czwartek, 2 stycznia 2014

Weekendowy dublet


Nie mam zwyczaju startować w zawodach dzień po dniu. W samym końcu wakacji zdarzyło mi się jednak w ten właśnie sposób postąpić. Najpierw bieg na 10 km w Międzyrzecu Podlaskim (sobota) a już następnego dnia bieg na takim samym dystansie w nieodległych Kobylanach (niedziela). Skąd u mnie nagle takie ciśnienie na starty? Trochę przypadkowo to wyszło: pierwotnie miałem wystartować jedynie w jednym z tych biegów, lecz że bliska mi osoba zapisała się na te drugie zawody to i ja na nie pojechałem. Na pierwszym z biegów postanowiłem pobiec mocno a drugi, będąc już zmęczonym potraktować bardziej na luzie, towarzysko. 

III Bieg „Międzyrzeckich Jeziorek” (31 sierpnia 2013, Międzyrzec Podlaski)

Radosny finisz
Zaskoczył mnie pozytywnie ten Międzyrzec. Dawno w nim nie byłem. Miasto wokół pobliskiej „żwirowni” rozbudowało infrastrukturę sportowo-turystyczną. Jest przystań z łodziami i rowerami wodnymi, kąpielisko, miejsca do wędkowania a nawet sztuczny stok narciarski. Na pierwszy rzut oka nieźle to wygląda.

Zawody zorganizowane zostały już po raz trzeci. Przeznaczone były dla biegaczy (trasa 10 km) i chodziarzy z kijaszkami (trasa 5 i 10 km). Wytyczona przez organizatorów trasa stanowiła pięciokilometrową pętlę poprowadzoną dookoła zbiornika i wzdłuż ulicy zahajkowskiej. Nawierzchnia to w większości polna droga i przyjeziorne ścieżki; część przy ulicy prowadziła po asfalcie i miejskich chodnikach. Oczywiście o ateście trasy w takich warunkach mowy być nie może. Pogoda trafiła się znośna, było ciepło, ale nie upalnie. Na starcie tego kameralnego biegu stanęło 135 osób. Wśród nich był Siergiej Krulov, sympatyczny, młody strażak z Brześcia. Poznałem go w 2010 roku w Kodniu gdzie wygrał bieg na 15 km. Tu też był faworytem. Przyjechał z dwójką znajomych.

Z Siergiejem przed startem. Foto: Ania Ciołek
Zacząłem niby lekko, bo lekki podbieg, bo nierówna polna droga, bo początek, ale już po kilkuset metrach byłem na prowadzeniu. Dziwna to była sytuacja, bo znam swoje miejsce w szeregu, ale chłopcy jakoś nie kwapili się do szybszego tempa. Obok mnie biegł Siergiej z kolegą i jacyś Polacy; ja sam żartowałem z nimi po drodze, że taki stary piernik jak ja musi prowadzić grupę; prowokowałem, żeby się ruszyli do przodu. No i w końcu ruszyli. Powoli, ale stopniowo zaczęli mi uciekać. Daleko za nimi jednak nie byłem. Biegłem na czwartym miejscu. Trzeci – jakiś bardzo młody chłopak – był niedaleko przede mną. Za plecami miałem mocnego kolegę z Białej. Oglądałem się czujnie co jakiś czas czy mnie nie dochodzi, ale w pewnym momencie zniknął. Okazało się potem, że pomylił przyjeziorne ścieżki i pobiegł gdzieś kartofle. Sporo na tym stracił. Ja tymczasem na drugim okrążeniu wyprzedziłem młodego chłopaka przed sobą. Biegłem teraz trzeci, ale wyprzedzony ciągle trzymał się kilka metrów za moimi plecami. Na kilometr przed metą stało się to, czego się obawiałem: Sebastian – tak miał na imię ów nastolatek – szarpnął tempo, wyskoczył przede mnie i rozpoczął finisz. Miał widać spory zapas szybkości, nie miałem z nim szans. Walczyłem, ale było już pozamiatane. Wbiegłem na metę jako czwarty OPEN i pierwszy w kategorii wiekowej M 30-39. Czas 0:37:02. 

Wygrał Krzysztof Szymanowski z czasem 0:35:01. Sekundę za nim przybiegł Siergiej. Chyba podszedł do tego biegu jak do spaceru z babcią, bo mógł go spokojnie wygrać; ponoć przed samą metą chciał nawet wbiec trzymając się ze zwycięzcą za ręce. Widać przyjechał sobie do Polski po prostu pobiegać a nie po łupy i zaszczyty. Z resztą w Międzyrzecu za dużo do wygrania nie było. Główna nagroda to dwudniowy pobyt w domku przy jeziorkach. Nie wiem, czy była by to atrakcja dla Siergieja. Pamiętam, jak kilka lat wcześniej w Kodniu za zwycięstwo w biegu na 15 km (pobiegł w 53:13) dostał kilka kilo kiełbasy i biedak martwił się, co z nią zrobi, bo przez granice nie mógł jej przewieść. Po biegu proponowałem jemu i jego znajomym start w biegu w Kobylanach następnego dnia. Tam organizator obiecywał całkiem fajne nagrody rzeczowe. Białorusini nie przyjechali jednak do Kobylan. Chyba tego samego dnia wrócili do Brześcia.

Plan trasy. Foto: strona organizatora
Użyty sprzęt:

Buty Columbia Ravenous Lite
Skarpety sportowe Motive
Spodenki Nike Dri-Fit
Koszulka techniczna TIMEX (zająca z 32. Maratonu Warszawskiego)
Czapka z daszkiem Go-Sport
Zegarek Timex Ironman Sleek 150-Lap

[link] do strony zawodów
[link] do mojej galerii zdjęć

I Letni Festiwal Biegów „Wrota Wolności” (1 września 2013, Kobylany)

Z moją dwójką towarzyszy przy prochowni. Foto: Ania Ciołek
Następnego dnia pojechałem do Kobylan, niewielkiej miejscowości niedaleko Terespola nad Bugiem. Miał tu zostać rozegrany pierwszy bieg na 10 km. Trasa niby asfaltowa, ale czy z atestem – tego nigdzie nie mogłem się doczytać. Miejscówka podobnie jak Międzyrzec także zrobiła dobre wrażenie. Biuro startowe usytuowane zostało nieopodal zalewu z kąpieliskiem, w kazamatach zabytkowej prochowni – fortyfikacji wybudowanej tuż przed wybuchem I wojny światowej i stanowiącej element systemu umocnień rosyjskiej Twierdzy Brzeskiej [link do artykułu o prochowni]. Rywalizacja miała przebiegać na pętli o długości 3,333 km poprowadzonej po uliczkach Kobylan i okolicy. Proponowane dystanse i kategorie to 10 km (bieg), 3,333 km (bieg) oraz 3,333 (Nordic Walking). Pogoda trafiła się zupełnie inna niż w Międzyrzecu. Jeszcze przed startem zaczęło mżyć, potem padać, potem znowu mżyć. Narzekałem skulony pod namiotem, ale i miałem świadomość, że takie schłodzenie powinno sprzyjać osiągnięciu dobrego wyniku. No, ale zaraz: przecież na wynik się nie nastawiałem: wczoraj biegłem 10 km w tempie wyścigowym, dziś z pewnością będę zmęczony i odbije się to na ostatecznym rezultacie. Mogłem z czystym sumieniem pobiec słabo. Mogłem też pobawić się w eksperymenty, dlatego po raz pierwszy zabrałem ze sobą odtwarzacz mp3. Około 14-tej, razem z 47 innymi biegaczami stanąłem na linii startu.

Ostry finisz. Foto: Ania Ciołek
Zaczęliśmy wolno, bardzo wolno. Biegłem na czele w grupie kilku osób. „Co jest, do jasnej Anielki, w programie nie było nic o starcie honorowym” – pomyślałem. Miałem tylko zegarek, ale ktoś obok miał Garmina. Zapytałem, jakim tempem biegniemy – 3.55/km. Wolno. Ktoś biegnący obok skomentował z uśmiechem, że tak wolno, bo nikt nie chce prowadzić. Ja sam chętnie bym przyśpieszył, ale przydałaby mi się jakaś osoba dyktująca tempo i za plecami której można by się schować od wiatru. Na „zająca” idealnie nadawała się Iza Trzaskalska biegająca trochę szybciej ode mnie. Jako doświadczona biegaczka była tuż za nami schowana za czyimiś plecami. „Chłopaki, przepuśćcie Panią do przodu” – zaproponowałem. Trochę się pośmialiśmy, ale Iza wcale się do prowadzenia biegu nie rwała, tym bardziej, że po wybiegnięciu poza miejscowość, na polach zaczęło mocniej wiać. W końcu najmocniejszy z nas, Adam Wakuluk zaczął przyśpieszać i odchodzić do przodu. Puścił się za nim Piotrek Zięba. Zostałem ja, Iza i Bartek Wrona. Przyśpieszyliśmy tempo i prowadziliśmy grupę na zmianę. Trochę po drodze zagadywaliśmy, ale też i tempo trzymaliśmy słuszne, w okolicach 3.40/km. Bywało, że z trudnością dotrzymywałem im kroku, zwłaszcza na zbiegach. Pokonaliśmy w ten sposób dwa okrążenia. Miały one dwa nawroty po 180 stopni co spowalniało i wybijało z rytmu. W połowie ostatniego okrążenia Iza wyrwała do przodu i zaczęła „dobierać się” do biegnącego na drugim miejscu Piotrka. Także Bartek nieco przyśpieszył wychodząc przede mnie. Decydujące okazały się ostatnie setki metrów. Iza jednak odpuściła drugie miejsce zaś ja, widząc metę szarpnąłem do przodu ze wszystkich sił. Wyskoczyłem przed Bartka i do mety nie dałem się już wyprzedzić.

Plan trasy. Foto: strona organizatora
Przybiegłem jako czwarty OPEN, trzeci wśród mężczyzn i pierwszy w kategorii wiekowej M 31-50. Czas 00:36:26.43, mój drugi najlepszy w życiu. Wygrał Adam Wakuluk z czasem 00:34:05.78. Pierwsza wśród kobiet przybiegła Iza Trzaskalska; z wynikiem 36:24.73 była trzecia OPEN. Dołożyła mi 2 sekundy.

Użyty sprzęt:

Buty Columbia Ravenous Lite
Skarpety sportowe Motive
Krótkie spodenki biegowe Kalenji
Koszulka Columbia Trail Pro II Crew
Czapka z daszkiem Go-Sport
Zegarek Timex Ironman Sleek 150-Lap
MP3 Player Sandisk Sansa Clip 8GB

[link] do strony zawodów
[link] do mojej galerii zdjęć

Udany weekend

Kobylany, podium mężczyźni. Foto: Radek Kuchta
W sumie ten startowy weekend okazał się bardzo udany i mile mnie zaskoczył. Myślałem, że pierwszy bieg w Międzyrzecu pójdzie mi lepiej bo będę bardziej wypoczęty. Tymczasem to w Kobylanach pobiegłem szybciej. Pewnie jakąś rolę odegrała tu szybsza trasa i lepsza pogoda. Oba biegi były kameralne i oba mi się podobały. Szczególnie atrakcyjne okazały się zawody w Kobylanach. Organizator zapewnił sporą pulę nagród rzeczowych (10.000 zł) które można było wygrać zajmując wysokie miejsce lub wylosować jeśli komuś dopisało szczęście. Niby wiem, że to nie dla nagród jeździmy na zawody, ale zawsze to miło dostawać prezenty. W niedzielę wróciłem do domu obładowany „świecuszkami” jak nigdy. Oczywiście poprawić w organizacji obu biegów też coś można: w Kobylanach trasa jest zdecydowanie szybsza i przydałby się jej atest. W Międzyrzecu puszczanie chodziarzy i biegaczy w tym samym czasie na wąskich ścieżkach wydaje się ryzykowne, zwłaszcza, jeśli w następnych latach liczba startujących będzie rosła. Prędzej czy później ktoś z biegaczy potknie się o kijek. W sumie jednak fajnie, że na moim „dzikim wschodzie” zabawa w bieganie zaczyna się dynamicznie rozwijać. Już nie muszę jeździć do Warszawy na byle zawody, bo sporo się dzieje także w niedalekiej okolicy. 

6 komentarzy:

Krasus pisze...

Gratuluję wydolności, dwie mocne dychy w dwa dni to konkret! No i fajnie tak poczytać o "problemach" prowadzących - że nikt nie chce pociągnąć mocniej;)

Zaciekawiło mnie za to jedno: napisałeś, że traciłeś na zbiegach. To mnie trochę dziwi, bo 1) Jesteś wysoki, więc mając długie nogi możesz sadzić większe kroki, a na asfaltowym zbiegu to w dużej mierze kluczowe; 2) Masz doświadczenie górskie, więc nie powinieneś bać się szybko biec z górki.

Raczej sądziłbym, że właśnie na zbiegach możesz zyskiwać, a nie tracić.

Wszystkiego dobrego w 2014, wielu sukcesów sportowych i spełnienia prywatnych marzeń:)

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Witaj Marcin,

Na zbiegach traciłem, z tym że to nie były zbiegi takie jak górskie tylko lekkie pochyłości w dół na asfalcie. Dlaczego traciłem? Ja sobie to tłumaczę tak, że Ci, z którymi biegłem to byli ludzie znacznie młodsi ode mnie (wszyscy do 7 miejsca OPEN z wyjątkiem mnie to kategoria wiekowa 16-30 lat) i mieli duży zapas prędkości. Pewnie spokojnie biegają tysiaka poniżej 3 minut. Oni mogli mieć problemy z wytrzymałością ale przyśpieszenie o np. 20 sekund na kilometrze (z bazowej prędkości w okolicach 3.40/km) nie stanowiło dla nich problemu. Dla mnie stanowiło bo ja tysiaka poniżej 3 minut raczej nie pobiegnę. Mnie na tych szybszych zbiegach przytykało i dlatego nawet w dół starałem się biec równo, może minimalnie szybciej niż na płaskim. Wiem, że zbiegi wbrew pozorom też potrafią nieźle zmęczyć.

Tobie także życzę wszystkiego najlepszego, widzę że czaisz się na złamanie trójki, mam nadzieję, że się uda. Będę trzymał kciuki.

Pozdrawiam, do zobaczenia w Ełku.
Paweł

Krasus pisze...

A widzisz, o tym co piszesz zupełnie nie pomyślałem, a brzmi bardzo rozsądnie i pewnie coś w tym jest.

Tak, tak, marzy mi się 2:59 w Rotterdamie, jeśli zdrowie dopisze, to powinno się udać. Oby, oby! Już dziękuję za kciuki, bo każde z nich będą ważne.

Do zobaczenia w sobotę na starcie! Ty, zgaduję, lecisz setkę? Czy 50?

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Ja lecę na setkę, dawno już w maratonach na orientację nie startowałem, w 2013 roku nie ukończyłem żadnej pieszej setki. Dobrze by było coś w tej sprawie zmienić :) Do zobaczenia.

Fido pisze...

Kiedy Ty zaliczałeś dwa kolejne starty ja dopiero zaczynałem truchtać na obolałych nogach po Chmielakach. Pozazdrościć formy.

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Kuba,

Wszystko zależy od zaawansowania biegacza. Ja po swoim pierwszym półmaratonie też chodziłem zgięty przez pół tygodnia. Teraz jestem na etapie takim, że półmaraton to dystans treningowy to i nawet wyścig na tym dystansie w bardzo intensywnym tempie mój organizm nieźle znosi. Wszystko jeszcze przed Tobą.