poniedziałek, 30 grudnia 2013

II Półmaraton Chmielakowy - relacja


Krasnystaw

Miasto w województwie lubelskim, nad Wieprzem, w otulinie Skierbieszowskiego Parku Krajobrazowego. Jego początki sięgają końca pierwszego tysiąclecia, gdy we wczesnym średniowieczu istniał tu gród zwany Szczekarzew. Należał do grupy tzw. Grodów Czerwieńskich położonych na pograniczu polsko-ruskim i w efekcie wielokrotnie zmieniających właściciela. W XIV wieku król Kazimierz Wielki ostatecznie przyłączył osadę do Polski i wzniósł w niej zamek. Nakazał też wykopanie głębokiego stawu doprowadzającego wodę do zamkowej fosy, co miało zwiększyć walory obronne budowli. Miejscowa społeczność ów staw zwała krasnym stawem stąd i nazwa miejscowości wkrótce uległa zmianie. W późnym średniowieczu i w czasach Polski szlacheckiej Krasnystaw przeżywał wzloty i upadki. Formalnie stał się miastem już w końcu XIV wieku, za sprawą decyzji króla Władysława Jagiełły. W końcu XV wieku Krasnystaw zniszczyły najazdy tatarskie zaś w 1524 roku większą połać miasta strawił ogromny pożar. Druga połowa XVI to okres odbudowy i rozwoju miasta. W 1588 roku w miejscowym zamku „gościł” arcyksiążę Maksymilian Habsburg. Pretendował do polskiego tronu, lecz został pobity przez Zamoyskiego w bitwie pod Byczyną i przez jakiś czas przebywał w polskiej niewoli. Więziono go właśnie krasnostawskim zamku. W pobliskim Krupe arianin Paweł Orzechowski wzniósł jeszcze jeden zamek. „Wiek wojen”, czyli siedemnaste stulecie to dla Krasnegostawu ponownie okres niepomyślny. Miasto zniszczyli najpierw Kozacy a następnie wojska szwedzkie. Na przełomie XVII i XVIII wieku w centrum miasta został wzniesiony zespół jezuicki. Część tego zespołu, barokowy kościół pod wezwaniem św. Franciszka Ksawerego jest dziś jedną z charakterystycznych wizytówek miasta. W jego podziemiach pochowani zostali m.in. dwaj chełmscy biskupi oraz Kacper Niesiecki, autor znanego herbarza. W pobliżu pojezuickiego kościoła, w budynku dawnego kolegium mieści się obecnie Muzeum Regionalne. Można w nim obejrzeć zabytki związane z historią, archeologią, sztuką oraz etnografią miasta i okolic. 

Ważnym elementem kultury miasta jest Ogólnopolskie Święto Chmielarzy i Piwowarów zwane potocznie Chmielakami. Tę trzydniową imprezę dla miłośników piwa organizuje się tu od 1971 roku. Wybór Krasnegostawu na piwną stolicę Polski nie był przypadkowy. Uprawę chmielu rozwijano w tych okolicach od początków ubiegłego stulecia, w dużym stopniu za sprawą miejscowego propagatora chmielarstwa, Tadeusza Fleszyńskiego. Dziś Krasnystaw i okolice stanowią chmielowe zagłębie. Miłośnicy piwa zjeżdżający na dożynki w ostatnie dni wakacji mogą na miejscu skosztować wielu gatunków złotego napoju, obkupić się na straganach, potańczyć i posłuchać występów zaproszonych artystów. W tym roku podczas Chmielaków odbywał się w Krasnymstawie także zlot paralotniarzy oraz – już po raz drugi – półmaraton. Mnie jako biegacza z tego wszystkiego najbardziej interesował bieg, dlatego to jemu poświęcę następne akapity.

Półmaraton

Foto: strona organizatora
Była sobota, 24 sierpnia 2013 roku. W gronie 671 osób stanąłem na starcie drugiej edycji krasnostawskiego półmaratonu. Pogoda trafiła się całkiem niezła, około 20 stopni, pochmurno. Na życiówkę tu nie liczyłem, bo trasa jest bez atestu, częściowo trailowa i z sumą podbiegów wynoszącą 386 metrów. Przyjechałem, bo to moje województwo, blisko od Wisznic i była dodatkowa kategoria, w której chciałem rywalizować: Mistrzostwa Województwa Lubelskiego Nauczycieli w Półmaratonie. O 9 rano na sygnał wystartowaliśmy z krasnostawskiego rynku. Kilka kilometrów kluczenia po uliczkach, jeden większy podbieg i wybiegliśmy na przedmieścia. Trasa tak jak się spodziewałem była umiarkowanie pagórkowata. Biegłem czujnie gdzieś w drugiej dziesiątce zawodników dostosowując tempo do pochyłości terenu. Pierwsze kilometry mnie ucieszyły: patrząc na zegarek z satysfakcją odnotowałem, że pomimo niełatwego terenu trzymam tempo grubo poniżej 4 minut na kilometr. Dopiero kolejne tabliczki z oznaczeniami kilometrów pojawiające się niespodziewanie szybko uświadomiły mi, że coś tu jest nie tak. Szósty kilometr pokonałem w rekordowym czasie 2:50, ósmy minąłem w 2:44. „Albo mnie tu do reszty pokręciło, albo organizatorów rozstawiających tabliczki” – powiedziałem do siebie w duchu. W końcu dałem sobie spokój ze zwracaniem uwagi na oznaczenia kilometrów. To jasne, że ustawiono je byle jak i nie ma się nimi co sugerować. Dalszą część trasy biegłem bazując jedynie na samopoczuciu. 

