Data i miejsce: 14 marca 2012, środa, Warszawa, okolice SGGW. Start: godzina 19:52.
Rodzaj zawodów: nocny bieg na orientację, sprinterski, ze zmianą skali.
Dystans i trasa: 2,1 km, do podbicia 22 PK.
Mapa: 1:4.000. Fragmenty powiększone do 1:2.000. Kolorowa. Aktualność marzec 2012.
Teren: campus SGGW.
Warunki: kilka stopni na plusie, śniegu brak, raczej sucho.
Uczestnicy: na trasie „Profesjonaliści” wystartowało 77 osób, bez błędów ukończyło 68 osób. Wygrał Piotr Parfianowicz (rocznik 1994) z czasem 13:36. Większość ludzi robiła trasę w dwadzieścia parę minut.
Mój wynik: 32:07, miejsce 55. Strata do zwycięzcy: 18:31.
Komentarz
Mogę w końcu odtrąbić „sukces”. Zapisałem go w cudzysłowie gdyż trudno cieszyć się z 55 miejsca. Jest to jednak sukces w odniesieniu do moich poprzednich startów w tym cyklu. W końcu ukończyłem zawody i nie zostałem zdyskwalifikowany. Podczas poprzednich dwóch startów (etap 1 i etap 4) stawiałem na szybkość; tak się śpieszyłem, że przez pomyłkę podbijałem nie te lampiony, co trzeba lub w niewłaściwej kolejności. W efekcie tego w obu poprzednich startach zostałem zdyskwalifikowany. Mówi się, że „do trzech razy sztuka” i rzeczywiście, za trzecim razem się udało. Ukończyłem. Tym razem nigdzie się nie śpieszyłem, dokładnie wpatrywałem w mapę, truchtałem powoli, sporo chodziłem. Priorytetem było ukończenie a nie jak najszybsze dotarcie do mety. Trzeba było bardzo uważać, gdyż na mapie 1:2000 lampiony stoją dosłownie kilka metrów od siebie. Czasem nawet nie zdążyłeś się rozpędzić a tu kolejny punkt do podbicia. Jakże to inne doświadczenie w porównaniu do tego, jakie mamy na setkach: tam punkty stoją w odległości kilku, kilkunastu kilometrów od siebie.
Ostatecznie poszło wolno, ale raczej gładko. Drobne problemy miałem tylko z PK3 (słaba czołówka i nie widziałem lampionu), PK16 (przy zmianie skali pomyliłem budynki i szukałem lampionu w złym miejscu) i PK18 (wszedłem nie w ten rządek krzaków i z niewłaściwej strony). Chyba trzeba zacząć szkolić się w biegach na orientację stawiając najpierw na precyzję a dopiero potem na szybkość biegową. Trzeba podszlifować takie rzeczy jak choćby składanie mapy, zapamiętywanie przebiegów, częstotliwość zerkania na mapę. Im krótszy dystans tym te drobiazgi mają większe znaczenie.
W sumie cykl imprez na orientację „Warszawa Nocą” całkiem mi się podobał. Chyba nie tylko mi, bo frekwencja była całkiem wysoka. Tym bardziej cieszy, że organizator postanowił pójść za ciosem, wyjść naprzeciw oczekiwaniom warszawskich amatorów biegów na orientację i od kwietnia zaczyna nowy cykl imprez zatytułowany „Szybki Mózg”. Będą to znowu miejskie biegi na orientację rozgrywane w Warszawie tylko, że za dnia. Pierwszy start już 18 kwietnia.
Strona zawodów „Szybki Mózg”
2 komentarze:
Jej, popełniłeś wpis, dzień po starcie w setce. Że Ci się chciało :) . Ja to jeszcze bełkoczę i walczę ze skutkami odwodnienia. Gdy wróciłem do domu i zmierzyłem temperaturę, okazało się, że słupek rtęci zatrzymał się dwie kreski nad 39'. Telepałem się jak stary Fiat 126p aż do samego domu, dopiero gdy wskoczyłem pod kołdrę zrobiło mi się lepiej.
Skorzystam z Twojej rady i wygospodaruję czas na trening popołudniowy, a w weekendy nawet południowy. Czas się po siłować z Panem Upałem, niech sobie nie myśli, że może tak Marcina poniewierać :) . A co!
Marcin ja dziś też funkcjonuję na "pół gwizdka" ale z relacjami jest tak, że im później się do nich zabierasz tym oporniej później wychodzi pisanie.
Pozdrawiam:)
Prześlij komentarz