środa, 22 grudnia 2010

Szybko, w śniegu i pod górę


Podstawowe informacje:


Nazwa: Zimowe Mistrzostwa Warszawy w Biegu Górskim


Data: 18 grudnia 2010 (sobota), godzina 12:20 (był poślizg czasowy)


Dystans: niecałe 5 km


Miejsce: Warszawa, Usynów, Park im. Romana Kozłowskiego, Kopa Cwila – sztuczne wzniesienie usypane podczas budowy okolicznych osiedli w latach 70-tych ubiegłego stulecia. W latach 80-tych istniał tu przez krótki czas mały wyciąg narciarski. Wysokość pagórka: 108 m. n.p.m.


Trasa: pięć pętli, każda po niecałym kilometrze. Start u podnóża kopca, potem stromy podbieg prawie na szczyt, łagodny zbieg na ukos z powrotem do podnóża zbocza na drugą stronę, drugi podbieg, tym razem na szczyt, znowu łagodny zbieg w drugą stronę, okrążenie jakiegoś budynku i kolejna pętla. W sumie 10 podbiegów i 10 zbiegów.


Warunki: mróz, cała góra ośnieżona. Śnieg na większości trasy ubity, gdzieniegdzie wystawał lód i było ślisko. Na początku drugiego podbiegu i w okolicach obieganego budynku kopny śnieg.


Zawodnicy: Chyba około 30 mężczyzn w wieku do 50 lat. Kobiety i starsi mężczyźni startowali oddzielnie. Nie ma jeszcze oficjalnych wyników. Ciągle czekam.


Wynik: Byłem 6 ogólnie i 2 w kategorii wiekowej m2 (30-34 lata). Dostałem srebrny medal za miejsce w swojej kategorii. Czas 18:59. Zwycięzca nabiegał 15 minut z groszami.



Komentarz:


Byłem przygotowany tak sobie. Po starcie trochę się zakopałem w śniegu, sporo osób wyskoczyło ostro do przodu. Chwilę po płaskim i pierwszy podbieg. Jeszcze inni mnie wyprzedzają - ostro zaczęli. Niby wiem, że nie powinienem szaleć, ale trochę daję się ponieść i mimowolnie przyśpieszam. Na szczycie pierwsza zadyszka. Potem zbieg. Jest ślisko, biegnę w butach Columbii, przydałyby się jakieś Icebugi z metalowymi wkrętami. Na drugim podbiegu jest stromo i dużo śniegu. Bieg w nim zbyt dużo kosztuje, przechodzę w marsz. Na zbiegach mam przewagę nad innymi i zwykle kilku wyprzedzam. Po pierwszym okrążeniu zaczynam odrabiać straty. Teraz to ja łykam tych, co zaczęli za ostro. Na trzecim czy czwartym okrążeniu zbiegając wywijam orła przed nosem kibicującej koleżanki. A szczęście niegroźnie. Na czwartej pętli ktoś mnie mija – chyba zostałem zdublowany przez zwycięzcę. Ostatnie okrążenie: łapie mnie kolka. To nic, jakoś dobiegnę. Ostatnie 100 metrów lecę sprintem. Nikogo nie widzę za mną ani przede mną oprócz dublowanych. Zdyszany wpadam na metę. Jestem szósty. Pierwszy przybiegł jakiś Niemiec mówiący świetnie po polsku. Młody, chuderlak, w butach starówkach – już przed startem wyglądał mi na kogoś z czołówki. Rozmawiałem z nim po biegu, mówił, że specjalizuje się w biegach na 5 – 3 kilometry. Drugi to też młody chłopak z kategorii m1, tegoroczny wicemistrz w biegu po schodach. Ponoć takie zawody organizowane są Katowicach. Zawodnicy wbiegają na 30te piętro w mniej niż 3 minuty. Nieźle.



Zdjęcia pochodzą z galerii na stronie MARATOŃCZYK.PL


2 komentarze:

Wojtek pisze...

No proszę, bieg górski w stolicy :-)

Niezły czas, biorąc pod uwagę śnieg i różnice wysokości. Tylko pogratulować ;-)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Cześć Wojtek,

No właśnie, bieg "górski" w stolicy:) Trzeba to traktować, z dużym przymrużeniem oka.

Co do czasu i różnicy wysokości: to nie jest dokładnie tak. Wysokość pagóra którą podałem to wysokość bezwzględna, jego wysokość względem otaczającego terenu (wys. względna) jest znacznie mniejsza ale nie wiem jaka. Szukałem w internecie ale nie znalazłem. Patrząc na zdjęcia to mniej więcej wysokość dachów okolicznych bloków.

A czas? Cóż, zwycięzca był ponad 3 minuty szybszy. Ale to młody gepard:)