Po wybiegnięciu za miasto wkroczyliśmy na szutrową, szeroką, leśną drogę. W stawce obok mnie wielkich przetasowań nie było. Jeszcze w mieście dałem się na podbiegu wyprzedzić dwóm zawodnikom. Jeden mający - mówiąc eufemistycznie - nieco mniej włosów niż inni odważnie pokonał podbieg, ale później spuchł i wrócił za moje plecy. Drugi, biegacz w czerwonej koszulce utrzymał mocne tempo i na metę dotarł przede mną. Przez większość wyścigu, widziałem przed sobą grupę około pięciu biegaczy. Byli niedaleko i marzyło mi się, by ich dojść. Na przyśpieszenie brakło mi jednak sił a może i odwagi. Ostatecznie doszedłem tylko jednego z nich. Wyprzedziłem go na piętnastym kilometrze, gdy wyraźnie osłabł. Potem zostało już tylko wrócić do krasnostawski rynek i wpaść w światło mety. Z bananów, które były gdzieś po drodze nie korzystałem. Sięgałem jedynie po wodę do picia i polewania gdyż w międzyczasie chmury się rozstąpiły i wyjrzało słońce, które zaczęło nieprzyjemnie przygrzewać. Być może miałbym szanse na pobicie życiówki (1:20:30), ale podbieg usytuowany w mieście, ze 2 kilometry przed metą sprawił, że ugięły mi się nogi. Na tym ciężkim etapie musiałem zwolnić. Ostatecznie wpadłem na rynek przekraczając linię mety z czasem 1:21:12 brutto (1:21:09 netto). Zająłem 14 miejsce OPEN, 5 w kategorii wiekowej i 3 wśród nauczycieli z województwa lubelskiego. Wyjątkowo dużo, bo aż 141 osób spośród blisko 700 startujących nie dotarło do mety. 

Podium w kategorii nauczyciele

Ogólnie – było fajnie. Trasa jest umiarkowanie ładna, choć nie na życiówki. Można tu przyjechać na bieg treningowy, towarzyski lub na ściganie. Jedyne poważne potknięcie organizatorów to oznaczenia kilometrów. Jeśli już się je robi to niech będą ustawione precyzyjnie; rozmieszczone byle jak niewiele dają a tylko wprowadzają zamęt. Cieszę się z trzeciego miejsca wśród nauczycieli. Dwaj pierwsi to WF-iści, biegają mocno. Jeden pobiegł w 1:16, drugi w 1:18. Nie podskoczę im, przynajmniej na razie.

Zwycięzcy: 

Mężczyźni: Bogusław Andrzejuk 1:12:13
Kobiety: Joanna Schab 1:25:21

Użyty sprzęt:

Buty Columbia Ravenous Lite
Skarpety sportowe Motive
Spodenki biegowe Nike Dri-Fit
Koszulka techniczna Puma
Czapka Go-Sport
Zegarek Timex Ironman Sleek 150-Lap


6 komentarzy:

Unknown pisze...

Super wynik biorąc pod uwagę profil trasy. Co Twoim zdaniem spowodowało wycofanie aż się tylu uczestników?

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Cześć Bartek,

Nie wiem, dlaczego tylu się wycofało. Trasa nie była najłatwiejsza ale nie aż tak trudna. Na Lubelszczyźnie biegi uliczne nie są tak popularne jak w innych miejscach Polski: może trafiło się akurat dużo debiutantów i nie dali rady?

Łukasz Węda pisze...

W województwie lubelskim a nie Lubelszczyźnie, to sztuczny twór. Mi biegło się rewelacyjnie i życiówkę zrobiłem-). Profil trasy dla mnie rewelacyjny. Paweł zaszalał a potem za miesiąc dołożył w maratonie warszawskim poniżej 3

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Dzięki Łukasz, Lubelszczyznę już poprawiłem.

Fido pisze...

Dość długo zwlekałeś z relacją z półmaratonu, ale miło przypomnieć sobie ten sierpniowy bieg. Kilometry były oznaczone byle jak - to im wybaczyłem, ale to że zabrakło na mecie piwa dla zawodników, którzy dobiegli w granicach 2 godzin było karygodne! :)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Cześć Kuba,

Gratuluję debiutu, ja za pierwszym razem nie złamałem 2 godzin. Czytałem Twoją relację: niezłe zamroczenie zaliczyłeś na mecie, ja takiego zgonu chyba nigdy jeszcze nie miałem :) Pozdrawiam.

Paweł