niedziela, 15 września 2019

Florencja w 3 dni (cz. 1)





Widok na rzekę Arno

Włochy. Jeżdżę tu od kilku lat, wcześniej na jakieś zawody w biegach górskich, tym razem pojechałem bez jakiegokolwiek celu sportowego. Nie jestem w formie, więc na nic się nie zapisałem. Chciałem po prostu znowu tam pobyć. Lubię ten kraj bo to serce cywilizacji europejskiej i chrześcijańskiej. Jest tu wiele pozostałości kultury starożytnej, renesansowej i barokowej. Podoba mi się klimat polityczny, który od niedawna panuje w tym kraju. Lubię też włoski styl w modzie męskiej. Wyrwałem się z pracy dosłownie na trzy dni. Tym razem do Florencji, w której nigdy jeszcze nie byłem.

Komunikacja i zamieszkanie

Do Florencji dolecieć można samolotem na lotnisko Peretola położone ok. 5 km od centrum miasta. To małe lotnisko, nie ma się tam gdzie zgubić. Do centrum dojechałem autobusem (Vola in Bus) podstawionym tuż przy lotnisku za 6 euro. Przepłaciłem, bo do centrum Florencji jeżdżą też tramwaje, gdzie bilet kosztuje 1,5 euro. Prawdopodobnie trzeba do przystanku przejść kawałek dalej. Nie wiedziałem jednak o tym, gdyż znowu nie zdążyłem zrobić przed wyjazdem odpowiedniego wywiadu w sieci.

Same miasto jest na tyle małe, że sprawny człowiek, a zwłaszcza biegacz amator obejdzie wszystkie najciekawsze miejsca położone w centrum bez pomocy autobusów miejskich. Gdyby jednak ktoś chciał pojechać autobusem, to bilet w automacie kosztuje bodaj 1,5 euro. Można kupić tak jak ja – u kierowcy, ale wtedy cena wzrasta do 2,5 euro. Poza tym trzeba pamiętać, że kierowca nie zawsze ma bilety w sprzedaży. Lepiej nabyć w automacie lub pobliskim sklepie.

Skutery są wszędzie
Stare miasto, wokół którego wszystko się kręci to najczęściej wąski uliczki, którymi przemykają tłumy turystów i tuziemców. W oczy rzucają się przede wszystkim skutery, których jest tu dużo. Ujmującym widokiem dla mężczyzny są dziewczęta przemykające na skuterach sprawnie tymi właśnie wąskimi uliczkami miasta, w upalny dzień. Chodząc po  nich wyrażałem w myślach podziw dla kierowców samochodów a zwłaszcza kierowców autobusów miejskich, którzy w tej ciasnocie i rozgardiaszu są w stanie sprawnie i bezpiecznie prowadzić pojazdy.

Ulica Faenza
Zwykłe budynki Florencji mają drewniane okiennice z żaluzjami. To pierwsze, co rzuca się w oczy turyście z Polski. Tu chyba każdy budynek ma taką zasłonę na okna. W pierwszej chwili może się to wydać dziwnym ale gdy pomieszkałem na  miejscu kilka dni w pełni zrozumiałem Włochów. Przez cały czas mojego pobytu było 32-34 stopnie. W pomieszczeniach bez żaluzji, bez klimatyzacji, gdzie słońce pali przez szybę żar byłby z pewnością dużo bardziej uciążliwy.


Hotel „Paola”, który zarezerwowałem przed przyjazdem miał swoje plusy i minusy. Plusy są dwa: położenie i cena. „Paola” mieści się na ulicy Faenza, pomiędzy Fortecą Da Basso a katedrą. Samo centrum. Cena, nie ukrywam, odgrywała w moim wyborze istotną rolę. Za trzy doby zapłaciłem niecałe 200 zł, a zatem tanio. Cóż, spodziewałem się, że może będzie tak jak w ubiegłym roku w Wenecji [LINK] – i tanio i komfortowo.

Niestety. Ów hotel miał jedną gwiazdkę na co wcześniej nie zwróciłem uwagi. Po wdrapaniu się na 3 piętro i wejściu do środka odniosłem wrażenie, że to po prostu duże mieszkanie przerobione na mini-hotel. Portier miły, młody chłopak wyglądał na kogoś z okolic Indii-Pakistanu. Pokój 6-osobowy. Trafiło mi się górne łóżko. Stara i mała łazienka z prysznicem, żadnej kuchni w całym hotelu, nie mają żelazka do pożyczenia ani deski do prasowania. To, co mi jednak najbardziej doskwierało to brak własnej, zamykanej lub niezamykanej szafki lub choćby depozytu w portierni. Wychodząc na zwiedzanie musiałem dla bezpieczeństwa zabierać cenniejsze rzeczy ze sobą. Spory dyskomfort.

Mieszkali ze mną ludzie z różnych stron świata. Młoda Niemka, Gruzin, a reszta to chyba tak jak portier hindusi - Pakistańczycy. Facet który spał pode mną chrapał nad ranem. Nie przeszkadzało mi to wielce bo mam twardy sen a i sam zwykle wstaję rano. Ludzie w pokoju jakoś nie integrowali się zbytnio. Każdy przychodził tu tylko się przespać. Plusem pokoju był klimatyzator, który hindus z pokoju włączał na noc.

Hotel „Paola” może być dobrym wyborem, gdy ktoś szuka we Florencji noclegu na jedną noc, gdzieś w centrum. Przyjeżdżającym na dłużej odradzam to miejsce bo komfort zbyt mały na dłuższy pobyt.

Poranek w mieście. Właściciele kramów z pamiątkami podążają na "z góry upatrzone pozycje"
Żywiłem się przede wszystkim pizzami, to był mój „obiad”. Pizza we Florencji, tak jak chyba w innych miejscach północnych Włoch kosztuje ok. 7-9 euro za Capricciosę. Oczywiście w tańszych pizzeriach. Są te pizze umiarkowanie smaczne, osobiście wolę zbarbaryzowaną wersję polską z „Romy” z sosem czosnkowym.

Warto sobie od razu zamówić coś do picia bo opcja „darmowa kranówa w restauracji” czyli sławne „tap water” według moich doświadczeń tutaj nie działa. Darmową wodę zdatną do picia możemy sobie nalać w specjalnych punktach w centrum miasta. Są oznaczone i wyglądają trochę jak duże krany lub hydranty. Widziałem, że w upalne dni wiele osób z takich darmowych źródeł wody korzystało.

Społeczność miasta

Florencja jest zdecydowanie miastem turystycznym. Tuziemcy są tu jakby mniej widoczni niż obcokrajowcy. Stolica Toskanii nie jest wcale taka dopieszczona, odnowiona i wymuskana; widać czasem też odrapane rudery. Podobnie jak budowle wygląda i społeczeństwo. Widywałem na ulicy żebraków i to wyglądających na Włochów. Grasują też na nich różni naciągacze, którzy zagadują turystów aby ostatecznie wyciągnąć od nich pieniądze. Mnie zaczepiła na ulicy młoda dziewczyna, pyta skąd jestem, po odpowiedzi zaraz wtrąciła jakieś zdanie po polsku i prosi mnie abym się wpisał na jakąś listę przeciw narkotykom. Widać, że leciała po z góry wyuczonym szablonie. Wiedziałem co się święci, bo akurat o tych ulicznych naciągaczach wyczytałem przed przyjazdem w Internecie. Sucho podziękowałem, szybko się oddaliłem i to samo polecam innym.

Drzemka na ulicy? Nie ma problemu.
Ulice włoskich miast raczej nie są naćkane świadectwami wojny prawicowców z marksistami. Raz jeden widziałem jakieś stare, obdarte plakaty antyrasistowskie z naskrobanym pod spodem napisem „Nienawidzę Ligi”. Liga to Liga Północna to prawicowa partia mająca obecnie w kraju największe poparcie, do niedawna współrządząca Włochami. Nie zauważyłem żadnych radosnych plakatów „Refugees welcome” czy o podobnej wymowie. Obrzydliwości homoseksualne też nie są jakoś manifestowane na ulicach. Wielokolorowe symbole LGBT mylnie nazywane tęczą nie rzucały się nigdzie w oczy. W Wiedniu na lotnisku, gdzie miałem przesiadkę widziałem mężczyznę w zwiewnej sukience na ramiączkach w pudrowym kolorze. We Florencji nie - tu ludzie wydają się zdecydowanie normalniejsi.

"Nienawidzę Ligi"
Na ulicach widywałem Polaków i polską wycieczkę ale najbardziej rzucają się w oczy dwie grupy obcych. Pierwsza to liczne grupy Chińczyków lub Japończyków  - niestety nie potrafię po zasłyszanych słowach bądź wyglądzie odróżnić jednych od drugich. Fajnie, że przyjeżdżają do Europy, choć domyślam się, że pewnie na krótko gdyż widywałem ich dużo zwłaszcza w muzeach, które opiszę w następnej części. Druga, również wyraźnie zauważalna grupa to wycieczki młodych ludzi z krajów anglojęzycznych. Czy Amerykanie, czy Brytyjczycy? – też nie byłem w stanie określić.

Krisznowców we Florencji nie zabrakło

Przy głównym dworcu kolejowym we Florencji oraz kilku innych miejscach w centrum funkcjonuje „Mozambik”. Siedzą tam na betonowych schodach lub wałęsają się bez celu grupy czarnoskórych migrantów. Nic nie robią, ale skądś mają środki do życia bo ktoś ich musi żywić. Nie wydają się agresywni i nie żebrzą na ulicach, tylko w jednym przypadku trafiłem na grupę młodych murzynów zaczepiających przechodniów. Widać, że niektórzy, próbują się zaadoptować do życia w nowym świecie bo widywałem takich, którzy rozwozili rowerami pizzę po Florencji.  Popatrzyłem jak to wygląda i nie dziwiłem się Włochom, że głosowali na prawicę.
"Mozambik"
Oriana

Florencja jest rodzinnym miastem Oriany Fallaci. To sławna włoska reporterka która zasłynęła wywiadami z wielkimi tego świata: Robertem Kennedy, Dalajlamą, Indirą Gandhi, Arielem Szaronem, Chomeinim, Kadafim, Arafatem czy Lechem Wałęsą. Była lewicową antyfaszystką i ateistką która po zamachach 11 września 2001 roku na WTC ostrze swojej publicystyki skierowała przeciwko radykalnemu islamowi oraz przeciwko współczesnej lewicy, mniej lub bardziej otwarcie wspierającej inwazję islamską w świecie Zachodu. Podpadła w ten sposób muzułmańskim radykałom, podobnie jak Jej znajomy, polski podróżnik Jacek Pałkiewicz.

Fallaci sama o sobie pisała „chrześcijanka ateistka” – błogosławieństwa wiary nie doświadczyła, lecz doceniała olbrzymi, pozytywny wkład chrześcijaństwa w rozwój europejskiej kultury i chciała go bronić. Miała także zupełnie rozsądny pogląd na kwestię homoseksualizmu czym jeszcze bardziej zyskała moją sympatię.

Karierę zrobiła, pół świata zjeździła, ale rodziny nie założyła. Zaczęła pisać powieść, lecz podobno wyszła jej znacznie gorzej, niż znakomite reportaże. Zmarła na raka w wieku 77 lat. Od kilkunastu lat już nie publikuje, lecz jej duch żyje i działa poprzez książki, które nadal znakomicie się sprzedają. Kto wie, czy Matteo Salvini, bardzo popularny polityk włoski, broniący suwerenności swojego kraju, odwołujący się do wartości chrześcijańskich, walczący z  lewackimi przemytnikami ludzi którzy szmuglują ludzi z wybrzeży Afryki do europejskich portów udając bohaterskich, morskich ratowników nie jest w jakimś sensie duchowym dzieckiem Oriany.


Mam w biblioteczce kilka pozycji tej dzielnej Włoszki, część z jej poglądów pokrywa się z moimi stąd  nie wyobrażałem sobie wizyty we Florencji bez odwiedzin na cmentarzu, gdzie jest pochowana Oriana Fallaci.

Wybrałem się na miejsce w niedzielę po południu, pierwszego dnia pobytu. Zabytkowy cmentarz ewangelicki „At Allori”, na którym złożono ciało Oriany leży przy via Senese, w południowej części miasta. Pieszo z centrum jest zbyt daleko dlatego najlepiej przejść most na rzece i poczekać na najbliższy autobus miejski. Kursują tam 11, 36 i 37. Tak zrobiłem i ja. Jakież było moje zdziwienie, gdy na miejscu okazało się, że tego dnia i o tej godzinie cmentarz jest zamknięty.

Cóż to za dziwny kraj – pomyślałem. – W niedzielę sklepy są tu otwarte a cmentarze zamknięte. W Polsce odwrotnie: w niedziele pójdziesz spokojnie na cmentarz ale do sklepu już nie koniecznie. Wszystko na odwrót.

(C.D.N.)
Grób Oriany Fallaci jest na końcu tej alejki

1 komentarz:

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Dziękuję i również pozdrawiam.

Paweł