piątek, 22 kwietnia 2011

Dalsze zmiany


Praca


Zmiana druga, która pierwotnie miała być, ale teraz nie jestem już pewien czy będzie. Otóż prawie pół roku temu zmieniłem miejsce pracy. Zamieniłem bank na muzeum. Pod względem finansowym niezbyt to korzystna zamiana delikatnie mówiąc, ale pod innymi jak najbardziej. Dlaczego o tym piszę na blogu który jest głównie o bieganiu? Dlatego, że na owo bieganie być może znacząco wpłynie. Wcześniejsza praca w banku była bezstresowa i na tyle nudna, że po pracy jedyne, o czym myślałem i czym chciałem się zajmować to hobby takie jak sport. Wychodziłem z banku i już myślałem o treningu. Było to bardzo wygodne i korzystne z punktu widzenia rozwoju sportowego. Teraz trochę się zmieniło a właściwie miało się zmienić. Praca w muzeum wciąga mnie dużo bardziej niż bankowe papierki. Można tam robić ciekawe rzeczy i zastanawiam się, czy nie ucierpi na tym moje amatorskie hobby. Czy nie będę musiał bądź chciał ograniczyć zabawy sportowej na rzecz pracy? Myślałem o tym, bo ciężko się poświęcić dwóm rzeczom na raz. Amatorsko, ale solidnie trenować a równocześnie np. spędzać kilka godzin w bibliotece. Trudno to pogodzić - ze względów czasowych głównie. Kto wie czy nie stanę przed koniecznością wyboru tego czy owego? Szkoda mi biegania. Pochłania dużo czasu, cierpi na tym życie towarzyskie, zawodowe i wszelkie inne. Sprawia mi jednak równie dużą radość. Nie wiem, co z tym zrobię. Na razie nic. Będę starał się trenować po staremu będąc po prostu lepiej zorganizowanym. Może da się lepiej zaplanować dzień? Najwięcej czasu z przeciętnego dnia zabiera mi praca, trening i Internet. No właśnie, ten Internet. Telewizji konsekwentnie nie oglądam od lat [*]. Internet jednak to równie duży pożeracz czasu. Czasu, który można wykorzystać lepiej. Myślę, że gdybym miał zrezygnować lub ograniczyć którąś z trzech wymienionych wyżej aktywności posłałbym „pod nóż” właśnie aktywność internetową. Różne portale społecznościowe, jakieś portale o polityce, o głupotach - po co mi to? Mniej pisać na blogu, mniej surfować w necie. Zamiast tego trenować i pracować. Tak jeszcze niedawno planowałem, ale jakoś słabo mi idzie wdrażanie postanowienia w życie. Na razie jest pat: ciągle usiłuję być lepiej zorganizowany i łapać wszystkie trzy sroki za ogon. Właściwie dwie, bo pomimo początkowych ambitnych planów w bibliotece trudno mnie dziś zastać. Bieganie górą. Zbyt klawe jest, by odpuścić.



Pamiętny rok 2010


I jeszcze jedna sprawa, o której miałem napisać dawno, dawno a w końcu nie napisałem. Teraz siedząc tak sobie w domu wspominam zeszły sezon, którego nie podsumowałem. Szkoda, bo kto wie, może to był najlepszy biegowy rok w mojej amatorskiej „karierze” biegacza? Dużo startowałem, kontuzji większych nie miałem, poprawiłem życiówki na każdym dystansie, od 10 kilometrów do 100 kilometrów. Udało mi się uzyskać wysokie miejsca na Rajdzie Dolnego Sanu (3), w Biegu Rzeźnika (4), w Biegu Siedmiu Dolin (8) i w Supermaratonie w Kaliszu (8) w małym Nawigatorze (1). O.K., długi RDS i mały Nawigator były kameralne, ale pozostałe trzy biegi były nieźle obsadzone, konkurencja była mocna. Cieszę się bardzo z tych rezultatów, być może ich wcześniej nie doceniałem. W 2010 roku zdarzyły mi się też dwie spektakularne wtopy, jedna z mojej winy (Skorpion) druga z przyczyn niezależnych (UTMB). Cóż to jednak jest; pozostałe udane starty skutecznie przykryły owe porażki. To był świetny rok – tak powinienem napisać w styczniu. Nie napisałem, więc robię to choć teraz. A teraz? No właśnie, co teraz? Minęły dopiero cztery miesiące, ale wiele wskazuje na to, że już tak dobrze nie będzie. Ostatnie starty na płaskiej dziesiątce czy w maratonie pokazują, że nie jestem już w takiej formie jak rok temu. Jedynie ostatni bieg w Falenicy poszedł mi świetnie. Jest gorzej, choć to dopiero połowa roku. Nie ma na razie co rozpaczać, zobaczymy, co będzie dalej. Tymczasem po wspomnianej wcześniej kontuzji zaczynam wracać do treningu. Wszystko po tygodniu odpoczynku i bardzo ostrożnie.


[*] Na ten temat ciekawy tekst minimalisty - bloggera Macieja Jasicy pod tytułem „Moje życie bez telewizora” [link]. Polecam.


18 komentarzy:

Pani Gagata pisze...

świetny blog;)

obserwuję i pozdrowienia z Białej Podlaskiej;)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Hej Agata!

Dzięki ziomalko ;) Pozdrawiam, tym razem z Wisznic. Chciałem życzyć Ci pogodnych Świąt ale patrzę prze okno i ... no tym razem pogodne chyba nie będą :/ To chociaż pogody ducha życzę:)

borman pisze...

Maruda. Kolejny maruda ;) .

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Marcin, za dużo czytałem Grześka i teraz tak mam. "Kto kogo czytuje, potem sam tak pisuje". Ale nie powinienem marudzić: kontuzja przeszła, w każdym razie nie czuję jej. Nogi trochę ciężkie ale zacząłem normalnie trenować. Nie jest źle:)

hiu pisze...

Wyobraź sobie jeszcze, że masz żonę i dziecko i...
i dalej wierzę, że znajdziesz czas na bieganie, na słuchanie płyt, na rozwijanie się w pracy ( tylko pozazdroscić, że masz pracę, która cię pasjonuje)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ja zawsze podziwiam tych co mają rodziny, pracę, gromadkę dzieci i jeszcze trenują tak, że osiągają świetne wyniki, na granicy amatorstwa i profesjonalizmu. To trzeba mieć albo bardzo wyrozumiałą żonę albo trenować rano. Bardziej chyba to drugie, wtedy w środku dnia jest praca a wieczór zostaje dla rodziny. Nie wiem jak Ty ale ja mam kłopot z rannym treningiem. Robię go od czasu do czasu, latem jest nawet przyjemnie bo takie orzeźwiające ranne powietrze, świt ale zimą? Brrrr... Ciemno, zimno i do ciepłego (kuszącego) łóżka blisko. Z resztą to jeszcze zależy co znaczy "rano". Dla tego co ma na 7 do pracy rano to 4 lub 5; dla tego co ma na 10 do pracy rano to 7. Niby tylko dwie godziny a różnica zasadnicza.

borman pisze...

...albo biegać po nocach. Często kosztem snu. Niestety czasami to smutna konieczność. Od razu może nasunąć się pytanie: a gdzie czas na regenerację? Wygospodarowanie kilku godzin tygodniowo na sen graniczy z cudem. Jedyną metodą jest ograniczenie liczby treningów do maksymalnie pięciu tygodniowo. No chyba, że ktoś jest cyborgiem i wytrzyma... Od jakiegoś czasu próbuje przestawić się na bieganie jeszcze za dnia. Trening zaczynam o 19.30 maks o 20. Nie zawsze mi się to udaje, bo żona pracuje na kosmicznie dziwnych zmianach.

Teraz do zimy czuję chwilową nienawiść, ale te treningi - były mocne.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

To ja mam Marcin łatwiejszą sytuację od Ciebie bo mogę sobie pozwolić wyjść na trening np.o 16:30. I staram się to robić możliwie wcześnie po pracy, tak 17-18 bo o 20 czy 22 to bym nie mógł. To pora, kiedy gnie mnie do łóżka strasznie. Im później wyjdę, tym jest ciężej.

Do zimowych treningów czuję niechęć głównie z powodu ciemności; mniej z powodu zimna.

madeinmarta pisze...

Podobają mi się takie blogi, w których daje się swoje zdjęcia i opisuje co się robiło to takie realne i prawdziwe że aż się chcę wracać by zobaczyć co tam słychać ;) Obiecuje że jeszcze wpadnę Panie Pawle.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Zapraszam Marta, wpadaj kiedy chcesz:)

MARGO pisze...

Tak sobie dzisiaj spacerowalam po blogach,trafilam na Twoj,i zatrzymalam sie,podoba mi sie to co tu jest napisane.
Kiedys biegalam na orientacje(a bylo to dawno:)
Przydaloby sie rozruszac,przyznam ze Twoj blog mnie troche zmotywowal:))
Pozdrawiam.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Maga,

dawaj dawaj, świetna pora roku jest, idealna by zacząć się ruszać. Wyczytałem na Twoim blogu że mieszkasz w stanach. Na prowincji czy w mieście? Masz tam w okolicy fajne miejsca do biegania? Jak tak to nie ma na co czekać. Tylko zacznij spokojnie bo jak za ostro zaczniesz (duża objętość), to się zniechęcisz. Pozdrawiam, powodzenia:)

MARGO pisze...

Mieszkam w Marlton NJ, i miejsca do biegania mam sporo:)),malo tego, mam nawet wlasny sprzet do cwiczen,jednak co swieze powietrze to swieze powietrze.
Wiec ide za Twoja rada,nadwagi nie posiadam(jeszcze:)),ale lepiej zapobiegac niz leczyc;)
Pozdrawiam.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Spojrzałem na Google Maps, to koło Philadelphi, kilkanaście kilometrów na wschód jest tam jakiś duży las, Wharton. Nawet dla mnie wygląda na duży ;) Daj znak za jakiś czas jak tam postępy. Powodzenia:)

monishou pisze...

nie darzę sportu wielkim uczuciem, ale na wf lubię pobiegać za tą piłką jak głupia. lecz samemu z siebie ciężko coś wycisnąć. a o bezcelowym bieganiu przed siebie, tak po prostu, bo tak... to nie mieści się w mojej głowie, jednakże po przeczytaniu tego wpisu naszła mnie refleksja.... że, że zacznę. znając mnie skończy się tylko na takich obiecankach cacankach, ale spodnie do biegania leżą poskładane w szafie i czekają...
-pozdrawiam i życzę sukcesów
Monika

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Monika, zacznij spokojnie, najlepiej od spacerów przerywanych co jakiś czas truchtaniem. Tak, by nie za ostro na początku bo się zrazisz. Początki bywają trudne bo zadyszka itp., potem jak się człowiek przyzwyczai to bieg odczuwa tak, jak by to był szybszy spacer. Można sobie truchtać, rozmawiać z kimś i nie myśleć o zmęczeniu. Teraz jest świetna pora roku: znajdź sobie jakieś ładne tereny, łąki, las - coś w tym stylu. Ja czasem biegam z aparatem, przy ładnym widoku zatrzymują się i cykam fotkę. Wychodzi z tego wyjście w plener i lekki trening w jednym.

Pozdrawiam, powodzenia.

Zarabiaj w domu pisze...

Pracować dobrze ale coby się nie przemęczać. pozdrawiam i sukcesów życzę

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Witaj Olo,

Staram się zachować zdrową równowagę pomiędzy wypoczynkiem a pracą ale jakoś czasem mi niestety nie wychodzi. Poza tym czasem cię zastanawiam, co jest dla mnie tym wypoczynkiem. Czy bieganie? Kiedyś na pewno tak ale od jakiegoś czasu treningi realizuję coraz intensywniejsze i czas na nich spęczony coraz częściej przypomina pracę a nie wypoczynek.

Pozdrawiam serdecznie:)