wtorek, 24 maja 2011

Test mocy


(Puchar Maratonu Warszawskiego – 10 km)

W sobotę zaliczyłem bieg na 10 kilometrów. Dawno już nie startowałem w zawodach, poprzednie to maraton w Dębnie, 6 tygodni wcześniej. Teraz przełajowa dycha w Parku im. Jana III Sobieskiego wchodząca w skład Pucharu Maratonu Warszawskiego [link]. W zeszłym roku też tu startowałem robiąc całkiem dobry wynik i poprawiając życiówkę z 39 na 38 minut [link do relacji]. Teraz biegnę po raz drugi, mam zamiar sprawdzić formę po lekkiej kontuzji i chorobie, w trakcie której przez 11 dni nie trenowałem.

Start

Sobota, 21 maja. Godzina nieco po 10 rano. Jest słonecznie i dosyć gorąco. Na pewno ponad 20 stopni. Dobrze, że cała trasa jest w lesie, w cieniu. Słabo się czuję. Nogi jakieś ciężkie. Stoimy na starcie. Na piersi numer startowy 976. Słychać odliczanie i za chwilę start!

Na początku jest tłoczno. Trzeba biec ostrożnie by się nie wykołować na korzeniach. Omijać sypki piasek by nie tracić niepotrzebnie sił w grząskim terenie. Pierwszy kilometr: 3:50, drugi: 3:47, trzeci 3:58. Zaczynam puchnąć. Narzuciłem tempo takie jak bym ostatnio nie chorował. Błąd. Już widzę, że go nie utrzymam. Zwalniam. Czwarty kilometr: 4:05. Piąty jeszcze wolniej: 4:15. Nie należę do osób, które walczą do końca; jak mi nie idzie potrafię szybko zrezygnować. Tak jest i w tym przypadku. Poddaję się. 5 – 8 kilometr – biegnę lajtowym tempem 4:30 na kilometr. Inni wyprzedzają mnie jak furmankę. Nie zależy mi - wiem, że to będzie jeden z moich najgorszych startów na dychę. Smutno. Niech się już skończy ta kompromitacja. Zostały ostatnie dwa kilometry. Odpocząłem może teraz przyśpieszę co by trening choć dobry z tego wyszedł. Na dziewiątym kilometrze znowu schodzę poniżej 4 minut na kilometr. Próbuję wyprzedzić jakiegoś nieznanego mi chłopaka. Ten walczy, ja go mobilizuję. Krzyczę by walczył, cisnął. Prawie go opierniczam. Przyśpieszamy wyprzedzając paru przed nami. Potem on wyrywa tak, że biegnie jeszcze szybciej ode mnie. Sporo przed metą zaczął finisz. Wytrzyma? Wytrzymał. Ostatni kilometr robię w 3:51. Mobilizowanego kolegi nie doganiam, ale jestem tuż za nim. Straszę go do końca. Wynik: 41 minut, 7 sekund. Miejsce - jeśli dobrze policzyłem - 27. Dostałem 4 punkty do Pucharu. Na pocieszenie wylosowałem oddychającą koszulkę Adidas. Wynik pozostał jednak ten sam. Nędza. Byłem zawiedziony i wkurzony. Teraz już nie jestem. Co ja sobie wyobrażałem? To naturalne, że po dłuższym czasie słodkiego nieróbstwa forma spadnie. Nie trzeba było być naiwnym i oczekiwać cudów. Test obnażył rzeczywistość: słabe przygotowanie, zwłaszcza szybkościowe. Jest sporo zaległości do nadrobienia. Nie należy załamywać rąk tylko trzeba wziąć się do roboty. Po cichu, ale sumiennie robić swoje. Wtedy można mieć nadzieję na wyniki.

Po dobiegnięciu do mety poszedłem po aparat i pstrykałem zdjęcia wbiegających na metę. Poniżej kilka ciekawszych strzałów, cała galeria jest tutaj [link].


















9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Szkoda ze tego testu nie zrobiłeś w Stoczku Lukowskim ,tam bieg zaczął sę o 12 było ok.30 stopni ,piach ,las ,pole,asfalt,kostka,6 podbiegów (:

Paweł Antoni Pakuła pisze...

A wiesz, że myślałem by się tam wybrać? Chciałem jechać z koleżanką, już sprawdzaliśmy dojazdy i się okazało że trzeba by z Warszawy jechać busem, nie wiadomo czy byśmy zdążyli, itp. W końcu Stoczek odpuściliśmy. Nie wiem jaka była tam opłata startowa bo w regulaminie tego nie było. Jak wracaliśmy z Pucharu Maratonu koło południa to tak rozmawialiśmy, że ludzie w Stoczku to się teraz smarzą na tym słońcu. Z tego co piszesz mógł to być ciekawy bieg. Przynajmniej trasa urozmaicona.

A jak Ci poszło pomimo tych podbiegów, upału, piachu?

Anonimowy pisze...

czas 48.17 2 miejsce wśród kobiet i 1 kat.35+ a może lepiej 50- (: dla mnie ten czas to sukces a upałów nie znoszę za to lubię czytać barwne teksty o bieganiu .Dodają mi energii na cały dzień .Bieg był bezpłatny.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Kurcze, super czas wykręciłaś Gosia, tym bardziej że jak piszesz nie masz 20 lat tylko pewnie bliżej 40. Mnie byś łyknęła spokojnie bo jak widzisz w formie nie jestem. Spojrzałem na wyniki, nawet mocna ekipa przyjechała do Stoczka. 124 ukończyło a sam byłbym gdzieś w czwartej lub piątej dziesiątce. Podobny bieg ale słabiej obsadzony biegłem w zeszłym roku w Kodniu (Bieg Sapiehów), 15 km i też upał bo był chyba początek sierpnia.

Teraz chciałem biec Bieg Marszałka w Sulejówku lub dychę w Legionowie ale za późno się obejrzałem i już lista zapełniona. W ogóle zaczyna się robić problem by w Warszawie i okolicach zapisać się na bieg 10 km, strasznie się ludzie na to pchają. Zastanawiam się jeszcze nad Garwolinem..

Wojtek pisze...

Garwolin super impreza, choć trasa trochę nierówna. Tydzień wcześniej jest piętnastka w Skierniewicach, a dzień wcześniej dycha w Ożarowie, z biegiem dziecięcym co nas pociaga.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Garwolin Wojtek jest ok (widzieliśmy się) ale jak dla mnie nazbyt pagórkowaty. Tydzień wcześniej to jeszcze zobaczymy.

Trochę się wkurzyłem bo mi przez nieuwagę fajne biegi przepadły: Bieg Marszałka w Sulejówku, Legionowska Dycha, i Bieg Przyjaźni na granicy Białorusi i Polski. Kurcze, teraz trzeba ostro tych zapisów pilnować. Co lepsze i krótsze imprezy rozchodzą się jak świeże bułeczki.

Nie wiem czy widziałeś: 3-5 czerwca są w Nowym Wiśliczu Mistrzostwa Polski w BnO. Nie kusi Cię?

Wojtek pisze...

Nie mam sztywnej karty, nie mam zdrowia, słaby jestem. BnO to inna bajka, tam trzeba cisnąć ile fabryka dała. A mnie mało dała i głowa pusta, na orientacji bym posiał dużo. Poza tym mam inną imprezę w planach.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Z tą słabością to przesadzasz, na DYMnie udowodniłeś że nie jest źle. Ta sztywna karta to rzeczywiście problem, rozumiem, że np. ja musiałbym mieć specjalną licencję na ściganie w BnO, licencja PZLA tam nie działa?

Że tam grzać trzeba na maksa to zdaję sobie sprawę ale jakiś długodystansowy bieg (ok. 30 km) czemu nie? A krótsze to w ramach treningu choćby byłyby dobre. Ty masz spore doświadczenie w BnO i przy takich gościach jak Ja czy Michał w trudniejszych momentach bardzo Ci się to przydaje. Marcin Krasuski też nieraz sporo zyskuje starciu z typowymi łydkowcami dzięki właśnie doświadczeniu z BnO. Narzekasz na pustą głowę ale nie oszukujmy się: na takich naszych ultra na orientację twoje doświadczenie i wiedza z BnO to duży atut.

Wojtek pisze...

Sztywna karta - cóż inny sport, inny związek. Różnica jest taka że w PZOS mogę zarejestrować się jako zawodnik indywidualny, była chwila w której o mało tego nie zrobiliśmy, ale przyszły dzieci i wtedy jakoś inaczej się żyje.
Na orientacje biegałem także w mich "czarnych" latach, może nie tych najczarniejszych, ale zawsze, to trochę dystansuje.
Jeśli chodzi o technikę BnO to jednak jestem trochę do tyłu, straciłem sporo nawyków i to co działa dobrze na imprezach typu pięćdziesiątka na typowych zawodach w lesie, gdzie bieg czasem rozgrywa się na tym z której stronie obiegasz drzewo i gdzie przeskakujesz przez rów (siedem sekund straty i trzy miejsca w dół) to ja jednak jestem za mało dokładny.
W tym roku raczej przepracujemy wakacje, w przyszłym może jakis Puchar Wawelu czy inne zawody w górach a później może OL Festival w Norwegii czy inny Oringen.