DATA
|
NAZWA
|
DYSTANS
|
RODZAJ
|
CZAS
|
MIEJSCE
|
2 luty 2013
|
I Śnieżne Konwalie
|
50 km
|
Pieszy maraton na orientację
|
7:11
|
7 na 51
|
15 luty 2013
|
XII Ekstremalna Impreza na Orientację „Skorpion”
|
50 km
|
Pieszy maraton na orientację (MP w PMnO na 50 km)
|
8:47
|
4 na 85
|
15 marca 2013
|
VI Rajd Dolnego Sanu
|
100 km
|
Pieszy maraton na orientację
|
NKL
|
NKL (zejście z trasy po 24 km)
|
27 kwietnia 2013
|
XV Międzynarodowy Rudzki Bieg 12 godzinny
|
-----------
|
Bieg czasowy ultra
|
(w 12 h przebiegnięte 81.885 km)
|
65 na 72
|
11 maja 2013
|
XV Długodystansowy Rajd na Orientację DYMnO
|
75 km biegiem
20 km kajakiem
27 km rowerem
|
Rajd przygodowy 2-osobowy
|
15:40:47
|
1 na 19
|
2 czerwca 2013
|
VI Bieg im. F.Marduły (II MP w Skyrunning)
|
25,5 km
|
Bieg wysokogórski
(skyrunning)
|
2:52:48.1
|
28 na 329
|
8 czerwca 2013
|
I Żelazny Bieg
|
750 m pływania,
20 km rowerem,
5 km biegu
|
triathlon
|
1:28:22
|
50 na 68
|
15 czerwca 2013
|
VI Bieg Marszałka
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
37:10
|
9 na 585
|
23 czerwca 2013
|
I Półmaraton Radomskiego Czerwca ‘76
|
21 km
|
Bieg uliczny
|
1:20:30
|
23 na 848
|
30 czerwca 2013
|
IV Biegiem przez Platerów
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
36:38
|
8 na 153
|
6 lipca 2013
|
Trail Verbier – St. Bernard (Szwajcaria)
|
110 km
|
Bieg wysokogórski
(skyrunning)
|
17:40:38
|
12 na 300
|
15 lipca 2013
|
II Taratska Piątka
|
5,280 km
|
Bieg trailowy
|
19:37
|
5 na 80
|
3 sierpnia 2013
|
XIV Bieg Sapiehów
|
15 km
|
Bieg uliczny
|
57:23:25
|
11 na 192
|
10 sierpnia 2013
|
II Chudy Wawrzyniec
|
85 km
|
Bieg górski, liniowy
|
9:17:09
|
3 na 158
|
24 sierpnia 2013
|
II Półmaraton Chmielakowy
|
21 km
|
Bieg uliczno-terenowy
|
1:21:12
|
14 na 671
|
31 sierpnia 2013
|
III Bieg Międzyrzeckich Jeziorek
|
10 km
|
Bieg uliczno-terenowy
|
37:02
|
4 na 135
|
1 września 2013
|
I Letni Festiwal Biegów “Wrota Wolności”
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
36:26
|
4 na 48
|
7 września 2013
|
Bieg 7 Dolin
|
100 km
|
Bieg górski, liniowy
|
11:16:06
|
24 na 346
|
22 września 2013
|
I Dycha do Maratonu
|
10 km
|
Bieg uliczny
|
36:50
|
12 na 706
|
29 września 2013
|
35 Maraton Warszawski
|
42 km
|
Bieg uliczny
|
2:49:57
|
72 na 8506
|
13 października 2013
|
I Ultra Maraton Bieszczadzki
|
50 km
|
Bieg górski, liniowy
|
4:11:45
|
4 na 227
|
26 października
2013
|
29 Supermaraton Calisia
|
100 km
|
Bieg uliczny
|
8:08:50
|
2 na 98
|
STARTY 2013
W ubiegłym roku zaliczyłem 22 starty, co daje blisko 2 starty na miesiąc. Było to o trzy starty więcej niż w 2012 roku i o jeden mniej niż w 2011 roku. Najbardziej intensywnym okresem startowym były miesiące czerwiec-sierpień, przypadło na nie połowa moich wszystkich startów w tym roku. Bywało, że startowałem wtedy co tydzień. Specjalizuję się w biegach ultradystansowych stąd nie dziwi, że aż 10 startów spośród wszystkich 22 odbyło