niedziela, 23 sierpnia 2015

IV Bieg Tygrysa – zespołowy „katorżnik” po mazursku

Zdjęcie: Magazyn OCHRONIARZ
Nie jestem fanem przeszkodowych biegów militarnych. Kiedyś w 2008 roku zaliczyłem „Bieg Katorżnika” i na tym się skończyło. Przerzuciłem się na ultra w górach i na orientację. Jak wiadomo, od reguły są jednak wyjątki. Niedawno namówiła mnie moja była uczennica Natalia Korszeń do startu w jednym takim biegu. Potrzebowała drugiej osoby do zespołu gdyż bieg miał być w parach. Zgodziłem się.

O historii biegu można więcej poczytać w mojej foto-relacji dla Festiwalu Biegowego, do której daję link na końcu.

Teraz może o tym, jak się biegło. Dobrze. Miało być 26 km po poligonie w Orzyszu. Po drodze różne zadania specjalne i przeszkody. Zaczęło się ostro: sporo przeszkód, czołgania pod pojazdami, jakieś kanały, ściany drewniane, pajęczynka, ściana z opon itp. Za niewykonanie zadania było 15 pompek. Zastanawiam się czy czasem nie opłacało się robić tych pompek zamiast trudnego ćwiczenia. Ale nie po to tam pojechałem, by się migać od toru przeszkód.

Najtrudniej miałem z około 2-metrowymi dołami w piachu o pionowych ścianach. Było takich z 5 pod rząd. Wskakujesz i wyskakujesz. Ciężkie to było, ale jakoś przeszedłem. Metodą na „komin”, jak we wspinaczce na ściance. Do czegoś się ta ścianka przydała. Potem były długie, około 5-kilometrowe przeloty po polnych i leśnych drogach. To luz – blus. Natalia, z którą biegłem biega szybko, zajmuje miejsca na podium w biegach na 10 km, ale ja miałem jednak trochę więcej siły, więc na tych długich przelotach sobie odpoczywałem.

Pogoda była fajna, nie za zimno, nie deszczowo, nie tak upalnie jak bywało jeszcze niedawno. Fajne było strzelanie z kbks-u, z ruchomej platformy do celu. Było 5 strzałów: raz trafisz i masz zaliczone. Nie trafisz ani razu – robisz 15 pompek. Ja trafiłem za 4 razem. Cudem. W sumie ani razu nie musiałem robić karnych pompek.

Na poligonie mijaliśmy stojące w kolumnie czołgi PT-91 Twardy i jakieś transportery (MTLB?). Końcówka była przyjemna, kilkaset metrów kajakiem. Tylko krótki ten kajak, szkoda. Można było ustawić kilka boji i wydłużyć etap kajakowy. Jezioro było przecież duże.

Natalia świetnie sobie radziła i byłem z Niej dumny. Dziewczyna bardzo dobrze się uczy i jeszcze do tego świetnie biega. Uczy się w liceum w Wisznicach. Przybiegliśmy z czasem 3 godziny 13 minut zajmując 12 miejsce OPEN na ok 100 zespołów. Bylibyśmy 1 MIX-em gdyby organizatorzy wydzielili kategorię MIX (zespół damsko-męski), ale niestety nie wydzielili. Szkoda. Choć najlepsze dziewczyny mogli nagrodzić, Natalia byłaby wtedy pierwsza. Niestety nie nagrodzili. Wszystkie dziewczyny dostały za to małe pluszowe, „tygryski”.

Zabawa była fajna, można tu było powalczyć z czołówką gdybym miał hol. Niestety, teraz nawet gdybym miał to nic by to nie dało. Po powrocie z Grossglockner UT za szybko chciałem wrócić do mocnych treningów i nadwerężyłem łydkę. Jak pobiegnę kilka kilometów, zwłaszcza coś mocniejszego to lekko boli. Przez cały sierpień trenowałem na pół gwizdka biegając po 10 km. Jeszcze ten Bieg Tygrysa jakoś przetruchtałem, ale widzę, że sytuacja się nie poprawia i muszę zrobić przerwę. Ze 2 tygodnie zupełnie bez biegania.

Niestety, znaczy to, że nie wystartuję w Mistrzostwach Świata w biegu na 100 km w Winshoten w Holandii. Odpuszczam, tak jak odpuszczam Bieg 7 Dolin, na który mnie zapraszano. Nie chcę jechać dla samego przeczłapania trasy. Mam nadzieję, że dam radę przygotować się na Łemkowynę.

[LINK] do foto-relacji z IV. Biegu Tygrysa
[LINK] do strony zawodów

2 komentarze:

Kasia pisze...

Godne podziwu! Ale nigdy bym się nie porwala, wole splynac Pilicą czy cos

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ja bym się chyba bardziej zmęczył na spływie Pilicą: odciski na rękach od wioseł, ból pleców itd. już ten Bieg Tygrysa wydaje się łatwiejszy ale to zależy, kto co trenuje.

Pozdrawiam