[3. PZU Maraton Lubelski]
Zdjęcie: Wojciech Nieśpiałowski |
W niedzielę odbył się 3. PZU Maraton Lubelski. „Zającowałem” na 3:45. Już któryś raz z rzędu, ale pierwszy raz w Lublinie. Do tej pory pełniłem funkcję pacemakera tylko w Warszawie.
Po co mi taki maraton na 3:45? Potraktowałem go jak długie wybieganie w innym niż zwykle miejscu i w miłym towarzystwie. Ponadto komuś mam nadzieję pomogłem i zapoznałem się z charakterystyką pofałdowanej trasy. Kto wie, może kiedyś spróbuję pobiec ten maraton na wynik? To moje województwo, jestem tu „lokalsem”. Bardzo bym chciał powalczyć u siebie i zająć wysokie miejsce.
Nie chciałem biec na wynik, bo bałem się zbytniego wyeksploatowania przed Rzeźnikiem – „ultra” startującym za 3 tygodnie (30 maja – 135 km po górach).
Jak się biegło? Mi dobrze, ale chyba lepiej jest zapytać tych, którzy byli z nami. To dla nich biegliśmy. Na 3:45 powinienem trzymać tempo, 5:20 ale na równej trasie. Tu się tak nie dało, bo płaskiego w lubelskim maratonie było niewiele. Ciągle z górki lub pod górkę. Nasze tempo w związku z tym musiało ulegać znacznym wahaniom. Zdecydowałem, że na płaskim i z górki biegniemy po 5:00 – 5:10 a na podbiegach zwalniamy do 5:40 – 6:00. Chciałem też zaoszczędzić z 1 minutę lub 2 do 30 kilometra, bo wtedy zaczyna się długi, blisko 5-kilometrowy podbieg. Tam ludzie będą na pewno zadziabani i chciałem mieć rezerwę, by ten podbieg bardzo powoli, spokojnie podbiec.
Przelecieliśmy trasę mniej więcej zgodnie z planem. Na metę wbiegłem z czasem 3:45:04 brutto.
Czy było dobrze – nie wiem. Parę osób mi oraz drugiemu pacemakerowi (Rafał Czelej) dziękowało, skarg i wniosków nie było. Niestety sporo osób po drodze odpadło i smutno mi z tego powodu. Mam nadzieję, że nie mają do mnie pretensji o szarpanie tempa. Pobiegłem tak jak uważałem, że będzie najbardziej ekonomicznie i tak, jak bym sam biegł, gdybym biegł na wynik.
Trzeba mieść świadomość, że trasa maratonu lubelskiego jest na tyle trudna, że trzeba tu sobie dodać do planowanego wyniku z 5 – 15 minut w porównaniu do zwykłego, szybszego maratonu. Komu np. wychodzi, że z powinien przelecieć maraton w 3:30 ten powinien w Lublinie lecieć za zającem na 3:45. Ewentualnie na ostatnich kilometrach przyśpieszyć. Takie myślę.
Moja foto-relacja z biegu ukazała się tradycyjnie na portalu FESTIWALBIEGOWY.PL Zapraszam.
Serdeczne pozdrowienia dla mojego zająca-partnera Rafała oraz dla wszystkich z nami biegnących.
Po co mi taki maraton na 3:45? Potraktowałem go jak długie wybieganie w innym niż zwykle miejscu i w miłym towarzystwie. Ponadto komuś mam nadzieję pomogłem i zapoznałem się z charakterystyką pofałdowanej trasy. Kto wie, może kiedyś spróbuję pobiec ten maraton na wynik? To moje województwo, jestem tu „lokalsem”. Bardzo bym chciał powalczyć u siebie i zająć wysokie miejsce.
Nie chciałem biec na wynik, bo bałem się zbytniego wyeksploatowania przed Rzeźnikiem – „ultra” startującym za 3 tygodnie (30 maja – 135 km po górach).
Jak się biegło? Mi dobrze, ale chyba lepiej jest zapytać tych, którzy byli z nami. To dla nich biegliśmy. Na 3:45 powinienem trzymać tempo, 5:20 ale na równej trasie. Tu się tak nie dało, bo płaskiego w lubelskim maratonie było niewiele. Ciągle z górki lub pod górkę. Nasze tempo w związku z tym musiało ulegać znacznym wahaniom. Zdecydowałem, że na płaskim i z górki biegniemy po 5:00 – 5:10 a na podbiegach zwalniamy do 5:40 – 6:00. Chciałem też zaoszczędzić z 1 minutę lub 2 do 30 kilometra, bo wtedy zaczyna się długi, blisko 5-kilometrowy podbieg. Tam ludzie będą na pewno zadziabani i chciałem mieć rezerwę, by ten podbieg bardzo powoli, spokojnie podbiec.
Przelecieliśmy trasę mniej więcej zgodnie z planem. Na metę wbiegłem z czasem 3:45:04 brutto.
Czy było dobrze – nie wiem. Parę osób mi oraz drugiemu pacemakerowi (Rafał Czelej) dziękowało, skarg i wniosków nie było. Niestety sporo osób po drodze odpadło i smutno mi z tego powodu. Mam nadzieję, że nie mają do mnie pretensji o szarpanie tempa. Pobiegłem tak jak uważałem, że będzie najbardziej ekonomicznie i tak, jak bym sam biegł, gdybym biegł na wynik.
Trzeba mieść świadomość, że trasa maratonu lubelskiego jest na tyle trudna, że trzeba tu sobie dodać do planowanego wyniku z 5 – 15 minut w porównaniu do zwykłego, szybszego maratonu. Komu np. wychodzi, że z powinien przelecieć maraton w 3:30 ten powinien w Lublinie lecieć za zającem na 3:45. Ewentualnie na ostatnich kilometrach przyśpieszyć. Takie myślę.
Moja foto-relacja z biegu ukazała się tradycyjnie na portalu FESTIWALBIEGOWY.PL Zapraszam.
Serdeczne pozdrowienia dla mojego zająca-partnera Rafała oraz dla wszystkich z nami biegnących.
Zdjęcie: Przemysław Gąbka |
3 komentarze:
Szkoda,że mam tak daleko do Lublina :(
Ciekawy artykuł :)
Super relacja. Każdy bieg jest ważny czy czasówka czy dla przyjemności :)
Prześlij komentarz