Czas: 25 października 2025, start o 18:30, sobota.
Miejsce: Biała Podlaska
Dystans: 5 km
Trasa: ok 85% asfalt, reszta to ścieżki gruntowe w Parku Radziwiłłowskim.
Pogoda: noc, około 8 stopni, bezwietrznie, mokry asfalt po wczorajszym deszczu.
Uczestnicy: 190 biegaczy (130 mężczyzn, 60 kobiet)
Numer startowy: 134
Mój czas: 00:20:00 brutto (00:19:59 netto)
Miejsce OPEN: 27 na 190, 25 wśród mężczyzn
Miejsce w M 41+: 9 na 64
|  | 
| Przed startem | 
Noc, Park Radziwiłłowski w Białej Podlaskiej, wokół pełno ludzi z czołówkami. Darek daje biegaczom ostatnie instrukcje. Moi uczniowie pomagają zabezpieczać trasę a jeden pierwszak nawet biegnie. Fajnie. Pogoda jest dobra: wiatru nie czuć, jest wilgotno ale niezbyt zimno. Sygnał startu i ruszyliśmy.
Pierwsze setki metrów – aby się w tłumie nie potknąć o czyjeś nogi. Mijamy kibicującego tym razem Rafała i za galerią wybieg na asfalt. Przecinamy ukosem Zamkową i na Narutowicza. Jest sporo osób, biegnie też kilku znajomych. Wyprzedził mnie Jacek, widać dziś jest w dobrej formie. Pierwszy kilometr minął ciut poniżej 4 min/km, nieźle, tylko czy to tempo utrzymam do końca? Wątpię. Skręcamy w Aleję Tysiąclecia, na pierwszy most na Krznie. Wyprzedzam swojego ucznia ale mam wrażenie, że gdzieś tam mi biegnie tuż za plecami. Na mecie się dowiem, że tak rzeczywiście było – przybiegł pół minuty za mną.
Tymczasem stawka się rozciągnęła. Drugi kilometr minąłem znowu ciut poniżej 4 minut. Dobrze, ale czuję, że zwalniam. Trochę ze zmęczenia, trochę przez lekkie podbiegi na Alei i na Sidorskiej. Wyprzedził mnie wysoki blondyn. Może go jeszcze dopędzę? Dobiegamy do drugiego mostu, tu wyprzedza mnie Marcin, który zupełnie niedawno ukończył Łemkowynę 150 km. Nawet teraz, kilometr przed metą zmęczonym oddechem wyrzucam z siebie gratulacje. Łemkowyna 150 to i dla mnie najdłuższy ukończony marszobieg górski więc mam wyobrażenie, ile wysiłku trzeba włożyć, aby tę błotnistą wyrypę ukończyć.
Ostatni kilometr to parkowa ścieżka oświetlona rozstawionymi lampkami. Przywodzą na myśl zbliżające się Święto Wszystkich Świętych, które już za tydzień. Znowu spotykam Rafała. Za mną blisko nikogo nie słyszę. Z przodu 2 osoby. Długowłosy blondynek świszczy oddechem – chyba przeżywa ciężkie chwile. Już mam się brać za wyprzedzanie gdy niefortunnie potykam o występ na mostku drewnianym w parku i upadam. Kolano lekko rozbite lecz nie marudzę, nie rozczulam nad sobą tylko biegnę dalej. Doganiam i przeganiam blondynka, który nie zdążył zbyt daleko uciec. Zostało kilkaset metrów. Kluczymy po wale imitującym dawne radziwiłłowskie umocnienia. Zabieram się już za kobietę biegnącą przede mną, ale ta nie – zachowała słoik energii na ostatni moment i teraz włącza turboprzyśpieszenie. Wbiega na metę jako 2-ga wśród kobiet. Ja tuż za nią.
Na mecie medal, woda i ciepła herbata a w muszli jest jeszcze smaczna zupa dyniowa. O tak – tego mi było trzeba. Idę po dokładkę. Udany to był bieg – bez rekordów, ale ukończony w przyzwoitym czasie, bez niepokojących sygnałów bolącej nogi. Dziękuję.
W tym roku medal zdobił wizerunek samolotu PWS-16. To dwumiejscowy, szkolno-treningowy, jednosilnikowy dwupłatowiec opracowany przez konstruktora Augusta Bobka-Zdaniewskiego w 1933 roku. W kolejnym roku na zamówienie wojska w Białej powstało 20 takich samolotów. PWS-16 od 1935 roku służyły do szkolenia pilotów wojskowych, głównie w Dęblinie. Pierwsze wersje nie były uzbrojone, dopiero model PWS-16 bis otrzymał karabin 7,9 mm. Latały z prędkością maksymalną 190 km/h, pułap 4500 m. Masa własna 837 kg. Rozwinięcie PWS-16 doprowadziło do powstania samolotu PWS-26 – najlepszej i najbardziej znanej konstrukcji zaprojektowanej w Białej Podlaskiej.



 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz