J. Skarżyński, Biegiem przez życie, wydanie III, Szczecin 2010. Uzupełnienie recenzji.
W 2010 roku na XI Biegu Sapiehów w Kodniu wylosowałem dwie książki Jerzego Skarżyńskiego. Wśród nich było nowe, trzecie już wydanie „Biegiem przez życie” (Szczecin 2010). Książkę przeczytałem ponownie chcąc powtórzyć i utrwalić wiedzę teoretyczną. Byłem ponadto ciekaw jakie zmiany zaszły w nowym wydaniu w porównaniu do poprzedniego. Poniżej kilka spostrzeżeń na ten temat.
Egzemplarz który dostałem ma oprawę miękką i na pierwszy rzut oka widać zmiany w stronie graficznej książki; inna jest zarówno okładka jak i wystrój graficzny na stronach wewnętrznych. Część zdjęć jest kolorowa a część czarno-biała. Przy rysunkach obrazujących np. jakieś ćwiczenie wykorzystane są komputerowe szkice postaci. Zarówno tabele jaki i wykresy oraz zdjęcia są czytelne i nie budzą zastrzeżeń.
Teraz sprawa najważniejsza czyli treść. Tutaj są wyraźne zmiany choć kolejność tematów pozostała w zasadzie taka sama. Skarżyński pisze najpierw o korzyściach z uprawiania biegania oraz o zmianach jakie zachodzą w organizmie ludzkim wraz z wiekiem. Ta część jest podobnie jak w poprzednim wydaniu pisana w bardzo optymistycznym duchu. Widać, że autor dwoi się i troi by zachęcić czytelnika do spróbowania sił w bieganiu. Pisząc np. o biegaczach np. 50-cio i 60-cio letnich podaje zaraz światowe rekordy dla tej kategorii wiekowej. Tak jakby chciał powiedzieć: „Myślisz że to nie dla Ciebie? Że jesteś za stary? Zobacz jak można biegać w takim a takim wieku”. W końcowych akapitach tego rozdziału wyczytać można niewiarygodną historię o pewnym Hindusie, Fauja Singh. W wieku 89 lat wyruszył na trasę swojego pierwszego maratonu. Pokonał go w czasie poniżej 7 godzin a trzy lata później poprawił życiówkę o ponad godzinę ustanawiając nowy rekord świata 90-latków w maratonie. Skarżyński używa nie tylko marchewki ale też i kija. Straszy różnymi chorobami które mogą pojawić się z wiekiem. Zabawnie się czyta (dla mnie na razie zabawnie) w kilku miejscach, gdzie autor zachęca „starych pierdzieli” by wstali z fotela uderzając w jeden z najczulszych punktów mężczyzny: jego możliwości seksualnych. Pisze o trudnościach jakie mogą się pojawić na tym polu u czterdziestolatków i jednocześnie podsuwa lekarstwo: oczywiście bieganie. Treść tego rozdziału podobnie jak pozostałych pisana jest specyficznym dla Skarżyńskiego językiem pełnym przysłów, potocznych powiedzeń i humorystycznych opowiastek.
Następny rozdział poświęcony jest bardzo ważnemu zagadnieniu jakim jest odżywianie. Kolejne trzy dotyczą spraw sprzętowych: obuwia, odzieży i akcesoriów treningowych. W części dotyczącej sprzętu rzuca się w oczy duże przemeblowanie. Autor zrezygnował z reklam różnych popularnych marek ograniczając się tym razem do podania uniwersalnych zasad doboru i konserwacji obuwia. Zwraca w tym miejscu uwagę konserwatywne podejście Skarżyńskiego do roli buta biegowego. Wedle treści ma on przede wszystkim możliwie dobrze amortyzować i stabilizować stopę. Nie znajdziemy tu żadnego odniesienia do kwestii nowomodnego biegania naturalnego. Szkoda, bo ciekaw jestem co autor myśli na ten temat. Omawiając akcesoria w mniej lub bardziej widoczny sposób reklamuje odzież firmy Brooks, system Nike +, pulsometry Garmina i czołówkę Petzla. Używałem produktów większości z tych firm. Są w swoich dziedzinach światową czołówką więc można tu Skarżyskiemu zaufać.
Następny to duży i bardzo ważny rozdział w którym przedstawione są teoretyczne podstawy treningu biegowego. Autor w sposób przystępny dla amatorów wyjaśnia różne procesy zachodzące w organizmie, dlaczego trenuje się tak a nie inaczej, omawia różne terminy takie jak na przykład superkompensacja, pułap i dług tlenowy, hipoksja, rodzaje tętna, zakresy treningowe, próg mleczanowy, syndrom DOMS.
Następny, niezbyt obszerny rozdział poświęcony jest technice biegu. Potem przechodzimy do części praktycznej. Skarżyński przedstawia zasady treningu poczynając od kompletnych laików („Najtrudniejszy pierwszy krok” a kończąc na poziomie zbliżonym do zawodowców (dycha poniżej 30 minut). Omawiane są tu różne rodzaje środków treningowych oraz podane plany treningowe w zależności od wieku i poziomu zaawansowania.
Końcówka książki to porady dla biegaczy weteranów, metody odnowy biologicznej oraz omówienie najpowszechniejszych kontuzji występujących wśród uprawiających bieganie. Ostatnie strony przeznaczone są na dzienniczek treningowy, wspomaganie witaminowe, tabelę z międzyczasami, bibliografię i spis treści.
Do książki podobnie jak w poprzednim wydaniu dołączono płytę DVD z filmami pokazującymi sposób wykonywania ćwiczeń na hali, ćwiczeń siłowych, technikę biegu i rozgrzewkę. Przejrzałem na szybko zawartość płyty z nowego wydania i nie zauważyłem jakichkolwiek zmian w porównaniu do wydania wcześniejszego.
Nowe wydanie książki Jerzego Skarżyńskiego „Biegiem przez życie” przeczytałem po raz drugi i przeczytałem z przyjemnością. Nadal oceniam ją bardzo wysoko. Co prawda treści nie porównywałem bardzo skrupulatnie mając przed nosem oba wydania ale zmiany które zauważyłem nie wydają się rewolucyjne i nie zmieniają zasadniczo stylu ani wymowy. Nie potrafię wskazać jakichś ewidentnych błędów czy wyraźnych wad książki. Być może są tam jakieś błędy merytoryczne ale jako biegacz amator bez kierunkowego wykształcenia nie podejmuję się ich szukać ani wytykać. Strona naukowa książki konsultowana była z profesorem Wojciechem Ratkowskim z gdańskiego AWFiS-u, sprawy medyczne z doktorem nauk medycznych Krzysztofem Szczurem. To mi wystarczy. Jednym z zarzutów wobec książki które kiedyś słyszałem jest specyficzny styl pisarski który nie każdemu się podobna. To chyba sprawa gustu, mi ten styl nie przeszkadza bo jest prosty i czytelny. Inni z kolei zarzucają autorowi konserwatyzm w podejściu do metod treningowych. Tu być może jest trochę racji bo Jerzy Skarżyński opisuje sposób w jaki trenował będąc u szczytu swojej kariery czyli przed dwudziestu – trzydziestu laty. Z drugiej jednak strony można postawić pytanie, czy te metody są dziś przestarzałe? Biega nas obecnie dużo więcej ale czy mamy w Polsce więcej osób biegających na bardzo wysokim poziomie niż w latach osiemdziesiątych XX wieku? Żadnych badań nie robiłem ale przypuszczam, że nie. Powtórzę się ale przytoczę jeszcze raz informację którą już zamieściłem w jednym z poprzednich wpisów. W 1986 roku na maratonie w Dębnie barierę 2:30 połamało 35 osób. W tym roku (2011) – sześć. Oczywiście inne czasy, inne warunki, maraton w Wiedniu nie był wtedy nowym Dębnem. Pomimo wszystko jednak trudno mieć tu różowe okulary i mówić o postępie. Skoro więc metody treningowe sprzed trzydziestu laty się sprawdzały i da się na nich nabiegać 2:11 to dlaczego z nich rezygnować? Być może wartościowym uzupełnieniem przyszłego, nowego wydania książki byłoby dodanie rozdziału omawiającego krótko alternatywne szkoły treningowe niż szkoła Skarżyńskiego oraz ich podstawowe założenia.
Zalet książki jest zdecydowanie więcej i są to:
Omówienie w czytelny dla biegacza początkującego i wystarczająco obszerny sposób (ponad 400 stron) całości zagadnień związanych z indywidualnym treningiem biegowym. Mam tu na myśli teorię dotyczącą treningu i zachowania organizmu człowieka w różnych sytuacjach i w różnym wieku, sprawy odżywiania, sprawy sprzętu, sprawy środków treningowych, planów treningowych, odnowy biologicznej i najczęstszych kontuzji.
Wiedza pochodząca od praktyka wysokiej klasy (2:11 w maratonie, 28 minut na 10 km) i trenera z kierunkowym wykształceniem.
Płyta DVD obrazująca sposób wykonywania ćwiczeń i technikę biegu.
Owe zalety to mojej ocenie bardzo mocne strony książki, dlatego nadal uważam ją za jedną z dwóch najlepszych dostępnych na polskim rynku pozycji na temat treningu biegowego dla amatorów. Dla tych zupełnie początkujących jest w mojej ocenie najlepsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz