W biegowych i ogólnych mediach często zachęca się biegaczy do zrobienia badań lekarskich. Tak na wszelki wypadek, by nie było potem jakiejś przykrej lub wręcz śmiertelnie przykrej niespodzianki. Można zaobserwować, że owe apele wzmagają się zwłaszcza po przykrym incydencie nagłośnionym przez media. A to ktoś zemdlał, kogoś odwiozła karetka, komuś się zmarło na trasie. Te ostatnie przypadki są na szczęście bardzo rzadkie. Ludzie jak to ludzie na apele reagują różnie – jedni się przebadają, inni nie.
Postanowiłem w tym roku zrobić badania lekarskie, gdyż nie robiłem ich już chyba od 2011 roku, gdy wyrobiłem sobie licencję PZLA. Dotychczas trenując regularnie przez 9 lat badałem się u specjalistycznego lekarza sportowego tylko dwa razy. Robionych przeze mnie badań nurkowych nie liczę, choć przypuszczam, że gdyby było coś nie tak, np. z sercem, to one by to wykazały.
Co mnie pchnęło do lekarza?
Raz – niedawna śmierć kilku osób znanych mi z ultra-biegów na orientację i biegów górskich. Zwłaszcza głośna śmierć Lucjana Chorążego w lutym tego roku zrobiła na mnie wrażenie. Nie znałem człowieka osobiście, ale wiem, że był mocny, mocniejszy ode mnie. Zmarł podczas treningu w górach.
Nie jestem pewien, czy na miejscu jest pisanie tu takich rzeczy, ale szczerze mówiąc gdybym sam mógł wybierać to wolałbym odejść z tego świata zamęczony na śmieć na jakichś ładnych zawodach biegowych a nie gnijąc przez wiele miesięcy pożerany przez raka, przykuty do szpitalnego łóżka. Oczywiście chciałbym, by stało się to możliwie późno. Na pewno nie w wieku trzydziestu paru lat. A śmierć na treningu? Ta już jest mniej atrakcyjna. Obawiam się, że zanim by mnie znaleziono w lesie mogłoby minąć trochę godzin lub dni. Podwisznickie lasy to nie Las Kabacki w Warszawie. Zwierzątka leśne mogłyby mnie w tym czasie napocząć i nie byłoby to miłe. Choć w sumie – powinno mi być już wszystko jedno. W każdym razie takie perspektywy lepiej - o ile to możliwe - starać się przesuwać jak najdalej w przyszłość. Stąd też postanowiłem się przebadać.
Powód drugi: być może jesienią wystartuję w biegu ulicznym na 100 km w Holandii gdzie będę usiłował nabiegać II klasę sportową według kryteriów PZLA. To Mistrzostwa Świata, więc badania lekarskie pewnie będą wymagane.
No i trzecia rzecz: znajomy, doświadczony trener wypatrzył na mojej łydce żylaka. Żylak może ponoć spowodować zator, a zator niespodziewany teleport to lepszego - jeśli ktoś żył dobrze - lub gorszego - jeśli ktoś żył źle - świata.
No to poszedłem
Wybrałem się do lekarza sportowego z Białej Podlaskiej, Pana Zbigniewa Chazana. Wcześniej zrobiłem badania krwi. Kosztowały mnie one około 12-14 złotych. Nie pamiętam dokładnie. Z wynikami badań w ręku zapukałem do drzwi lekarza. Obejrzał, pokiwał głową, powiedział, że wszystko wygląda bardzo dobrze. Zbadał serce. Zmierzył wzrost, zważył, popytał o urazy, o przebyte choroby. Podobno wszystko mam w najlepszym porządku.
Oprócz oczywiście żylaka, którzy faktycznie istnieje. Nie dokucza mi na razie i nie przeszkadza, czyli stadium jego rozwoju nie jest takie, by kwalifikować go do natychmiastowego zabiegu. Według doktora mogę poddać się zabiegowi jego usunięcia, wtedy będę wyłączony z biegania na minimum miesiąc. Zdecydowałem, że chyba usunę go po moim ostatnim biegu w tym roku, po Łemkowyna Ultra Trail. Połączę roztrenowanie z zabiegiem na żylaku.
Lekarz podbił mi badania lekarskie aktualne na 0,5 roku. Zadbałem o to, by były ważne do września włącznie, kiedy być może pojadę na bieg do Holandii. Za wizytę zapłaciłem. 50 złotych.
Próba wysiłkowa
Zapytałem jeszcze specjalistę o możliwość zrobienia próby wysiłkowej. Byłem akurat świeżo po przeczytaniu kilku artykułów w biegowych mediach na ten temat [LINK do przykładowego]. Biegnie się po mechanicznej bieżni „w trupa”. Masz maskę na twarzy, dzięki której badane są wydychane gazy. Co jakiś czas pobierają ci krew. Można w ten sposób świetnie wyznaczyć zakresy treningowe. Też chciałem zrobić takie badania. Doktor zaproponował mi zrobienie próby wysiłkowej w jego gabinecie, w sportmedica.pl. Będzie to kosztowało 100 zł. Zgodziłem się.
Kilka dni później pojawiłem się gotowy na zarżnięcie na mechanicznej bieżni. Niestety, okazało się, że to nie taka bieżnia, jaką sobie wyobrażałem. Można na niej tylko chodzić po pochylonym i coraz szybciej uciekającym pod nogami podłożu. Maski na twarz żadnej nie było. Przyklejono mi elektrody do piersi i badano tętno stopniowo zwiększając obciążenia. Szedłem tak coraz szybciej przez kilkanaście minut. Pod koniec było już ciężkawo, ale do zniesienia. Dokręcono mnie do tętna 160 i… był to kres możliwości maszyny. Bardziej mnie zmęczyć nie mogła. Mojego Hr Max nie osiągnęliśmy i byłem tym trochę zawiedziony. Oznajmiono, że moje tętno maksymalne wynosi 182. Najpewniej obliczono to powszechnie znaną i równie nieprecyzyjną metodą „220 minus wiek”. Nie bardzo w to wierzyłem i nie wierzę do dziś, bo przecież różne dyszki biegałem ze średnim tętnem 186-190, w szczytowym momencie na finiszu zbliżając się do 200.
Podsumowanie
Po próbie wysiłkowej miałem niedosyt, choć w sumie cieszyłem się, że te badania zrobiłem. Uspokoiłem się, że na razie chyba jest ze mną jako tako OK. Za żylaka można się wziąć jesienią. Tę dokładniejszą próbę wydolnościową zwaną fachowo badaniem ergospirometrycznym można zrobić pewnie gdzieś w Warszawie lub Lublinie. Myślę jeszcze o zrobieniu badań USG stawów, bo ciekaw jestem, czy mi się chrząstka nie sypie. Ponoć trochę to kosztuje, około 150 zł za każdy staw. Warto by zrobić przynajmniej kolana. Niby nic mnie tam nie boli, ale profilaktycznie chciałbym sprawdzić, co tam słychać.
Polecam zrobienie badań lekarskich. Niewielkie pieniądze, kilkanaście złotych za krew, 50 złotych za wizytę u lekarza. Opcjonalnie stówka za próbę wysiłkową. To koszt jednego lub dwóch wpisowych na imprezę. Niewiele a jesteśmy przebadani, trochę bezpieczniejsi, trochę spokojniejsi.
Czy próbę wysiłkową warto robić? Taka, jaką ja robiłem może być dobra dla początkujących sportowców, zaczynających zabawę z bieganiem lub biegających niezbyt szybko. Mogą w nią zainwestować. Ja sam jako zaawansowany amator powinienem był zgłosić się do bardziej specjalistycznego badania ergospirometrycznego z pomiarem krwi, pomiarem oddechu i wyznaczeniem zakresów treningowych. Ale to już i wyjazd do Warszawy i na pewno większy koszt (wg wstępnego rozeznania w Internecie około 300 zł) samego badania. Ale pomyślę o tym.
Postanowiłem w tym roku zrobić badania lekarskie, gdyż nie robiłem ich już chyba od 2011 roku, gdy wyrobiłem sobie licencję PZLA. Dotychczas trenując regularnie przez 9 lat badałem się u specjalistycznego lekarza sportowego tylko dwa razy. Robionych przeze mnie badań nurkowych nie liczę, choć przypuszczam, że gdyby było coś nie tak, np. z sercem, to one by to wykazały.
Co mnie pchnęło do lekarza?
Raz – niedawna śmierć kilku osób znanych mi z ultra-biegów na orientację i biegów górskich. Zwłaszcza głośna śmierć Lucjana Chorążego w lutym tego roku zrobiła na mnie wrażenie. Nie znałem człowieka osobiście, ale wiem, że był mocny, mocniejszy ode mnie. Zmarł podczas treningu w górach.
Nie jestem pewien, czy na miejscu jest pisanie tu takich rzeczy, ale szczerze mówiąc gdybym sam mógł wybierać to wolałbym odejść z tego świata zamęczony na śmieć na jakichś ładnych zawodach biegowych a nie gnijąc przez wiele miesięcy pożerany przez raka, przykuty do szpitalnego łóżka. Oczywiście chciałbym, by stało się to możliwie późno. Na pewno nie w wieku trzydziestu paru lat. A śmierć na treningu? Ta już jest mniej atrakcyjna. Obawiam się, że zanim by mnie znaleziono w lesie mogłoby minąć trochę godzin lub dni. Podwisznickie lasy to nie Las Kabacki w Warszawie. Zwierzątka leśne mogłyby mnie w tym czasie napocząć i nie byłoby to miłe. Choć w sumie – powinno mi być już wszystko jedno. W każdym razie takie perspektywy lepiej - o ile to możliwe - starać się przesuwać jak najdalej w przyszłość. Stąd też postanowiłem się przebadać.
Powód drugi: być może jesienią wystartuję w biegu ulicznym na 100 km w Holandii gdzie będę usiłował nabiegać II klasę sportową według kryteriów PZLA. To Mistrzostwa Świata, więc badania lekarskie pewnie będą wymagane.
No i trzecia rzecz: znajomy, doświadczony trener wypatrzył na mojej łydce żylaka. Żylak może ponoć spowodować zator, a zator niespodziewany teleport to lepszego - jeśli ktoś żył dobrze - lub gorszego - jeśli ktoś żył źle - świata.
No to poszedłem
Wybrałem się do lekarza sportowego z Białej Podlaskiej, Pana Zbigniewa Chazana. Wcześniej zrobiłem badania krwi. Kosztowały mnie one około 12-14 złotych. Nie pamiętam dokładnie. Z wynikami badań w ręku zapukałem do drzwi lekarza. Obejrzał, pokiwał głową, powiedział, że wszystko wygląda bardzo dobrze. Zbadał serce. Zmierzył wzrost, zważył, popytał o urazy, o przebyte choroby. Podobno wszystko mam w najlepszym porządku.
Oprócz oczywiście żylaka, którzy faktycznie istnieje. Nie dokucza mi na razie i nie przeszkadza, czyli stadium jego rozwoju nie jest takie, by kwalifikować go do natychmiastowego zabiegu. Według doktora mogę poddać się zabiegowi jego usunięcia, wtedy będę wyłączony z biegania na minimum miesiąc. Zdecydowałem, że chyba usunę go po moim ostatnim biegu w tym roku, po Łemkowyna Ultra Trail. Połączę roztrenowanie z zabiegiem na żylaku.
Lekarz podbił mi badania lekarskie aktualne na 0,5 roku. Zadbałem o to, by były ważne do września włącznie, kiedy być może pojadę na bieg do Holandii. Za wizytę zapłaciłem. 50 złotych.
Próba wysiłkowa
Zapytałem jeszcze specjalistę o możliwość zrobienia próby wysiłkowej. Byłem akurat świeżo po przeczytaniu kilku artykułów w biegowych mediach na ten temat [LINK do przykładowego]. Biegnie się po mechanicznej bieżni „w trupa”. Masz maskę na twarzy, dzięki której badane są wydychane gazy. Co jakiś czas pobierają ci krew. Można w ten sposób świetnie wyznaczyć zakresy treningowe. Też chciałem zrobić takie badania. Doktor zaproponował mi zrobienie próby wysiłkowej w jego gabinecie, w sportmedica.pl. Będzie to kosztowało 100 zł. Zgodziłem się.
Kilka dni później pojawiłem się gotowy na zarżnięcie na mechanicznej bieżni. Niestety, okazało się, że to nie taka bieżnia, jaką sobie wyobrażałem. Można na niej tylko chodzić po pochylonym i coraz szybciej uciekającym pod nogami podłożu. Maski na twarz żadnej nie było. Przyklejono mi elektrody do piersi i badano tętno stopniowo zwiększając obciążenia. Szedłem tak coraz szybciej przez kilkanaście minut. Pod koniec było już ciężkawo, ale do zniesienia. Dokręcono mnie do tętna 160 i… był to kres możliwości maszyny. Bardziej mnie zmęczyć nie mogła. Mojego Hr Max nie osiągnęliśmy i byłem tym trochę zawiedziony. Oznajmiono, że moje tętno maksymalne wynosi 182. Najpewniej obliczono to powszechnie znaną i równie nieprecyzyjną metodą „220 minus wiek”. Nie bardzo w to wierzyłem i nie wierzę do dziś, bo przecież różne dyszki biegałem ze średnim tętnem 186-190, w szczytowym momencie na finiszu zbliżając się do 200.
