niedziela, 2 października 2011

I za rok znowu zającem być…


I 33 Maraton Warszawski za nami. Rekordowa frekwencja (4157 osób wystartowało, 4051 ukończyło w limicie) i rekordowy wynik (29-letni Kenijczyk John Sammy Kibet uzyskał czas 2:08:17 co jest najlepszym wynikiem uzyskanym kiedykolwiek na maratonie w Polsce) sprawią, że na pewno przejdzie on do historii.


Ja sam po raz drugi bawiłem się w pacemakera, znowu prowadziłem grupę na niewymagający wynik 4 godziny, 30 minut. Drugim zającem był Marcin Kargol. Nie będę się zbytnio rozwodził o tym, co się działo na trasie, bo działo się niewiele. Biegliśmy od początku sporą grupką, starając się utrzymać zaplanowane tempo 6:20 na kilometr. Ze startu mieliśmy do nadrobienia około 2 minuty gdyż tyle czasu minęło, zanim od strzału startera nasza grupa przekroczyła linię startu (biegliśmy na czas brutto). Powinniśmy, zatem na każdym kilometrze nadrabiać kilka sekund z planowanego tempa. W praktyce wyszło chyba nieźle, może na początku lekko szarpaliśmy próbując wyczuć tempo. Na szczęście Marcin miał Garmina pokazującego prędkość na bieżąco, dzięki czemu utrzymanie zaplanowanej szybkości nie stanowiło problemu [tu link do odczytu z Garmina Marcina]. Gdy za bardzo wyrywałem do przodu partner czujnie mnie stopował. W sumie dobrze nam się współpracowało. Jakie wyszły międzyczasy w stosunku do planów? Według tabeli powinniśmy mijać 10 kilometr w 1:03:59, według wyników byliśmy tam 1:05:22. Mieliśmy zatem jeszcze półtorej minuty do nadrobienia. Na półmetku powinniśmy być w 2:15:00, byliśmy w 2:15:36. 30-ty i 40-ty kilometr mijaliśmy z dokładnością co do minuty. Na metę wpadłem z czasem 4:29:50 brutto (4:27:38 netto), takim samym jak w zeszłym roku. Miejsce 2448 wśród mężczyzn, 473 w kategorii M 31. Miejsce i czas nie mają jednak znaczenia. Dla mnie był to po prostu długi trening, podczas którego mogłem sobie bezpłatnie przebiec maraton i jednocześnie komuś pomóc. Same plusy, więc warto było wziąć udział.


Trasa maratonu w tym roku była nowa. W związku z wielkimi wykopkami przed Euro 2012 była poprowadzona tylko po lewobrzeżnej części Warszawy, bardziej na obrzeżach i bardziej na południe. Najdalej na północ wysuniętym fragmentem było rondo de Gaulle’a, na południe dobrze mi znany Las Kabacki. Nie było mostów, ale przebiegaliśmy się po Łazienkach Królewskich. Pogoda dopisała, było cały czas słonecznie i ciepło. Do jedzenia serwowano tylko banany i żałowałem, że nie wziąłem jak w zeszłym roku kilku batoników by poratować siebie lub słabnących towarzyszy. Niestety zapomniałem. Na ostatnich 12 kilometrach „grałem” kelnera: serwowałem wodę do polewania i do picia. Problemów pokonaniem dystansu żadnych nie miałem. Przebiegłem to na luzaku, co po dosyć długim czasie nieróbstwa spowodowanego rwą kulszową bardzo cieszy. Marcin też spokojnie przebiegł, choć na dwa kilometry przed metą dopadły go jakieś skurcze i musiał na chwilę przystanąć. Chwilę później dogonił jednak, naszą grupę i na metę wbiegliśmy razem.



33 Maraton Warszawski okiem pacemakera

Na trasę zabrałem kamerkę GoPro Hero Wide. Używałem jej, ale tylko do połowy. Po półmetku wyczerpały mi się akumulatorki i niestety film z trasy dużo na tym stracił. Kilka scenek z I połowy można jednak zobaczyć, wrzuciłem film na You Tube, jest powyżej.







Zdjęcia: Kasia Drosio

8 komentarzy:

Marcin Kargol / www.marcinkargol.pl pisze...

Pawle, dzięki raz jeszcze za wspólne kilometry! Czytając opinie na forach stwierdzam, że wykonaliśmy dobrą robotę :)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Marcinie, ja również Ci dziękuję. Opinii na forach nie czytałem, szczerze mówiąc nie interesowałem się tym jeszcze. Z tego co piszesz wnioskuję, że nie obsmarowali nas jako partaczy a skoro tak to tym bardziej się cieszę:)

Pozdrawiam i do zobaczenia!

jurek kuptel pisze...

Są jakieś bonusy za taką robotę czy charytatywnie biegniesz zwolniony z opłat?

Tofalaria pisze...

Jeśli kiedyś się zdecyduję na maraton, to chcę z Tobą pobiec :)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Jurek, z bonusów jest to, że pacemakerzy dostają zwykle jakiś nowy sprzęt od Timexa z którym biegną maraton a na mecie mogą go oddać lub odkupić za 50 % ceny. Ja w tamtym toku tak kupiłem zegarek ze stoperem. Poza tym biegnę zwolniony z opłat a organizator ponosi za mnie koszty takie jak medal, dwie koszulki, ubezpieczenie itp. Tak naprawdę przyjemny jest sam udział w takiej imprezie. Raz do roku pacemakerem mogę być.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ula, zapraszam i trzymam za słowo:)

borman pisze...

Czy to mikrofon? Na 3 fotce od dołu...

Paweł Antoni Pakuła pisze...

A no tak, dzień przed startem było spotkanie z pacemakerami i trzeba było coś tam powiedzieć. A że ja mam parcie na szkło, na estrady, to jak mi mikrofon dali to czułem się jak właściwy człowiek na właściwym miejscu ;))