się na dystansie przekraczającym dystans maratonu. Były to biegi ultra lub imprezy łączone z etapem biegowym o dystansie od 50 km do 110 km. Pomiędzy tymi dużymi imprezami często startowałem w biegach „krótkich” na 10 – 21 km traktując je jako trening, okazję do ścigania i poprawienia życiówki. W tym roku spróbowałem także całkiem nowych dla mnie dyscyplin: wystartowałem w rajdzie przygodowym i w triathlonie. Całkowicie zrezygnowałem natomiast z krótkich biegów na orientację i z rogainingu. Ograniczyłem ponadto starty w pieszych maratonach na orientację. Tylko na początku roku zaliczyłem dwie pięćdziesiątki i jeden raz wystartowałem w setce. Potem jeszcze w czerwcu pojechałem na rajd przygodowy i odłożyłem kompas do szafy na ponad pół roku.
Czy były jakieś sukcesy? Na szczęście były i to nie jeden. Zwycięstwo trafiło się w tym roku jedno i był to rajd przygodowy DYMnO. Cieszę się z niego bardzo, ale też i mam świadomość, że dużo tu zawdzięczam mojemu rajdowemu partnerowi Jaśkowi, który świetnie nawigował i opracował dobrą taktykę.
Drugie poletko, na którym udało się coś ugrać: biegi uliczne. Tu poprawiłem życiówki na dystansie 21 km (1:20:30), 42 km (2:49:57) i 100 km (08:08:50). Cieszy zwłaszcza złamanie 2:50 w maratonie i wysokie 2 miejsce w supermaratonie w Kaliszu. Podchodziłem kilkakrotnie do połamania mojego rekordu na dychę (36:09), byłem, blisko ale się nie udało. Pewnie dlatego, że dużo się zamulam biegami ultra i trenuję pod ultra. Poza tym mam już ponad 36 lat, szybkość już nie ta. Tak czy siak cieszą mnie bardzo te nowe życiówki z ulicy, jest progres.
Trzecie poletko z sukcesami: wysokie miejsca w biegach górskich: 12 miejsce w wysokogórskim biegu na 110 km w Szwajcarii połączone z wyraźną poprawą życiówki; 3 miejsce na Chudym Wawrzyńcu połączone również ze znaczną poprawą życiówki oraz 4 miejsce podczas pierwszej edycji ultramaratonu bieszczadzkiego.
Kobylany 2013. Zdjęcie: Radek Kuchta |
Ostatnie, małe poletko szczęścia: liczne miejsca na podium w krótkich biegach w okolicach Wisznic. Pierwotnie miałem o nich nie pisać, bo to biegi kameralne, na które rzadko zaglądają naprawdę mocni zawodnicy. Wystarczyło, że pobiegłem dychę w okolicach 36-37 minut i już stałem na pudle. Cóż to jest, 36 minut z hakiem na dychę? Znajomi biegają ten dystans w 32 minuty a by coś znaczyć w sporcie zawodowym trzeba biegać w okolicach 30 minut i niżej. Moje 36 minut wygląda przy tym żałośnie. Z drugiej jednak strony pomyślałem: iluż jest amatorów, którzy usiłują od lat złamać 40 minut na dychę i jakoś nie mogą. Czy nie powinienem zatem bardziej doceniać tego co mam, cieszyć się z czasu, który osiągam w krótszych biegach i z miejsc na podium? Chyba powinienem. Owszem, osiągnięcia te nijak się mają do osiągnięć czołówki, ale z drugiej strony wielu jest takich, co chciałoby biegać, choć dwie minuty wolniej ode mnie a nie są i może nigdy nie będą w stanie.
W sumie w tym roku 5 razy stawałem na pudle w kategorii OPEN, 5 razy w swojej kategorii wiekowej i 3 razy w kategorii „pracownicy oświaty”.
Były poletka szczęścia, zielone i kwieciem pachnące. Teraz poletka z chwastami, ostami i pokrzywami, czyli wszelkie wtopy. Tych w tym roku też nie brakowało. Nieudane starty zaliczałem zwłaszcza na początku, mniej więcej od czerwca sytuacja znacznie się poprawiła. Może to przedłużająca się zima utrudniła mi trenowanie i przez to osiągałem słabe wyniki? Może to kontuzja, która jeszcze zimą dawała o sobie znać uniemożliwiając wszelkie szybsze bieganie? Pewnie wszystko po części. W każdym razie początek 2013 roku był dla mnie zdecydowanie nieudany. Na czoło moich wtop wysuwa się Rajd Dolnego Sanu – wyścig na 100 km zakończyłem po około 30 kilometrach schodząc ze wstydem z trasy. Co ja mówię schodząc - przecież sam nie zszedłem tylko Hubert mnie zwiózł. Druga, misternie przyrządzona przeze mnie kaszanka: bieg 12h w Rudzie Śląskiej. Po raz pierwszy próbowałem czasowego ultra. Odcięło mi prąd już po 30 kilometrach. Potruchtałem jeszcze zdezorientowany przez kilka godzin i po zaliczeniu minimum, czyli 80 km dałem spokój, choć były jeszcze 3 godziny do zakończenia limitu czasowego. Dałem ciała po całości. Trzecia wtopa roku – Bieg 7 Dolin. Bardzo ważna impreza a uzyskałem i czas i miejsce poniżej oczekiwań. Nie mogę powiedzieć, że nie byłem wtedy w formie. Latem i jesienią 2013 roku byłem naprawdę w gazie. W Krynicy popełniłem błąd sprzętowy i błąd z żywieniem. Było też jak dla mnie trochę za ciepło. Szkoda.
Ogólnie jak było? Było dobrze. Dzięki Bogu bardzo dobrze. Lata mijają a ja ciągle jeszcze jestem w stanie się poprawiać, jestem w stanie walczyć o pudło, czasem coś wygrać. To cieszy i daje dużego motywacyjnego kopa do treningu. Cieszy też to, że wiosną zeszłego roku wyleczyłem się ostatecznie z kontuzji i przez resztę roku mogłem spokojnie, regularnie trenować. W ten sposób zbudowałem formę na lato i jesień. Dzięki temu pojawiło się tych kilka naprawdę fajnych chwil, gdy człowiek zziajany i spocony słaniał się na nogach na mecie, ale czuł, że było warto. Jakimś tam odzwierciedleniem minionego roku jest też „szafa chwały”, na którą przeniosłem swoje zdobyczne pucharki, bo przestały się mieścić na innej, mniejszej szafie.
To był dobry rok, kto wie, może już mój ostatni tak dobry. Zawsze w takich chwilach podsumowań ogarnia mnie melancholia. Lata mijają a ja „nie młodnieję, nie szczupleję i nie szybcieję”*. Kiedyś to wszystko się skończy; pozostaną wspomnienia, pucharki, relacje i zużyte buty. Trzeba korzystać z tego czasu, który jest. Biegać i walczyć dopóki jestem w stanie. W bieżącym roku też chcę trochę pobiegać. Swoim zwyczajem nie przyznam się gdzie i co chcę osiągnąć by nie zapeszyć. Relacje będą się ukazywały na blogu** niezależnie od tego, czy wrócę z tarczą czy na tarczy.