Podsumowanie
Po próbie wysiłkowej miałem niedosyt, choć w sumie cieszyłem się, że te badania zrobiłem. Uspokoiłem się, że na razie chyba jest ze mną jako tako OK. Za żylaka można się wziąć jesienią. Tę dokładniejszą próbę wydolnościową zwaną fachowo badaniem ergospirometrycznym można zrobić pewnie gdzieś w Warszawie lub Lublinie. Myślę jeszcze o zrobieniu badań USG stawów, bo ciekaw jestem, czy mi się chrząstka nie sypie. Ponoć trochę to kosztuje, około 150 zł za każdy staw. Warto by zrobić przynajmniej kolana. Niby nic mnie tam nie boli, ale profilaktycznie chciałbym sprawdzić, co tam słychać.
Polecam zrobienie badań lekarskich. Niewielkie pieniądze, kilkanaście złotych za krew, 50 złotych za wizytę u lekarza. Opcjonalnie stówka za próbę wysiłkową. To koszt jednego lub dwóch wpisowych na imprezę. Niewiele a jesteśmy przebadani, trochę bezpieczniejsi, trochę spokojniejsi.
Czy próbę wysiłkową warto robić? Taka, jaką ja robiłem może być dobra dla początkujących sportowców, zaczynających zabawę z bieganiem lub biegających niezbyt szybko. Mogą w nią zainwestować. Ja sam jako zaawansowany amator powinienem był zgłosić się do bardziej specjalistycznego badania ergospirometrycznego z pomiarem krwi, pomiarem oddechu i wyznaczeniem zakresów treningowych. Ale to już i wyjazd do Warszawy i na pewno większy koszt (wg wstępnego rozeznania w Internecie około 300 zł) samego badania. Ale pomyślę o tym.
7 komentarzy:
Czytając najpierw byłem w szoku, że za 100 PLN zrobiłeś badania wysiłkowe z pomiarami, ale potem wszystko się wyjaśniło, nie było to po prostu takie prawdziwe badanie wydolnościowe dla sportowców;)
Co do badań to sam też robiłem EKG i echo serca (no i oczywiście morfologia krwi) - dało to mi o moim bliskim więcej spokoju :)
I taki powinniśmy mieć zwyczaj Krasusie, przynajmniej raz w roku. Gwarancji to żadnych nie daje ale trochę zwiększa szansę na zdrowsze i dłuższe życie. Więc warto. Jeśli jeszcze w przyszłym roku będę biegał na poważnie to wybiorę się do Warszawy na ergospirometr.
Jutra nie ma, żyj dziś jak najlepiej potrafisz. Carpe Diem. Po 3 letniej przerwie, postanowiłem się trochę przebiec. Płuca mnie bolały jak nie wiem co. Nawet kilometra nie zrobiłem. Chciałem zrobić jakieś 100 metrów, gdy zaczęły mnie boleć. Stwierdziłem, że jutra nie ma i pobiegłem więcej, a się przecież bałem, że coś mi się stanie, padnę w lesie i nikt mi nie pomoże. Przełamałem barierę i wiem, że teraz pobiegnę więcej. Biegnąc robiłem co lubię i w taki sposób mogę umrzeć. Lepsze to niż siedzenie w domu i czekanie na wybuch gazu w budynku^^
:)
Bardzo dobra decyzja takie badania. Czasami czujemy się dobrze i jesteśmy pewni, że nie ma sensu się badać. A jak się okazuje - nie wszystkie wyniki są w porządku. Najłatwiej leczy się choroby które wiadomo nie dają objawów. Ja przy badaniach do pracy https://scanmed.pl/oferty/medycyna-pracy dowiedziałam się o nadciśnieniu.
Bardzo dobrze, że się regularnie badasz. Sam właśnie muszę iść.
Wiedza na temat zdrowia jest niezwykle ważna, dlatego warto poszerzać swoją wiedzę. Ten artykuł https://carolina.pl/klinika-ortopedii-i-traumatologii/reka/kciuk-narciarza/ , który dotyczy problemów zdrowotnych, głównie ortopedycznych, zawiera bardzo szczegółowe i obszerne informacje. Znajomość tego rodzaju informacji pozwala wiedzieć, czy pojawił się problem i w którym momencie powinien skorzystać się z usług lekarza.
Prześlij komentarz