wtorek, 13 sierpnia 2013

Biegiem przez Platerów – Podlaska Dycha


Jest 30 czerwca 2013. Tydzień po półmaratonie w Radomiu jadę na 10 km do Platerowa. To niewielka miejscowość należąca administracyjnie do województwa mazowieckiego, ale pod względem historyczno-geograficznym wchodząca w skład południowego Podlasia. Należała do rodziny Plater (kojarzonej choćby ze sławną uczestniczką powstania listopadowego Emilią Plater), stąd jej nazwa. Platerów rozwinął się głównie dzięki przebiegającej przez miejscowość linii kolejowej. Mam do niej niedaleko, jakieś 75 kilometrów. Zabrałem jednego z przyszłych uczniów wisznickiego liceum i jedziemy pobiegać asfaltową dychę. Trasa ma atest, pogoda ma być dobra, chłodna, może deszczowa. Kto wie, a nóż uda się poprawić swój rekordowy czas (36:09).

Start przewidziany został na godzinę 12:30. Jest trochę za gorąco, ale za to pochmurno. Przed biegiem głównym wystartowały biegi towarzyszące dla dzieci oraz marsz „nordic walking”. Przebieram się, próbuję rozruszać. Patrzę co chwila w niebo czekając na upragniony deszcz. Byłoby chłodniej, łatwiej byłoby szybko pobiec. Naraz organizator ogłasza, że start biegu głównego będzie przyśpieszony, bo w okolicznych gminach wszędzie leje. Co? Chcą uniknąć deszczu? Tego deszczu, na który czekam? No nie. 

Start rzeczywiście odbywa się nieco wcześniej, ale na niewiele się to zdaje. Już przed wystrzałem sędziego zaczyna kropić, w momencie startu pada już porządnie. Około 160 osób rusza na dziesięciokilometrowy wyścig w strugach deszczu. Dobrze, bardzo dobrze, może uda mi się nabiegać życiówkę? Wystarczy tempo 3:35 i jak nic się uda. Tak sobie marzę, taki jestem nakręcony i podniecony tą optymistyczną wizją, że na pierwszym kilometrze popełniam karygodny błąd. Zamiast pobiec początek spokojniej, w tempie 3:35-3:40 biegnę pierwszy kilometr w tempie 3:27. To także kilometr z niewielkim podbiegiem, więc dla mojego organizmu jest to „kęs” dodatkowo trudny do przełknięcia. Po tym pierwszym, zbyt szybkim odcinku nieco zwalniam, ale i tak grzeję szybko. Przede mną wyrwało chyba trzech mocnych chłopaków, nie mam z nimi szans. Sam biegnę na czele kilkuosobowej grupy. Są wśród niej dwie dziewczyny: jakaś wyżyłowana Białorusinka (Volha Kratusova) i miejscowa gwiazda: pochodząca z Terespola a trenująca w AZS UMCS Lublin Izabela Trzaskalska. Na dalszych kilometrach zaliczamy lekki zbieg, zakręt w prawo, do agrafki w lesie i z powrotem do Platerowa. Pierwsza z trzech pętli liczących po 3333 m wychodzi w 11:48. ZA-SZYB-KO. Wiem, że jest źle, dodatkowo na drugiej pętli psuje się pogoda. Ustaje deszcz i wychodzi słońce. Zaczyna się lampa. Nadzieje na poprawę życiówki mam już nikłe, ale dalej walczę. Moja grupa już się rozbiła. Dwóch chłopaków i obie dziewczyny powoli odeszły mi do przodu. Drugą pętlę robię w 12:20. Wyraźnie wolniej, płacę frycowe za szarżę tuż po starcie. Znowu lekki podbieg, jestem już mocno zmęczony. Wąż biegnących nieco się rozciąga. Nikt mi nie zagraża, ale i ten przede mną jest stosunkowo daleko. Ostatnia agrafka: po nawrocie, w stanie zdychającym zerkam na biegnących niedaleko za mną znajomych biegaczy z Białej Podlaskiej oraz ucznia, którego ze sobą przywiozłem. W końcu za zakrętem widać dmuchaną bramę. Uf.., już prawie koniec. Ostatnie sto metrów przyśpieszam i robiąc dobrą minę wbiegam na metę. Teraz już naprawdę koniec. Można złapać oddech.

Plan trasy

Ostatnią pętlę zrobiłem w 12:29, była najwolniejsza z wszystkich trzech. Ostateczny wynik to 36:38, czas gorszy od nieatestowanej życiówki (36:09) ale najlepszy na atestowanej trasie i mój drugi najlepszy wynik na dychę. Tydzień po szybkim półmaratonie, z dużym błędem na początku, z lampą w drugiej połowie trasy a jednak nie wyszło tak źle. Zająłem 8 miejsce OPEN na 153 zawodników. Akurat kilkanaście dni wcześniej skończyłem 36 lat dzięki czemu zająłem I miejsce w kategorii wiekowej 36-48 lat. Byłem także pierwszy w kategorii „Pracownicy Oświaty”. Nagrody odbierałem od wyjątkowego gościa zawodów: olimpijki, mistrzyni Europy, Pani Lidii Chojeckiej. Po raz pierwszy wróciłem z zawodów dźwigając dwa pucharki. Życiówki nabiegać się nie udało, ale w sumie wyszło całkiem przyjemnie.

Kategoria M 36-48

Pierwsza dziesiątka OPEN:

1. Andrii Starzynski (Ukraina) (31:35)
2. Emil Dobrowolski (Chotomów) (32:28) 
3. Adam Wakuluk (Boratyniec Ruski) (33:39)
4. Rafał Wysocki (Siedlce) (35:59)
5. Izabela Trzaskalska (Terespol) (36:14)
6. Volha Kratusova (Grodna Białoruś) (36:25)
7. Dariusz Król (Wołomin) (36:31)
8. Paweł Pakuła (Wisznice) (36:38)
9. Andrzej Okiński (Siedlce) (37:04)
10. Sylwester Jaciuk (Rusków) (37:08)

Kategoria "Pracownicy Oświaty"

Bieg w małej miejscowości, na Podlasiu kojarzyć się może z prowincjonalnymi zawodami i niskim poziomem. W tym przypadku tak jednak nie było, bo poziom okazał się wyższy niż choćby w przypadku znacznie liczniejszego Biegu Marszałka zorganizowanego w podwarszawskim Sulejówku. Opisywałem go kilka wpisów wcześniej. Podam na przykład, że drugi na mecie Emil Dobrowolski jest brązowym medalistą mistrzostw Polski w maratonie z 2010 roku. W tym roku w Dębnie uzyskał czas 2:15:55 (jego życiówka). Był czwarty OPEN i pierwszy wśród Polaków. 

Link do mojej galerii z tych zawodów [link]
Strona zawodów [link]

2 komentarze:

r pisze...

OFF topic ;-)

cholera - kiedy to było...

https://picasaweb.google.com/115992667241859296273/Skorpion2008#5317605250394826274


pozdrawiam serdecznie
MR

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ojej Mariusz (agressiva.eu), kopę lat! Wydawało mi się że się wycofałeś z "branży" bo coś długo nie było o Tobie słychać. Grzesia blog też już oblazł pajęczynami, nie ma gdzie pogadać (chyba że na FB). Biegasz? na Skorpiona się wybierasz czy tylko przeglądałeś stare zdjęcia?

Pozdrawiam, dzięki za zdjęcie.