* Parafraza dialogu z filmu „Medium” (Hereafter) w reżyserii C. Eastwooda (2010 rok). Tak na marginesie to całkiem dobry film, polecam do obejrzenia, jeśli ktoś nie widział.
** Mam z zeszłego roku kilka zaległych relacji. Wiem: nie napisałem nic o starcie w Kaliszu, o ultra maratonie bieszczadzkim, w maratonie warszawskim. Postaram się w najbliższym czasie te zaległości nadrobić i choć krótko coś napisać.
10 komentarzy:
Całkiem imponujące zestawienie.
Najbardziej podoba mi się te 72 miejsce na 8506 z warszawskiego maratonu :) .
Pamiętam, jak w 2010 roku, kiedy zbliżałem się do granic swoich możliwości, też mnie ogarniała taka melancholia związana z tym, że takie wyniki przy utalentowanych sportowcach to nic. Po wymuszonej przerwie samo to, że mogę pobiegać, sprawia już dużo radości! :)
"Misternie przyrządzona kaszanka" - muszę to zapamiętać ;)
hiu
Dokładnie Krzysiek, dlatego doceniam to co mam bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie gorzej. Nawet wtopy i "misternie przyrządzone kaszanki" czegoś uczą i dają mobilizacyjnego kopa o ile nie występują w nadmiarze.
Nie bądź wobec siebie tak krytyczny! Z mojej perspektywy są to osiągnięcia wybitne i nieosiągalne. Akurat wytrzymałość nie odchodzi w zapomnienie tak szybko. Wierzę, że jeszcze wiele przed Tobą. Jeśli nie życiówek, to wiele wspaniałych chwil na trasach, o których jeszcze do tej pory nie słyszałeś...
Krzysztof
Śledzę z uwagą bloga i tą kaliską setką się zdziwiłem, bo jej nie pamiętałem - wszystko jasne, bo jeszcze jej tu nie było;)
Lista wyników zaiste imponująca, trzecie miejsce w Chudym Wawrzyńcu to jest dla mnie coś!
A wiekiem to bym się nie przejmował. Na ultra czy z mapą nie ma on aż tak wielkiego znaczenia jak na biegach na 10 czy 21km po szosie. Przed Tobą jeszcze sporo lat wymiatania na trasach.
Krzysztof, Marcin
Ja zawsze się pocieszam przykładem Marco Olmo, który wygrał UTMB w wieku 60 lat. Ale wiecie, to nie tylko wiek ma tu znaczenie. Będę się w każdym razie starał jeszcze coś nabiegać.
Wam też chłopaki życzę znaczne poprawy wyników w tym roku. Pozdrawiam.
Niejaki Ed Whitlock o którym z pewnością słyszałeś, a raczej czytałeś na różnego rodzaju biegowych portalach w wieku 82 lat przebiegł półmaraton z czasem 1:28:05, więc mając Twoje 36 lat można jeszcze sporo osiągnąć, a już i tak naprawdę masz się czym pochwalić (a zapewne wśród osób niebiegających jesteś prawdziwym hardkorowcem budzącym respekt :P btw. ja wśród swoich budzę respekt kiedy mówię, że biegam dychę poniżej 50min i że przygotowuję się do maratonu, więc aż ciężko mi sobie wyobrazić spojrzenia niebiegających - głównie przez brak motywacji - gdy ma się takie osiągnięcia :) A z tą dychą w 36 min... dla mnie to też sfera marzeń, ale wierzę, że kiedyś tam się do niej zbliżę, choćby to miało i być po 30-stce :P
Emila, o tym Edzie Whitlocku nie słyszałem ale ten artykuł też jest budujący:
Martin Rees zaczął biegać w wieku 37 lat i w wieku 60 lat pobiegł dychę poniżej 33 minut. Niesamowite ale trzeba pamiętać, że to przypadki niezwykłe, wyjątkowe.
http://www.bieganie.pl/?show=1&cat=34&id=5808
Prześlij komentarz