Będą zmiany. Różne - i w życiu i na blogu. Część z nich już właściwie była, na przykład przeprowadzka. Jeszcze w lutym mieszkałem na Kabatach w Warszawie. Miejsce świetne do biegania, być może najlepsze w Warszawie. Jest spory las z precyzyjnie wytyczoną dziesięciokilometrową pętlą, jest też skarpa do podbiegów. Obok biegowej trasy jest ścieżka zdrowia z różnymi konstrukcjami świetnymi do gimnastyki siłowej. Nowocześni i pomysłowi nie zdążyli jeszcze lasu wybetonować, więc biega się po miękkim. Nieopodal w Natolinie jest też niewielki stadion z 200 metrową tartanową bieżnią. Można tam robić szybkie treningi. Choć Kabaty są do biegania świetne, to się z nich wyprowadziłem. Zadecydowała sprawa ciekawszych współlokatorów, większego pokoju i bliższej odległości do pracy.
Mieszkam teraz na Belwederskiej, niedaleko Alei Ujazdowskich, ze trzy kilometry od pracy. Bliskość centrum jest niewątpliwie fajna; znajomi, z którymi mieszkam także, ale z treningami już tak dobrze nie jest. W drodze do pracy mam „Agrykolę” ze świetną tartanową bieżnią, w normalnym rozmiarze 400 metrów. Nieopodal jest skarpa z ulicą Agrykola i długim, spokojnym podbiegiem. Obok w parku jest też Zamek Ujazdowski z całkiem wysokimi, betonowymi schodami. Wbiegając na nie można się porządnie zmęczyć, zrobić świetny trening pod górskie ściganie. Niestety, na tym zalety się kończą a zaczynają wady. Brakuje tu w okolicy dużych przestrzeni bez asfaltu i płytki chodnikowej. Prawie wszystko wybetonowane, ciasne, zatłoczone. Można próbować biegać po Łazienkach, ale to jednak mała przestrzeń. Bieganie po parku przez dłużej niż godzinę ewidentnie zamula. Próbowałem truchtać po wale przeciwpowodziowym na Wiśle, ale to też nie przypadło mi do gustu. Długo się do niego biegnie a gdy już tam jestem widoki są industrialne: jakieś dymiące kominy, samochody, bród. Przygnębiają mnie takie krajobrazy i raczej ich unikam. Wszystko wskazuje na to, że nie przekonam się do asfaltu i będę na treningi jeździł do znanego mi dobrze Lasu Kabackiego. Na Agrykoli zrobię tylko czasem treningi specjalistyczne (jaka profesjonalna nazwa, zapożyczyłem od Danielsa) czyli stadion i podbiegi. Resztę, czyli większość zamierzam robić na Kabatach.
Takie są plany, ale dziś jeszcze nie wcielę ich w życie. Dlaczego? Ano dlatego, że załapałem kontuzję. Drobną mam nadzieję, ale jednak. Jak do tego doszło opiszę poniżej by przestrzec innych. Otóż moi drodzy, jeśli chcecie mieć wolne od treningów bez jednoczesnych wyrzutów sumienia, że nie trenujecie zróbcie tak. Trenujcie słabo przez kilka miesięcy. Następnie uświadomcie sobie, że niewiele robiliście a tu już - tuż, tuż są zawody. Podejmijcie wtedy mocne postanowienie poprawy i zwiększcie kilometraż - tak o połowę równocześnie zwiększając intensywność. Żeby sukces był pewny przerzućcie się jeszcze z miękkiego na asfalt i Voilà! Jest kontuzja, można się byczyć parę tygodni nie robiąc nic. Ja tak właśnie zrobiłem. Nic raptownego się nie stało, ale zaczęło mnie boleć lewe biodro. Coś w stawie lub przyczepie jednego z mięśni. Po rozgrzewce boleć przestawało a byłem już zgłoszony na maraton do Dębna, więc odpocząłem tydzień przed (w terminologii Skarżyskiego nazywa się to podleczeniem a nie zaleczeniem kontuzji) i pomimo wszystko pojechałem. Maraton pobiegłem tak sobie, o czym innym razem, ale kontuzję odnowiłem vel pogłębiłem. Teraz siedzę bezczynnie już prawie tydzień, i pukam się w głowę za swoją głupotę. Zrobiłem nierozsądnie i o tym wiem ale czegoś się też nauczyłem. Czego? A na przykład tego, że nie powinno się biegać za dużo po bieżni. Jeszcze niedawno myślałem, że tartanowa bieżnia to cud, miód – masaż dla stóp. Taka miękka guma, trenują na niej profesjonaliści jakże mogłoby być inaczej? Co prawda, gdy na nią wchodziłem coś czułem, że jest twardo ale mówiłem sobie, że to tylko złudzenie. Dopiero niedawno w jednym z numerów „Biegania” wyczytałem artykuł autorstwa Marcina Nagórka p.t. „Stadion” („Bieganie”, kwiecień 2011, s. 60), który otworzył mi oczy. Pozwolę sobie zacytować fragment:
„Jak często można się na niego [stadion – P.P.] udać? Otóż - nie za często. Mało kto zdaje sobie sprawę, że tartanowa bieżnia to nic innego jak kilkumilimetrowa warstwa syntetyku, kryjąca pod sobą goły beton. Trudno tu mówić o jakiejkolwiek amortyzacji. Mimo sprężystości tartanu, jest to nawierzchnia mocno obciążająca mięśnie i stawy. Co więcej bieganie na stadionie to ciągłe kręcenie kółek w jedną stronę. Na dłuższą metę będzie to zabójcze, szczególnie dla słabszych biegaczy, cięższych, mających wady postawy, po kontuzjach”
No właśnie, a ja głupi myślałem, że tartan jest taki zdrowy. Przejechałem się między innymi na tym, że mając po przeprowadzce stadion pod nosem i to jeszcze w drodze do pracy trenowałem na nim często, bywało, że i dwa razy dziennie. Nic dziwnego, że mi się biodro zbuntowało. Teraz odpoczywam, mądrzejszy o doświadczenie i wiedzę. Mam nadzieję nie popełnić już tych samych błędów. Kuszą mnie jeszcze pewne zawody na początku maja, ale nie wiem czy do nich wydobrzeję a jak wydobrzeję to raczej w dobrej formie nie będę. Nie wiem więc, czy na nie pojadę, więc na razie sza!
Tymczasem pozdrawiam i uważajcie na ten stadion!
5 komentarzy:
Zima jest straszna, szczególnie w maju jak ostatnio powróciła.
Trochę dawno ten wpis był umieszczony, ale... pozwolę sobie na komentarz (już drugi dzisiaj :P). Naprawdę uważasz, że okolice Łazienek etc to brzydkie i niekorzystne rejony do biegania? Mieszkam blisko Agrykoli od urodzenia i odkąd zaczęłam biegać doceniłam szczerze tą okolicę. I właśnie obawiam się ze względów biegowych, że jak się stąd wyprowadzę to będzie mi brakować tych wszystkich tras jakie tutaj wynalazłam. Długie wybiegania robię właśnie też m.in biegnąc Wałem Miedzeszyńskim (ale raczej dołem, nie górą) biegnąc do Wawra, potem kierując się na Trasę Siekierkowską, potem na Agrykolę etc. I bardzo lubię tą trasę. :) Las Kabacki oczywiście jest świetny do biegania, ale okolice, które zostały przez Ciebie wspomniane, jak na Warszawę są mega korzystne (moim zdaniem) w kwestii biegania. Pzdr. :)
Emila:
Owszem, jak na Warszawę Agrykola jest fajna. Może nie tak fajna jak Las Kabacki (tylko górki większej mi tam do szczęścia brakowało) ale fajna. Super jest ten podbieg na Ul. Agrykoli, super są pobliskie schody do pałacu, fajna jest tartanowa bieżnia. Kłopot jest tylko jeden: trasa na długie wybiegania. Sam Park Łazienkowski jest dla mnie na długie wybiegania za mały. Tereny nad Wisłą o których wspominasz mnie przygnębiają: pełno samochodów, kominów fabryk, brrrr.. U siebie na Polesiu do długich wybiegań (w sensie 30-50 km) tereny mam dużo lepsze. Ale oczywiście jak na Warszawę Agrykola jest w porządku.
Akurat co do tych długich wybiegań to masz rację, ciężko jest wynaleźć trasę bez żadnych przejść dla pieszych, z dala od samochodów itd, ale cóż poradzić... Jakoś biedni Warszawiacy muszą sobie radzić i doceniać to co jest dostępne. Choć przyznam, że moja trasa długiego wybiegania nieco mi się już przejadła... Zastanawiam się nad sprawdzeniem trasy z Metra bodajże Natolin, stąd do Lasu Kabackiego, później to ścieżką rowerową do Świątyni Opatrzności (jeszcze nie doszłej co prawda) i dalej do Łazienek Królewskich - ok. 25km by chyba wyszło, a obecnie tyle mi starczy, ale... to prawdopodobieństwo zatrzymywania się na przejściach dla pieszych mnie odstrasza... A Ty biegając po Warszawie jaką miałeś trasę długich wybiegań jeśli można spytać?
Jak mieszkałem na Natolinie (na Mandarynki) to biegałem taką wybrukowaną uliczką osłoniętą drzewami, Nowoursynowską chyba na Kabaty i tam biegałem po Lesie Kabackim. Zwykle 4 kółka po 10-cio kilometrowej pętli, tej samej na której są organizowane biegi na 10 km w Lesie Kabackim. Kiedyś też raz z kolegą Kshyśkiem pobiegliśmy z Ursynowa, koło Świątyni Opatrzności (reaktor atomowy ;) i nad Wisłę. Popatrzyliśmy jak płynie z powrotem. Niby też fajna trasa ale jednak w sporej części asfaltowa. Lepiej może biegaj po Lesie Kabackim ze dwie pętelki. Podłoże masz tam lepsze i trasa osłonięta od wiatru (ważne zimą).
Prześlij komentarz