poniedziałek, 11 grudnia 2017

Pamięci Lotników Podlasia

Klub Biegacza Biała Biega i firma Time2Go zorganizowały w tym roku już drugą edycję biegu Pamięci Bohaterskich Lotników Podlasia. Na pierwszej edycji nie byłem, a szkoda. Bieg jest po pierwsze nietypowy a po drugie ma ładną intencję.


W okolicach Białej Podlaskiej, tradycje lotnicze są dosyć bogate. To tu działał pionier polskiego szybownictwa Czesław Tański. Przed wojną w Białej Podlaskiej funkcjonowała Podlaska Wytwórnia Samolotów (PWS) produkująca różnego typu maszyny, głównie szkolno-treningowe. W sumie w latach 30-tych wypuściła ponad 1500 samolotów. Pracowali tu wybitni polscy konstruktorzy tacy jak Wacław Czerwiński, Zygmunt Cyma czy Stanisław Cywiński. 

Jedną z ciekawszych osób związanych z PWS był Adam Tadeusz Karpiński, konstruktor i współtwórca Klubu Lotniczego ale też zapalony alpinista. Wśród jego górskich sukcesów wymienić można choćby wejście w czteroosobowym zespole na szczyt Marcedario w Andach (6720 m. n.p.m.) w 1934 roku. Było to pierwsze zdobycie góry przez ludzi, nie będących Indianami. Karpiński zdobywał inne sześciotysięczniki, próbował zdobyć Aconcaguę i K-2. W lipcu 1939 roku zdobył w Himalajach szczyt Nanda Devi East ustanawiając polski rekord wysokości – 7434 metry n.p.m. Zginął śmiercią himalaisty jeszcze w tym samym miesiącu, podczas zejścia lawiny. Wśród odznaczeń uzyskanych przez Karpińskiego wymienić można Order Virtuti Militari V klasy i dwukrotnie Krzyż Walecznych.

W trakcie II wojny światowej część konstruktorów PWS przedostała się na Zachód, gdzie pracowała przy produkcji samolotów, np. w Kanadzie. Lotnicy z regionu walczyli w bitwie powietrznej o Wielką Brytanię. Po wojnie przy lotnisku w Białej Podlaskiej stacjonował 61 Lotniczy Pułk Szkolno-Bojowy. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa „Iskry” latające nad moim domem w Wisznicach.

Sam bieg był jak napisałem powyżej, nietypowy. Po pierwsze dlatego, że jego trasę stanowiła  2,5 kilometrowa pętla poprowadzona po pasie lotniska. Przy dystansie 10 km, który ja wybrałem należało ją pokonać cztery razy. Po drugie bieg odbywał się w nocy (start 19:20 w sobotę). Organizatorzy oznaczyli trasę ustawiając wzdłuż niej zapalone lampki.


W dniu zawodów było chłodno, mżyło. Na pasie miejscami były kałuże. Asfalt był równy i raczej nie groził skręceniem kostki w ciemnościach. Wiatr trochę dmuchał. Cały klimat na lotnisku, ludzie z latarkami-czołówkami na głowach, zapalone w nocy lampki ułożone w linię nasuwały skojarzenia ze Świętem Wszystkich Świętych, które miało nadejść za kilka dni. 

W tych warunkach biegłem bardziej na samopoczucie, niż tempo. Już na początku byłem w czołówce ale który dokładnie, tego nie widziałem, gdyż część biegaczy nie zabrała czołówek i nie było ich widać. Przez pierwszy kilometr biegłem po ok. 3:45-3:50 i widziałem przed sobą znajomych: Pana Stubińskiego i Rafała, ucznia wisznickiego liceum. Był jeszcze ktoś trzeci, nie wiem, kto. Starałem się dojść trójkę przed sobą, trzymać ich tempo. Dyszałem w tej zawziętej walce jak stara baba dźwigająca cztery siaty z „Biedronki”. A chłopcy? Chłopcy sobie spokojnie, po drodze gadu - gadu, i tak mi powoli uciekli do przodu. 

Cóż, życie. Biegłem dalej uważając na Nordic Walkerów rywalizujących na tej samej trasie. Na ostatnich okrążeniach ścigałem się z biegaczem z Radzynia Podlaskiego, też Pawłem. Niestety, pojedynek ten przegrałem o 21 sekund. Wbiegłem na metę z czasem 38:30 zajmując 9 miejsce na 187. W kategorii wiekowej M-16-40 byłem 7. Utrzymałem średnie tempo 3:52. Bieg wygrał Damian Walczak (31:30).

A na mecie ładny medal z samolotem i poczęstunek przy rozmowie ze znajomymi. Fajny to był bieg, polecam go wszystkim. Organizatorzy zapowiedzieli, że w przyszłym roku przesuną start na wcześniejszą datę, aby nie było tak zimno.

Brak komentarzy: