Przed trzema dniami minęła 67 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. To dobry moment by zatrzymać się w biegu i polecić książkę pewnego człowieka, dawnego uczestnika powstania, którego miałem przyjemność spotkać.
Dobrych kilka miesięcy temu polecono mi oprowadzić po muzeum jakiegoś ważnego gościa naszego dyrektora i towarzyszące mu osoby. W trakcie zwiedzania okazało się, że ów gość, wysoki, starszy wiekiem pan jest dawnym uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Nazywa się Julian Eugeniusz Kulski. Przyznam, że nic mi to nazwisko nie mówiło choć być może powinno. Dopiero po powrocie do domu wyszukałem w Internecie, kim jest ów tajemniczy jegomość. Okazało się, że jest synem przedwojennego wiceprezydenta i „wojennego” prezydenta Warszawy Juliana Spitosława Kulskiego, powstańcem warszawskim, który dostawszy się do niewoli niemieckiej przedostał się do Wielkiej Brytanii a stamtąd do Stanów Zjednoczonych. Tam zrobił klasyczną karierę w amerykańskim stylu, „od pucybuta do milionera”. Zaczynał zdany prawie wyłącznie na siebie pracując jako kelner, kucharz czy robotnik smołujący dachy. Uzbierał na studia, skończył architekturę, został znanym profesorem i jednym z najlepszych amerykańskich architektów. W pewnym momencie Bank Światowy wybrał go na swojego przedstawiciela i eksperta od budownictwa. Profesor Kulski miał przez to możliwość zjeździć szmat świata nadzorując i konsultując różne zamierzenia architektoniczne. Poznawał przy tym przeróżnych szejków, prezydentów i królów.
W trakcie wizyty w muzeum dowiedziałem się, że Kulski gościć będzie za kilka dni w Klubie Księgarza na Starym Mieście w Warszawie gdzie udzieli wywiadu. Podczas wieczoru autorskiego będzie promował swoją książkę zatytułowaną „Dziedzictwo Orła Białego”. Na spotkaniu byłem i dziś wiem, że czasu nie straciłem. Historia bohatera zainteresowała mnie na tyle, że kupiłem jego książkę i niedługo później przeczytałem. Poniżej o niej słów kilka.
„Dziedzictwo Orła Białego” to pozycja dwutomowa, drugie wydanie autobiograficznej książki znanej w Stanach Zjednoczonych pt. „Legacy of the White Eagle”. W tomie pierwszym autor opisał swoją młodość, uczestnictwo w walkach powstańczych i losy powojenne. Drugi poświęcił architekturze i relacjom z podróży. Jakość druku i strona graficzna (wydanie z 2011 roku) jest bardzo dobra. Opowieść ilustrowana jest czarno-białymi i kolorowymi fotografiami.
Jak mi się ową książkę czytało? Bardzo dobrze. Dwa tomy to w sumie około 600 stron, lecz pisane są tak lekko i na tyle ciekawie, że czyta się szybko i bez wysiłku. Zgadzam się z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, prywatnie nieżyjącym już przyjacielem autora, że „zarówno pierwszy rozdział opisujący wojenne zmagania bohatera, jak i opisy jego powojennych losów wciągają jak najlepszy thriller”.
Początek książki poświęcony jest głównie czasowi okupacji i Powstaniu Warszawskiemu. Przyznam, że dla mnie ten fragment był… mocny. Niektóre opisy tego, co się tam działo mrożą krew w żyłach. Nic dziwnego, że wycisnęły trwałe piętno na młodej psychice autora. Kto ma wyobrażenie o wojnie jak o jakiejś romantycznej przygodzie powinien poczytać takie relacje. Całkowicie zmieni zdanie. Być może po lekturze łatwiej będzie zrozumieć tych ludzi; dlaczego chwycili za broń i zaczęli walczyć pomimo niesprzyjającej sytuacji politycznej. Profesor Kulski dziś broni decyzji o rozpoczęciu powstania. Powołując się na ojca, ówczesnego prezydenta stolicy pisze, że Niemcy mieli plany „eksterminacji większości mężczyzn i zrównania miasta z ziemią, jeszcze zanim wybuchło powstanie” (t. 1, s. 90). Ja sam… nie wiem co w tej sprawie myśleć, na ile te niemieckie plany w perspektywie zbliżania się Sowietów i po wylądowaniu aliantów w Normandii byłyby możliwe do wcielenia w życie. Wątpliwa jest także celowość totalnego zniszczenia miasta z punktu widzenia interesów niemieckich. Niby powinienem mieć jakieś zdanie, ale w tym akurat przypadku bardzo się waham.
Dalsza część pierwszego tomu opisuje powojenne dzieje autora. Historia kręci się wokół pobytu w Wielkiej Brytanii, w Irlandii i w Stanach Zjednoczonych.. Są tam opisane przygody zabawne („Mistrz Wojska Polskiego”), dziwne, zwyczajne, szczęśliwe („Catherine”), przykre („Fałszywe racje”), niesamowite („As przestworzy”) i tragiczne („Sztorm”). Kulski sporo uwagi poświęca znanym osobistościom, które poznał, zwłaszcza ze światka architektów. Jest też trochę wspomnień z życia uniwersyteckiego. Początek drugiego tomu także poświęcony jest architekturze. Mam o niej dosyć blade pojęcie; nazwiska Louis Kahn, Daniel Kiley, Richard Fuller, Le Corbusier czy Philip Johnson nic mi nie mówiły, przeto część tę czytało mi się w porównaniu do pozostałych nieco gorzej.
Ostatnia część książki byłaby chyba najbardziej interesująca dla czytelników bloga „Długi Dystans” poświęcona jest bowiem podróżom. Zwykle czytam relację z podróży osób, które pojechały gdzieś samodzielnie, używając minimalnych środków, na miejscu poznawały zwyczajnych ludzi a nie przedstawicieli elit. W tym jednak przypadku bardzo ciekawie czyta się opowieści Juliana Kulskiego. Podróżował on jako V.I.P. ale przygody które miewał były nie mniej interesujące i nie mniej groźne niż zwyczajnych podróżników. Sporo można się z tych rozdziałów dowiedzieć o odwiedzonych krajach (Spośród opisanych są to: Tajlandia, Nepal, Malezja, Bangladesz, Indie, Pakistan, Afganistan, Sudan, Malawi, Tunezja, Kenia, RPA, Izrael, Jordania, Etiopia, Irak, Jemen, Gwatemala, Jamajka, Gujana, Meksyk, Peru, Grecja, Jugosławia, Irlandia) i o mentalności ludzi w nich mieszkających.
Ciekawe są przykładowo spostrzeżenia autora tyczące się pomocy krajów bogatych i Banku Światowego dla krajów Trzeciego Świata. Wielu ludzi wyobraża sobie, że Bank Światowy pieniądze ma, ale nie chce dać, bo jest zły, skąpy i w ogóle nie chce pomóc dobrym, ale biednym mieszkańcom krajów Afryki i Azji. Tymczasem w świetle relacji profesora Kulskiego jako pracownika Banku Światowego sprawa wygląda inaczej. To gigantyczna korupcja i bardzo wysoka dzietność w tychże krajach uniemożliwia skuteczne wykorzystanie międzynarodowych funduszy. Autor pisze po jednej z wizyt w Pakistanie:
„Po tym, co wydarzyło się w Asam w Indiach, epizod pakistański był ostatnią kroplą przepełniającą miarkę. Na szczęście miałem w Wirginii dobrych, uczciwych klientów, dla których mogłem tworzyć świetną architekturę. Moja miłość do Azji skończyła się, a moje marzenia, by pomóc ludziom uniknąć nędzy, prysły. Rodzili oni dzieci i kradli przeznaczone na ich rozwój fundusze szybciej, niż ja byłem w stanie projektować i budować” (t. 2, s. 119).
Spojrzenie dosyć ciekawe i nietypowe; podejście nie wiem czy słuszne, ale wydaje się bardzo szczere. Mam bowiem wrażenie, że spora część podróżników, gdy już gdzie wyjedzie i to później opisze lub zacznie opowiadać to ma tendencję do przedstawiania wyprawy „przez różowe okulary”.
Generalnie podoba mi się spojrzenie autora za większość spraw, podoba mi się podejście do życia. Autor jest przedstawicielem wymierającej obecnie elity starej daty - gorącym patriotą, chrześcijaninem i antykomunistą a jednocześnie bardzo pracowitym, zaciętym i odważnym człowiekiem. Jest też zaangażowany w ochronę kulturowego dziedzictwa kraju, między innymi poprzez zachowanie klasycznego, bliskiego naturze stylu w budownictwie. Podobnie jak ja lubi Irlandię i Irlandczyków. Mogę powiedzieć, że jest jedną z postaci, które mi zaimponowały i które podziwiam. Jedną z niewielu rzeczy, których nie potrafię pojąć i których nie lubię jest widoczna także u Kulskiego a typowa dla mieszkańców krajów anglosaskich niechęć do „nieproszonych gości” na swoim terenie. Gdy byłem w Irlandii widywałem pola starannie ogrodzone z tabliczkami „NO TRESPASSERS”. Podobno można tam jeszcze trafić na zwariowanych farmerów, którzy potrafią strzelać, jeśli wejdziesz im na pole. Amerykanie zachowują się podobnie. Julian Kulski opisuje historię, w której ktoś zdewastował i okradł jego posesję pod nieobecność właściciela. Wtedy on wynajął ów dom strzelcom wyborowym (weteranom z Wietnamu), którzy zaczaili się na intruzów. Gdy pewnej nocy ujrzeli jakiegoś intruza zaczęli do niego strzelać, ranili i przepędzili. Jednym słowem bardzo ostra reakcja (ale przyznać trzeba, że skuteczna: później na wiele lat właściciel miał spokój). Sam też byłbym wściekły gdy by mi ktoś okradł dom, ale odpowiedź taka jak powyżej wydaje mi się bardzo przesadzona. Może dlatego, że wychowałem się w Polsce. U nas byłoby to nie do pomyślenia.
Podsumowując, „Dziedzictwo Orła Białego” Juliana Eugeniusza Kulskiego to świetna autobiograficzna i podróżnicza książka. Polecam. Więcej informacji znaleźć można na stronie autora, [LINK].
[LINK] do audycji – wywiadu z profesorem Kulskim w radiowej Dwójce.
[LINK] do wywiadu na „Onecie” (słaby moim zdaniem, książka Kulskiego jest dużo lepsza)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz