sobota, 22 października 2011

Pozytywny wpływ rywalizacji


[Grand Prix Warszawy - Bieg 6]


Jadę pobiegać dyszkę na Kabatach. Tak kontrolnie. Zrobić sobie tempowy trening na 10 km na trasie trailowej i zobaczyć, ile dam rady wyciągnąć. Będą biec też inni, więc będę miał sparingpartnerów. Start kosztuje 15 złotych. Nie majątek. Pogoda zapowiada się śliczna, jest sucho i chłodno, więc nie ma co się zastanawiać. Jadę.


Na miejscu przy metrze jest już tłum biegaczy. Stoi dmuchana bramka mety. Trasa tym razem jest inna, jeszcze nią nie biegłem. Podobno zmienili ją, gdyż w okolicach ulicy Moczydłowskiej, w lesie często robiło się bajoro. No zobaczymy, jak ta nowa trasa. Wśród zebranych biegaczy jest paru znajomych. Wśród nich jest i Petro (Piotrek Kłosowicz): ten, którego wynik 29 godzin i 45 minut był jeszcze niedawno polskim rekordem UTMB (166 km po górach dookoła Mont – Blanc). Jest mocnym biegaczem, który jednak z tego, co wiem niespecjalnie lubi rywalizację z ludźmi. Woli walczyć z trasą, z własnymi słabościami. Dziś jest jego debiut na 10 km. Życiówkę ma w kieszeni. Nie miałem jeszcze okazji ścigać się z Petro, ciekaw jestem, co pokaże na krótkim dystansie. Wraz z takimi myślami odzywa się we mnie pokusa rywalizacji. Dam radę dotrzymać kroku Petro? W każdym razie trzeba spróbować. Przed startem ustawiamy się w drugiej, trzeciej linii. Na początku będzie wąsko na ścieżce tuż obok lasu. Trzeba czym prędzej wywalczyć sobie dogodną pozycję.


Start! Początek tłumny i nerwowy. Usiłuję wyminąć tłum z lewej strony biegnąc skrajem pola. Tempo szybkie. Petro kilka kroków przede mną, biegnie za plecami jakiejś niskiej blondynki. Kurcze, chyba szybko biegniemy. Wbiegamy do lasu, jest już luźniej. Mijam tabliczkę z 1 kilometrem. Zegarek pokazuje 3:30. O rzesz cholera! To nie moje tempo na dychę! Chciałem się trzymać Petro i mnie poniosło. Powinienem biec co najmniej 15 sekund wolniej. Pewnie zaraz spuchnę. Postanawiam jednak dalej trzymać ostre tempo. A co, powiedziało się A to trzeba powiedzieć i B. Bieg i tak miał być eksperymentalny, testowy. Ciekawe czy spuchnę i kiedy. Na razie kierujemy się na zachód. Wyprzedzam kilka osób w tym i takich, którzy biegną szybko a na ścigantów zupełnie nie wyglądają. Stawka się rozciąga. Petro biegnący w 4 czy 5-osobowej grupie prowadzonej przez ową mocną blondynkę uciekł mi już z 50 metrów. Gonić nie dam rady, ale muszę jak najdłużej utrzymać mocne tempo. Nie ma już tabliczek z kilometrami, po kilku kilometrach jest nawrót. Czołówka wcale nie uciekła tak daleko. Po nawrocie ze zdziwieniem oglądam kilka twarzy biegaczy, których na zawodach zazwyczaj oglądałem z tyłu. Kurcze, naprawdę chyba szybko biegnę! Chyba ciągnę tempem na wynik 38-37 minut. W lesie skręcamy trochę na południe, trochę na wschód. Mijam biegnącego truchcikiem z naprzeciwka i niebiorącego udziału w zawodach Pawła Kotlarza. Grupa przede mną coraz bardziej się rozciąga. Petro jest coraz dalej, jacyś dwaj biegacze, którzy za nim biegną też. Raczej nikogo z nich nie dojdę. Na szczęście mi też nikt nie siedzi na plecach. Na ostatnich kilometrach prowadzących obok polanki z ogniskami i ścieżki zdrowia jest kilka pagórków. Chyba trochę zwolniłem, mam nadzieję, że nieznacznie. Wracamy już do mety, biegniemy skrajem lasu. Ostatnie paręset metrów i widać metę! Ciekawi mnie, jaki czas: czy jestem bliski życiówki? Jednak nie patrzę na zegarek, co będzie to będzie. Lekko przyśpieszam kroku i wpadam na metę. Dopiero wtedy patrzę na zegarek. 37:22! Kurcze, przecież ja mam dokładnie taką życiówkę! Gdybym wiedział, że biegnę na taki wynik, to bym może wypruł flaki na tych ostatnich paruset metrach i urwał kilkanaście sekund! A niech to!


Nie mam jeszcze oficjalnych wyników, nie wiem, które miałem miejsce. Gdy się pojawią uzupełnię wpis. W każdym razie zadowolony jestem bardzo. W taki oto sposób usiłując dotrzymać kroku koledze dałem z siebie więcej niż dałbym biegnąc trening tempowy. Otarłem się o życiówkę (na nieatestowanej trasie trzeba zaznaczyć) i nabiegałem drugi wynik w życiu. A Petro? Przybiegł na metę myślę, że około 10 miejsca, ze 100 – 200 metrów przede mną. Jednak mocny jest skubaniec. Blondynki, za którą się trzymał jednak nie wyprzedził. To jakaś bardzo mocna biegaczka startująca w biegach górskich. Uzyskał wynik pewnie 36 minut z hakiem. Rewelacyjny jak na debiut amatora.


Gratulacje Petro i dzięki za mobilizację (nieświadomą) do walki!



…..po kilku godzinach od napisania powyższego tekstu......

.......wysprzątaniu łazienki....

.......paru innych zajęciach…



No i mamy już wyniki na portalu maratończyk.pl Trójka najlepszych spośród 270 osób, które ukończyły to:


  1. Tomasz Blados 32:44
  2. Sebastian Polak 32:49
  3. Marcin Kufel 33:23

Osoby które „obsmarowałem” w powyższym wpisie miały wyniki:


8. Stawczyk-Stelmach Dominika 36:29 (pierwsza wśród kobiet)

9. Krzysztof Rajzer 36:45

10. Piotrek Kłosowicz 36:54

11. Maciej Stefaniak 36:55


Ja sam przybiegłem na 12 miejscu z czasem 37:22. Szlag by trafił te sekundy! Kilkanaście sekund za mną, jako 13ty przybiegł… Wojciech Staszewski z "Gazety Wyborczej". Ogólnie bieg ukończyło 270 osób.


To był zaskakująco udany dla mnie bieg.


Mapa trasy pochodzi ze strony zawodów.


P.S. Link do krótkiego wywiadu z Dominiką Stawczyk-Stelmach [tutaj]



Brak komentarzy: