Zdjęcie: Dark Side Runners |
Same zawody to – jak wspomniałem – niewielka impreza na około 200 zawodników. Bieg przełajowy na nietypowym dystansie 8600 metrów, tworzącym pętlę po pobliskim, lekko pagórkowatym terenie. Podłoże, po którym się biegło było często suchym, kopnym piachem co w połączeniu ze słoneczną i ciepłą pogodą (ponad 20 stopni) sprawiło, że na rozwijanie zawrotnych prędkości nie było tu co liczyć.
Pozostało zatem ściganie. Już 200 metrów od startu ci najszybsi zaliczyli drobny błąd skręcając w lewo, zamiast w prawo. Ci biegnący za nimi zaczęli krzyczeć i zawracać, przez co pechowcy nadłożyli jedynie kilka metrów. Ta drobna przygoda pozwoliła mi cieszyć się przez krótki czas prowadzeniem biegu.
Faworyci wrócili szybko na swoje miejsce a mnie pozostało wrócić na swoje. Biegłem w pierwszej dziesiątce, nawet chwilę rozmawiając ze znajomym Jaromirem. Na drugim kilometrze przekroczyliśmy przejazd kolejowy – szczęśliwie pociąg przejechał minutę wcześniej i nie musieliśmy się zatrzymywać. Opcja „zatrzymanie i czekanie na przejazd pociągu” była jak najzupełniej prawdopodobna o czym przypominał organizator przed startem.
Na 3 i 7 kilometrze była woda. Raczej się nią polewałem niż piłem, zbyt krótki to dystans, aby uzupełniać płyny. Na ostatnich kilometrach, biegłem w towarzystwie dwóch młodszych chłopaków. Jeden z M20, drugi z M30. Tasowaliśmy się, zmienialiśmy na prowadzeniu. Kilometr przed metą M20 nie wytrzymał tempa i odpadł, pozostał mi jeden bezpośredni konkurent. Myślę – „za ostatnim zakrętem, 200 metrów przed metą przyśpieszę do sprintu, ile dam radę”. Tak zrobiłem lecz tak samo zrobił też konkurent. I okazał się szybszy. Wygrał ze mną o 2 sekundy. Z rozmowy na mecie wynikło, że dychę biega w 35 minut i czterdzieści parę sekund więc przegrałem z lepszym od siebie. Wstydu nie ma.
W OPEN byłem 6 na 163, czas 00:32:33. Wygrał Dawid Kubiec z czasem 00:30:20. W kategorii wiekowej M40 byłem drugi. Impreza zakończyła się poczęstunkiem oraz losowaniem nagród. Co ciekawe, i z czym się spotkałem pierwszy raz – losy zrzucał z nieba przelatujący nad ranczem samolot. Były ukryte w małych cukierkach. Trzeba było widzieć te dzieci, które pędziły w miejsce, gdzie spadał deszcz cukierków, niczym manna z nieba. Pocieszny widok.
Przyjemny, treningowy bieg, w ładnym miejscu i przyjemnej atmosferze. Polecam.
Pełne wyniki [TUTAJ]
Galeria na profilu Facebook Dark Side Runners
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz