Trochę teraz posmęcę. Jest źle. Na II Rajdzie Konwalii załapałem prawdopodobnie rwę kulszową (u lekarza nie byłem), przez co ledwo chodziłem i praktycznie nie biegałem przez pierwsze trzy tygodnie sierpnia. W sierpniu przebiegłem około 80 kilometrów, co jest najniższym moim wynikiem od długiego czasu. Przez tę nieplanowaną przerwę przepadł mi I Bieg Po-lesie oraz co gorsza Bieg 7 Dolin w Krynicy, który miałem już opłacony. Obecnie od kilku dni zaczynam regularnie biegać, ale raczej spokojnie i 2/3 dawnego dystansu.
Muszę z drugiej strony przyznać, że poczułem się zmęczony tym wszystkim, może trochę wypalony. Od paru miesięcy mieszkam w centrum Warszawy, do biegania mam Agrykolę i park Łazienki Królewskie. Trochę mało tu miejsca, sporo asfaltu, betonu. Jakoś nie chciało mi się po tym biegać, zmęczony się czułem i ta nieplanowana przerwa po Rajdzie Konwalii nawet mi była na rękę.
Przyznam się do jeszcze jednego. Otóż parę tygodni przed chorobą próbowałem eksperymentalnie trenować 2 x dziennie, biegając z pracy i do pracy z plecakiem. Podobnie jak Maciej Więcek, który jest obecnie jednym z mistrzów terenowego ultradystansu w Polsce. Niestety to chyba nie dla mnie. Coś mnie zaczęło boleć to w kolanie, to w biodrze. Jednak asfalt 2 x dziennie + plecak na plecach to duże obciążenie i przy mojej wadze chyba zbyt niebezpieczne i zbyt ryzykowne. Boję się. Odpuszczam sobie ten eksperyment i wracam do starego systemu jednego treningu dziennie w większości po miękkiej nawierzchni.
Teraz staram się jakoś pozbierać i w miarę regularnie aczkolwiek spokojnie trenować. Za niecałe 2 tygodnie jest 33 Maraton Warszawski, w którym będę jednym z pacemakerów prowadzących grupę na wynik 4 godziny 30 minut. Tak jak w zeszłym roku. To wolniutkie tempo, więc mam nadzieję, że jakoś dam radę to przetruchtać. W zasadzie nie boję się dystansu tylko, że mi się rwa kulszowa odezwie. Czasem ją jeszcze czuję, gdy mocniej pobiegam.
Trafiła się, więc w moim bieganiu "przerwa techniczna". Na razie wypadam z biegowego „interesu”, mam nadzieję, że tylko na jakiś czas. Formy nie ma i na razie nie będzie, więc na zawody się nie palę. Nie pojechałem do Krynicy, nie pojadę pewnie też do Kalisza na Mistrzostwa Polski w biegu na 100 km bo też nie będzie po co. Może coś w listopadzie? Może w grudniu? A może wcześniej coś zupełnie rekreacyjnie tak jak Maraton Warszawski? Zobaczymy. Niestety zbliża się zima i będą mi coraz wcześniej zamykać Łazienki. Wtedy już zostanie tylko asfalt, stadion na Agrykoli lub dojazd autobusem i metrem na Kabaty. Obawiam się, że nie będę miał zacięcia do solidnego trenowania w takich warunkach.
14 komentarzy:
Spytaj naszego Lisa, na co poluje :) powie Ci, że wszystko da się zjeść, byle było tłuste, a nie ma to jak pyszna kaczka prosto z królewskiego stawu :)
A biegowo nie marudź i nie pękaj tylko wracaj na Kabaty! Nawet ja ostatnio biegam, ha!
Ula,
Na Kabaty daleko, z tą jazdą, przesiadkami to wielka wyprawa. Jeszcze zimą, strasznego będę miał lenia. W ostatni weekend tam biegałem i świetnie się biega. Zobaczymy.
A Twój Lis to widziałem, że na Biegu 7 Dolin hasał ostatnio a nie za tłustymi kaczkami :) Nie sprawdzałem wyników ale mam nadzieję, że dobrze mu poszło. Czyżby po napisaniu doktoratu trochę wracał do regularnego trenowania i startów? Pozdrawiam:)
Paweł, a ile Ty ważysz? Z tego co wiem ludź z Ciebie niemały :) .go co wiem ludź z Ciebie niemały :) .
Marcin, ważę 76 - 77 kg przy wzroście 189 cm.
Chudzinka z Ciebie :).
Jestem 10 cm niższy, a ważę tyle samo :), ale fakt ze zwijania asfaltu zrezygnowałem - szkoda nóg.
Współczuję Ci, być ograniczonym do betonowo-asfaltowych realiów dużego miasta... ale z drugiej strony, miejskie bieganie, szczególnie nocą, jest bardzo klimatyczne.
Może czas na odpoczynek, roztrenowanie, a "przerwa techniczna", to zło konieczne :) . Czas dać kością odpocząć :).
Głowa do góry marudo!
Z drugiej strony Marcin dodam, że znam co najmniej dwóch biegaczy ze ścisłej czołówki biegów terenowych ultra i górskich, którzy mieszkają i trenują w środku miasta. Tłuką stopy po betonie, po asfalcie i wszystko O.K.
Beton fantastycznie imituje skalistą ścieżkę ;) . A poważnie, nie każdemu służy. Osobiście lubuję się w udeptywaniu ścieżek w okolicznych lasach, ale gdy odwiedzam rodziców w mieście, to czasami wyskakuję na nocne zwiedzanie starych biegowych miejscówek. Tak jak widzisz, abyśmy się dobrze zrozumieli :) , nie neguję, ani nie demonizuję "betonowo-asfaltowych realiów dużego miasta" :) . Każdy ma swoje preferencje, ograniczenia chwili oraz lubi, to co lubi :) .
Pozdrawiam :) .
Ja dokładnie tak samo Marcin, też lubię od czasu do czasu pobiegać po asfalcie czy betonie (stąd m.in. startuję w biegach ulicznych) ale myślę, że podstawą powinny być wybiegania w terenie. Do zobaczenia na 33 Maratonie Warszawskim. Rozumiem, że biegniesz z nami?
W tym sęk, że data Maratonu w Warszawie pokrywa się z datą Jesiennych Trudów... a ja wybrałem Jesienne Trudy. :|
Cóż, i jedno i drugie fajne, ja na Twoim miejscu chyba też wybrałbym JT, chyba że chciałbym robić w maratonie życiówkę:) Powodzenia!
p.s. Patrzę ile osób jest na 50 km, dużo więcej niż na setkę. Wprowadzenie tras 50 km to był świetny pomysł jak się okazuje.
Witam.
Przeczytałem Twoją historię od żółtodzioba do biegacza i postanowiłem że coś napiszę. Cholera ... tak jakbym czytał Swoją historię. Ha, ha, ha ... Nawet wynik pierwszego startu (u Mnie też półmaraton) pokrywa się prawie dokładnie. Nooo ... 5 minut szybszy byłem. :) Pochodzę z podlasia i biegam od czterech lat po podpuszczańskich lasach Puszczy Białowieskiej. Co ciekawe ... biegałem 4 biegi razem z Tobą (jak się okazuje) a raczej za tobą :). Dwa półmaratony w Hajnówce, bieg Jacka w Siedlcach i 31. maraton Warszawski. Przeczytałem relację z tych biegów. Mam podobne doświadczenia. Twoje relacje przypomniały Mi te biegi. Fajne to.
Fajnie piszesz, będę zaglądał.
ps. lis który nie ucieka Mi się nie podoba. Uważaj ... nawet w centum miasta. Ze zwierzaków które nie uciekają u Mnie w lesie wymienię tylko dwa: żubr i wilk. Reszta czmyha w las ... chyba że jest chore.
Witaj Jurek,
Dzięki za miłe słowo, zapraszam na bloga w każdej chwili. Komentarze też mile widziane, te krytyczne także:)
Co do zwierzaków to ja już się przekonałem (a pochodzę z małej miejscowości) że w mieście jest inaczej. Tu nie uciekają gołębie, parkowe wiewiórki wręcz pozują do obiektywu, lisy schodzą ze ścieżki niemrawo. W normalnych okolicznościach podejrzewałbym w takich przypadkach np. wściekliznę (w końcu jestem synem weterynarza:) ) ale miasto i dzikie zwierzęta to nie są normalne okoliczności. Aha, pytałem strażnika w parku o te lisy, ponoć żyje ich tu kilkanaście..
Jak tam rwa kulszowa po 33 MW?
Zamist Kabat rozważ KPN...i ciesz się nowym terenem.
Pozdr..
Maciej/ Niezła Korba / ERGO
Dzięki Maciej, rwa kulszowa już mi nie dokucza, 33 MW przebiegłem na luzaku, od połowy września zacząłem normalnie trenować choć dystanse biegam trochę mniejsze niż wcześniej. Już mam ochotę gdzieś się zapisać :)
Prześlij komentarz