czwartek, 29 stycznia 2015

X-Alpine – relacja


Mało ostatnio startuję i zamierzam ogólnie startować w tym roku mniej niż w zeszłym. W styczniu nie wystartowałem w niczym, co dało mi więcej czasu na nadrabianie pisarskich zaległości. Naskrobałem w końcu (po pół roku!) relację z lipcowego biegu ultra w Szwajcarii: X-Alpine, 105 km, 7300+. Pojechałem tam już trzeci raz, celowałem w pierwszą dziesiątkę. Początek szedł nieźle, ale jak to mawiał klasyk - „mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą”. Ja kończyłem wpół-żywy, wymęczony, w dziurawych butach, wyziębiony i ubłocony. Nie sugeruję bynajmniej, że kiepski ze mnie mężczyzna, ale nie da się ukryć, że końcówka była daleka od wymarzonej. Zamiast „Top Ten” wyszło miejsce 18-ste. Niby słabo, ale biorąc pod uwagę fakt, że większość z 362 startujących nie ukończyła to może nie było jednak tak źle. Wyszło średnio na jeża.

Relacja ukazała się na portalu festiwalbiegowy.pl Jeśli ktoś chce ją poczytać to link jest [TU] ale ostrzegam, że tekst jest długi i nudny.

Szczególnie uparci i mocno zainteresowani mogą poczytać moje wcześniejsze relacje klikając po lewej stronie na zakładkę „TVSB”. Taką nazwę nosił wcześniej X-Alpine.

W tym roku już na X-Alpine nie jadę. To świetna impreza i szczerze ją polecam, ale byłem tam już 3 razy, na razie wystarczy. Jest mnóstwo świetnych biegów, w których nigdy nie startowałem. W grudniu zgłosiłem się na UTMB, ale nie miałem szczęścia w losowaniu. Może spróbuję za rok.

W Szwajcarii pomogła mi grupa mieszkających w pobliżu Verbier, bardzo życzliwych ludzi. Danka, Gabriel, Jeanne – Merci!

Jeszcze [LINK] do strony zawodów.

W Bourg St. Pierre. Zdjęcie: Jeanne

 Przed metą. Zdjęcie: Jeanne

 Na mecie. Zdjęcie: Jeanne

 Buty po biegu. W tle: Le Catogne.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Co Ty gadasz, fajna relacja. A poza tym, chłopie, w takich warunkach poszedłeś na maksa i wykręciłeś niesamowity wynik. Brawo.

Krzysztof

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Dzięki Krzysztof. Myślę, że najbardziej to sprzętowo pokpiłem sprawę. Ale cóż, było, minęło. W sumie fajnie było.

Pozdrawiam serdecznie.
Paweł