(recenzja książki „Szybkość i siła po 50-tce”)
„Pobiegałbym szybko maraton, ale wiesz, gdzie takie rzeczy w moim wieku. W kolanie chrupie, w krzyżu łupie” – usprawiedliwiasz się przed sobą i znajomymi. A czytałeś choćby mój ostatni wywiad ze Stanisławem Marcem, biegaczem z Nałęczowa, który w wieku 56 lat „lata” dychę poniżej 36 minut? [LINK do artykułu]. „Ale on ma przeszłość, zawodniczą – odpowiesz – biegał kiedyś ten dystans poniżej 30 minut to teraz ma z czego tracić”. OK, niech będzie, że się częściowo zgodzę aczkolwiek trzeba pamiętać, że jest to też człowiek, który będąc powyżej pięćdziesiątki bardzo umiejętnie trenuje.
A co powiesz o historii kanadyjskiego biegacza Eda Whitlocka, który w wieku 73 lat zrobił maraton w 2:54 i dychę w 37 minut? On nie ma przeszłości zawodniczej. Trochę co prawda trenował w młodym wieku ale podobno szybko zrezygnował. Zaczął biegać ponownie mając 40 lat [LINK do artykułu]. „Ale to psipadek wielcie ziadźki i naćwyciajny” – odpowiesz sepleniąc spod stołu, gdzie właśnie szukasz sztucznej szczęki. Wypadła akurat, gdy czytałeś o wynikach Kanadyjczyka. Jasne, że to przypadek nadzwyczajny. Ale to pokazuje, jaki, często ukryty potencjał drzemie w ludziach, którzy będąc w wieku dojrzałym lub przedemerytalnym potrafią zawstydzić niejednego młodzieniaszka. Napisałbym „młodzieniaszka, jak ja”, ale będąc przed czterdziechą chyba już nie wypada mi tak pisać.
Temat sportu wytrzymałościowego wśród sportowców-seniorów wziął na warsztat Joe Friel. Amerykański topowy trener z 36 letnim stażem. Człowieka tego kojarzyłem do tej pory głównie z książkami typu „biblia treningu kolarza”. Friel specjalizuje się bowiem treningu kolarskim, ewentualnie triatlonowym gdzie jak wiadomo jazda na dwóch kółkach odgrywa na dystansie najdłuższym kluczową rolę. Tym razem, sam będąc już sportowcem-seniorem, z siedemdziesiątką na karku, zabrał się za napisanie poradnika o tym, jak trenować mając lat pięćdziesiąt i więcej. Do współpracy nad książką zaprosił dziesięciu innych autorów. To zawodnicy, mistrzowie wytrzymałościowych dyscyplin sportowych oraz lekarze sportowi. W szarych ramkach wplecionych pomiędzy tekst głównego autora wtrącają swoje „trzy grosze” dzieląc się doświadczeniami i spostrzeżeniami.
Powstająca od 2013 roku książka została ukończona w roku 2015 i wydana przez wydawnictwo VeloPress z Boulder pod oryginalnym tytułem „Fast after 50. How to race strong for the rest of your life”. W bieżącym roku wydała ją łódzka “Galaktyka” w przekładzie Piotra Pazdeja. Co dokładnie znajdziemy przeglądając strony? O tym poniżej.
Treść
Książka liczy 330 stron liczbowanych; okładka miękka, papier matowy, koloru ecru. Czytanie nie męczy wzroku tak, jak w przypadku śnieżnobiałych stron na papierze kredowym. Książka wykonana jest starannie i trwale, po przeczytaniu nic się nie rozkleja i nie rozpada. Na okładce znajdziemy krótkie wypowiedzi dojrzałych sportowców, organizatorów imprez, lekarzy i dziennikarzy zachęcających do uprawiania sportu nawet w zaawansowanym wieku. Głos zabiera między innymi Aleksander Doba, polski kajakarz, który pływa samotnie z Europy do Ameryki, nie bacząc na to, że ma już blisko 70 lat.
Zasadnicza treść dzieli się na dwie części. Pierwsza, krótsza, zatytułowana „starszy, wolniejszy grubszy?” kończy się znakiem zapytania. Autor stara się przekazać czytelnikowi informacje o tym, jak zmienia się nasz organizm wraz z wiekiem oraz czy zmiany te są nieuchronne. Friel odwołuje się tu często do wyników badań naukowych odsyłając w przypisach do fachowej literatury.
Część druga zatytułowana „szybszy, silniejszy, smuklejszy!” ma bardziej optymistyczną wymowę i stanowi sedno książki. Autor usiłuje tu odpowiedzieć na kluczowe pytanie nurtujące czytelnika: co zrobić, aby pomimo upływu lat nadal osiągać świetne wyniki. Pewne zmiany z wiekiem są nieuniknione, ale można je – przy umiejętnym treningu – znacznie spowolnić. Ma na to swoje metody Joe Friel i o tym pisze w drugiej części książki.
Nie zamierzam oczywiście podawać ich tu na tacy, nie od tego recenzja jest. Potencjalny czytelnik sam powinien kupić książkę i przeczytać, do czego szczerze zachęcam.
Pozwolę sobie jednak wspomnieć tu dokładniej o jednym z ciekawszych fragmentów, który mnie zainteresował. Na stronie 235-237, w części poświęconej diecie, na moment głos zabiera współautor, profesor nauk sportowych Tim Noakes. Człowiek ten, na łamach książki Friela bije się w pierś, że przez 33 lata propagował dietę węglowodanową, ubogą w tłuszcze. Tymczasem obecnie dochodzi do wniosku, że był w błędzie i przeprasza swoich dawnych czytelników, tłumacząc, że działał w najlepszej wierze. Bardzo rzadkie wyznanie i ciekawe, zwłaszcza dla takich jak my maratończyków-amatorów, którzy potrafimy ładować się węglowodanami po same uszy.
Na ostatnich sześćdziesięciu stronach znajdziemy trzy załączniki zawierające wskazówki treningowe i testy wydolnościowe dla starszych sportowców oraz pomiary intensywności. Ostatnie karty zawierają bibliografię, indeks oraz biogramy autora i współautorów.
Czy coś mi się w książce nie spodobało, czy znalazłem jakieś błędy? Drobne literówki, tak jak prawie wszędzie można znaleźć i tutaj (strony 72, 143, 267), ale nie ma ich wiele i nie przeszkadzają w przyswajaniu treści.
Na tłumaczeniu z języka angielskiego się nie znam, ale bardzo dziwnie brzmi znalezione w książce sformułowanie „badania podłużne” (s. 35) w znaczeniu badań sportowców przez dłuższy okres czasu. Słowo podłużne odnosi się w moim odczuciu do kształtu i rozmiaru a nie do czasu trwania, tak jak w tym przypadku. Jako zupełny amator słowo „longitudinal” przetłumaczyłbym raczej jako „długookresowe” (badania sportowe), nie „podłużne”.
Warto?
Warto. „Szybkość i siła po 50-tce” to kolejna dobra książka w katalogu wydawnictwa „Galaktyka”. Nowa, napisana przez specjalistę i z pomocą specjalistów może przydać się zwłaszcza komuś, kto po wielu latach uprawiania dyscyplin wytrzymałościowych utknął z zaklętym kręgu niemożności poprawy wyników, lub nawet notuje powolny regres. Ktoś taki powinien zmienić trening, ulepszyć go, zgodnie z ostrzegawczym zdaniem Friel’a zamieszonym na ostatniej stronie Prologu:
„[…] jeśli wciąż będziesz robił to samo, będziesz osiągał te same, lub gorsze, rezultaty” (s. 16).
Aby trening zmienić na lepsze należy wpierw zapoznać się ze zmianami postępującymi wraz z wiekiem oraz ze sposobami rozwijania sprawności pomimo podeszłych lat. Powinna w tym świetnie pomóc omawiana powyżej książka. Polecam każdemu sportowcowi, zwłaszcza tym, którzy przekroczyli pięćdziesiąty rok życia.
„Pobiegałbym szybko maraton, ale wiesz, gdzie takie rzeczy w moim wieku. W kolanie chrupie, w krzyżu łupie” – usprawiedliwiasz się przed sobą i znajomymi. A czytałeś choćby mój ostatni wywiad ze Stanisławem Marcem, biegaczem z Nałęczowa, który w wieku 56 lat „lata” dychę poniżej 36 minut? [LINK do artykułu]. „Ale on ma przeszłość, zawodniczą – odpowiesz – biegał kiedyś ten dystans poniżej 30 minut to teraz ma z czego tracić”. OK, niech będzie, że się częściowo zgodzę aczkolwiek trzeba pamiętać, że jest to też człowiek, który będąc powyżej pięćdziesiątki bardzo umiejętnie trenuje.
A co powiesz o historii kanadyjskiego biegacza Eda Whitlocka, który w wieku 73 lat zrobił maraton w 2:54 i dychę w 37 minut? On nie ma przeszłości zawodniczej. Trochę co prawda trenował w młodym wieku ale podobno szybko zrezygnował. Zaczął biegać ponownie mając 40 lat [LINK do artykułu]. „Ale to psipadek wielcie ziadźki i naćwyciajny” – odpowiesz sepleniąc spod stołu, gdzie właśnie szukasz sztucznej szczęki. Wypadła akurat, gdy czytałeś o wynikach Kanadyjczyka. Jasne, że to przypadek nadzwyczajny. Ale to pokazuje, jaki, często ukryty potencjał drzemie w ludziach, którzy będąc w wieku dojrzałym lub przedemerytalnym potrafią zawstydzić niejednego młodzieniaszka. Napisałbym „młodzieniaszka, jak ja”, ale będąc przed czterdziechą chyba już nie wypada mi tak pisać.
Temat sportu wytrzymałościowego wśród sportowców-seniorów wziął na warsztat Joe Friel. Amerykański topowy trener z 36 letnim stażem. Człowieka tego kojarzyłem do tej pory głównie z książkami typu „biblia treningu kolarza”. Friel specjalizuje się bowiem treningu kolarskim, ewentualnie triatlonowym gdzie jak wiadomo jazda na dwóch kółkach odgrywa na dystansie najdłuższym kluczową rolę. Tym razem, sam będąc już sportowcem-seniorem, z siedemdziesiątką na karku, zabrał się za napisanie poradnika o tym, jak trenować mając lat pięćdziesiąt i więcej. Do współpracy nad książką zaprosił dziesięciu innych autorów. To zawodnicy, mistrzowie wytrzymałościowych dyscyplin sportowych oraz lekarze sportowi. W szarych ramkach wplecionych pomiędzy tekst głównego autora wtrącają swoje „trzy grosze” dzieląc się doświadczeniami i spostrzeżeniami.
Powstająca od 2013 roku książka została ukończona w roku 2015 i wydana przez wydawnictwo VeloPress z Boulder pod oryginalnym tytułem „Fast after 50. How to race strong for the rest of your life”. W bieżącym roku wydała ją łódzka “Galaktyka” w przekładzie Piotra Pazdeja. Co dokładnie znajdziemy przeglądając strony? O tym poniżej.
Treść
Książka liczy 330 stron liczbowanych; okładka miękka, papier matowy, koloru ecru. Czytanie nie męczy wzroku tak, jak w przypadku śnieżnobiałych stron na papierze kredowym. Książka wykonana jest starannie i trwale, po przeczytaniu nic się nie rozkleja i nie rozpada. Na okładce znajdziemy krótkie wypowiedzi dojrzałych sportowców, organizatorów imprez, lekarzy i dziennikarzy zachęcających do uprawiania sportu nawet w zaawansowanym wieku. Głos zabiera między innymi Aleksander Doba, polski kajakarz, który pływa samotnie z Europy do Ameryki, nie bacząc na to, że ma już blisko 70 lat.
Zasadnicza treść dzieli się na dwie części. Pierwsza, krótsza, zatytułowana „starszy, wolniejszy grubszy?” kończy się znakiem zapytania. Autor stara się przekazać czytelnikowi informacje o tym, jak zmienia się nasz organizm wraz z wiekiem oraz czy zmiany te są nieuchronne. Friel odwołuje się tu często do wyników badań naukowych odsyłając w przypisach do fachowej literatury.
