Profesor Kołodko. Polityk i wykładowca akademicki, który zajmuje się rodziną i jednocześnie biega maratony. I na wszystko jakoś znajduje czas. Chciałbym tak potrafić. Będę próbował.
Czytający ten wpis może odnieść wrażenie, że to próba tłumaczenia się przed możliwymi przyszłymi porażkami, nieudanymi startami. Być może w pewnym stopniu tak jest; asekuruję się w jakiś sposób. Przez ostatnie tygodnie trenowałem nieco mniej niż wcześniej; najpierw trzy starty w krótkim odstępie czasu i związane z nimi okresy regeneracji, potem zamieszanie z przeprowadzką do Warszawy. Za kilka dni mam Bieg Rzeźnika, 75 lub 100 km po górach w minimum 16 godzin. Początkowo miałem wystartować z Tomkiem Korzańskim, lecz niestety Tomka złapała kontuzja. Rzeźnika pobiegnę z Maćkiem Więckiem (Nieznani Sprawcy). Startujemy jako zespół Nieznani Sprawcy & PK4.pl Team. Maciek jest obecnie w znakomitej formie, od początku roku trzaska setki jedna za drugą lokując się w ścisłej czołówce. Szczerze mówiąc trochę się obawiam wspólnego startu - czy dotrzymam Maćkowi kroku, czy nie będę nas spowalniał. Pierwszy raz startuję w parze gdzie będę odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za partnera. Nie mam kompletnie pojęcia jak nam ten Rzeźnik wyjdzie, zarówno ja jak i Maciek biegniemy pierwszy raz. Chciałbym byśmy walczyli najlepiej jak potrafimy a co z tego wyjdzie to zobaczymy.
7 komentarzy:
Powodzenia a biegu.Wierzę że będziecie wysoko w czołówce.
Jestem Ciekaw gdzie pracujesz?
Miłego mieszkania w tym, no, stolicy.
Witaj Marek,
Tyram w archiwum bankowym, w firmie outsourcingowej. Praca monotonna, bez finansowych kokosów ale nie stresująca, atmosfera jest w porządku. Czasem trochę żałuję, że nie robię czegoś związanego ze swoim wykształceniem.
Na Rzeźniku naszym celem podstawowym jest ukończenie. Nie napinamy się na nie wiadomo jaki wynik. Oczywiście jeśli uda się ugrać coś więcej to będzie super. Okaże się w praniu.
Pozdrawiam!
Masz moje kciuki jutro!
No i powodzenia w nowej rzeczywistości! U mnie pora na zmiany się dopiero zacznie.
Stolica to także możliwości, korzystaj z najlepszych.
Dzięki Karol za kciuki, pomogło:)
Paweł, gratulacje za rewelacyjny wynik na Rzeźniku ! Warszawy nie gratuluję bo kiedyś sam z niej uciekłem, więc byłbym niekonsekwentny. Ważne jednak że pracujesz, i to pewnie sciśle określoną ilość godzin więc na pewno Twój trening specjalnie nie ucierpi. Najlepsze możliwości do biegania daje Puszcza Kampinoska, warto się tam od czasu do czasu udac na dłuższy wybieg. Pozdrowienia,
Janusz
Witaj Janusz!
Dzięki za gratulacje. Domyślam się że właśnie jesteś na wyspach. Jak tam przygotowania do Wite Cliffs Challenge? Znajdujesz tam czas do treningu? masz jakieś fajne miejscówki gdzie można pobiegać? A może w ramach bardziej treningu niż wielkich rekordów postartujesz sobie na niezbyt długich dystansach (10 - 15 km) w okolicy w której pracujesz? Polecam, ja tak właśnie robię. Powinieneś tam mieć jakieś sporo podobnych biegów w okolicy, przejrzyj angielskie czasopisma biegowe.
Co do Warszawy to myślę że w pełni Cię rozumiem, ja też zachwycony nie jestem. Zwykle biegam po Kabatach, pracuję do 16tej, o 17tej jestem w domu więc mogę jeszcze pobiegać za dnia. Tragicznie nie jest ale u siebie miałem lepiej. Ciasny pokój trochę mi przeszkadza bo żeby zrobić na podłodze brzuszki muszę się kłaść na ukos :) O Puszczy Kampinowskiej myślałem (zapraszał mnie na wspólny trening Janek z Niezłej Korby) ale raczej mało prawdopodobne, że się tam wybiorę bo na weekendy wyjeżdżam do domu.
Pozdrawiam Janusz, powodzenia w GB
Hej,
terenów do biegania mam tu mnóstwo i korzystam z tego w każdej wolnej chwili. Moim ulubionym miejscem jest Dartford Heath czyli coś w rodzaju lasu/wrzosowiska na skraju miejscowosci w której mieszkam. Nie ma tu śmieci wywiezionych nocą do lasu, ani ludzkich ekskrementów na skraju ścieżek - po prostu każdy jakoś naturalnie dba o ten kawałek przyrody, by moc z niego skorzystać. Pełno królików, lisów, saren, a także... papugi. Trudno przewidzieć czy wystaruję w White Cliff bo mogę mieć kłopot z trzema dniami wolnymi pod rząd, a to minimum by pobiec i jeszcze dojść po imprezie do siebie. Biegów krótszych jest "do wyboru, do koloru", tyle że ich tempo mi nie odpowiada. Ale muszę jakąś imprezę zaliczyć bo to może być historyczny, pierwszy międzynarodowy strat członka pk4.pl teamu :-). Powodzenia w Warszawie, trzymam kciuki za kolejne straty.
Prześlij komentarz