Część druga zatytułowana „szybszy, silniejszy, smuklejszy!” ma bardziej optymistyczną wymowę i stanowi sedno książki. Autor usiłuje tu odpowiedzieć na kluczowe pytanie nurtujące czytelnika: co zrobić, aby pomimo upływu lat nadal osiągać świetne wyniki. Pewne zmiany z wiekiem są nieuniknione, ale można je – przy umiejętnym treningu – znacznie spowolnić. Ma na to swoje metody Joe Friel i o tym pisze w drugiej części książki.
Nie zamierzam oczywiście podawać ich tu na tacy, nie od tego recenzja jest. Potencjalny czytelnik sam powinien kupić książkę i przeczytać, do czego szczerze zachęcam.
Pozwolę sobie jednak wspomnieć tu dokładniej o jednym z ciekawszych fragmentów, który mnie zainteresował. Na stronie 235-237, w części poświęconej diecie, na moment głos zabiera współautor, profesor nauk sportowych Tim Noakes. Człowiek ten, na łamach książki Friela bije się w pierś, że przez 33 lata propagował dietę węglowodanową, ubogą w tłuszcze. Tymczasem obecnie dochodzi do wniosku, że był w błędzie i przeprasza swoich dawnych czytelników, tłumacząc, że działał w najlepszej wierze. Bardzo rzadkie wyznanie i ciekawe, zwłaszcza dla takich jak my maratończyków-amatorów, którzy potrafimy ładować się węglowodanami po same uszy.
Na ostatnich sześćdziesięciu stronach znajdziemy trzy załączniki zawierające wskazówki treningowe i testy wydolnościowe dla starszych sportowców oraz pomiary intensywności. Ostatnie karty zawierają bibliografię, indeks oraz biogramy autora i współautorów.
Czy coś mi się w książce nie spodobało, czy znalazłem jakieś błędy? Drobne literówki, tak jak prawie wszędzie można znaleźć i tutaj (strony 72, 143, 267), ale nie ma ich wiele i nie przeszkadzają w przyswajaniu treści.
Na tłumaczeniu z języka angielskiego się nie znam, ale bardzo dziwnie brzmi znalezione w książce sformułowanie „badania podłużne” (s. 35) w znaczeniu badań sportowców przez dłuższy okres czasu. Słowo podłużne odnosi się w moim odczuciu do kształtu i rozmiaru a nie do czasu trwania, tak jak w tym przypadku. Jako zupełny amator słowo „longitudinal” przetłumaczyłbym raczej jako „długookresowe” (badania sportowe), nie „podłużne”.
Warto?
Warto. „Szybkość i siła po 50-tce” to kolejna dobra książka w katalogu wydawnictwa „Galaktyka”. Nowa, napisana przez specjalistę i z pomocą specjalistów może przydać się zwłaszcza komuś, kto po wielu latach uprawiania dyscyplin wytrzymałościowych utknął z zaklętym kręgu niemożności poprawy wyników, lub nawet notuje powolny regres. Ktoś taki powinien zmienić trening, ulepszyć go, zgodnie z ostrzegawczym zdaniem Friel’a zamieszonym na ostatniej stronie Prologu:
„[…] jeśli wciąż będziesz robił to samo, będziesz osiągał te same, lub gorsze, rezultaty” (s. 16).
Aby trening zmienić na lepsze należy wpierw zapoznać się ze zmianami postępującymi wraz z wiekiem oraz ze sposobami rozwijania sprawności pomimo podeszłych lat. Powinna w tym świetnie pomóc omawiana powyżej książka. Polecam każdemu sportowcowi, zwłaszcza tym, którzy przekroczyli pięćdziesiąty rok życia.
[LINK] do strony wydawnictwa GALAKTYKA
1 komentarz:
Bardzo pozytywnie czyta się Pana wpisy. Jest Pan dowodem na to, że wiek to tylko liczby i aktywnym można być całe życie.
Prześlij komentarz