niedziela, 24 lutego 2019

O konsekwencjach młodzieńczej głupoty

Fiodor Dostojewski – Zbrodnia i kara (Biblioteka Akustyczna 2018)
Audiobook, czas 21 godz. i 4 min., czyta Filip Kosior.


Dwa tygodnie temu minęła kolejna rocznica śmierci rosyjskiego powieściopisarza Fiodora Dostojewskiego. Poniżej trochę o „Zbrodni i karze”, którą ostatnio przesłuchałem.

O treści krótko bo pewnie większość ją zna. W końcu to szkolna lektura. Akcja dzieje się w 1865 roku, w Petersburgu, latem, w ciągu 2 tygodni (z wyjątkiem epilogu). Główny bohater to Rodion Raskolnikow, były student prawa który dokonuje zbrodni (ros. prastuplienije) a następnie zmaga się z jej konsekwencjami i karą (ros. nakazanije).

Normalnie byłby to zwykły kryminał jakich wiele jednak autor, Fiodor Dostojewski uwypuklił moralne aspekty zbrodni, jej motywy oraz konsekwencje psychiczne po jej popełnieniu. Zbrodniarz Raskolnikow początkowo nie budził we mnie sympatii: ot, młody, nawiedzony buntownik, inteligentny, dosyć wykształcony, odrzucający konserwatywne zasady: religię, tradycyjną etykę. Iluż mamy takich dziś, 150 lat później, postępowych, przekonanych że wiedzą lepiej niż „starzy ramole”? Ten uważa, że ludzie dzielą się na hołotę („wszy”) i ludzi właściwych, których nie obowiązują zasady moralne. Ci lepsi, dla wielkich czynów mogą poświecić życie „ludzkich wszy”. Imponują mu wielcy zdobywcy pokroju Napoleona czy Cezara.

Podział społeczeństwa na podludzi i nadludzi kojarzy się z filozofią Nietzschego oraz ze znacznie późniejszym hitleryzmem. Niebezpieczne to dyrdymały mogące mieć katastrofalne skutki. Podobnie zresztą jak zapatrzenie w wybitnych zdobywców, których od kilku tysiącleci rodzi Ziemia: Aleksandra Wielkiego, Cezara, Czyngis-chana, Napoleona, Hitlera, Lenina i Stalina.

Raskolnikow kisi się w swojej brudnej norze, nie pracuje więc ma dużo czasu na myślenie, nie pracuje i nie ma pieniędzy więc narasta w nim frustracja, przychodzi bunt, pycha (chcę być człowiekiem, nie „wszą”) i pomysł na zbrodnię. Zbrodnię popełnia ale choć wcześniej napisał racjonalny artykuł naukowy o psychice zbrodniarza to w momencie, gdy sam ją popełnia traci głowę. Dochodzi do zderzenia teorii z praktyką. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Skołowany zbrodniarz-amator nie zostaje pochwycony na miejscu tylko szczęśliwym dla niego przypadkiem.

Dalsze wydarzenia pokazują, że zbój nie jest taki do końca zły. Ma wspaniałą matkę i siostrę, mądrego przyjaciela; poznaje kobietę (prostytutkę) z którą mógłby żyć: skromną, sponiewieraną przez życie i pomimo swojej profesji: uczciwą. I jego, i ją łączy grzech. Raskolnikow w kilku kolejnych sytuacjach sprawdza się jako odważny i wrażliwy człowiek. Aż żal, że wszystko mogłoby się dobrze ułożyć, gdyby nie wdepnął w parszywą zbrodnię.

Motyw nastoletniej kurtyzany Soni jest dosyć ciekawy. Sprzedaje ciało na ulicy ale nie dla zabawy i łatwych pieniędzy ale z musu. Aby utrzymać rodzinę. Dziewczynka jest jednocześnie religijna i ostatecznie to ona ma największy wpływ na przemianę Raskolnikowa, na jego dobrowolne przyznanie się do winy, na pokorne poddanie się karze (8 lat Syberii) a ostatecznie też na odrzucenie swoich buntowniczych poglądów i przyjęcie perspektywy na świat bliskiej Sonii.

Autor powieści, Fiodor Dostojewski był zesłany na Syberię i tam miał styczność ze zbrodniarzami odbywającymi kary m.in. za morderstwa. To podobno zainspirowało go do napisania „Zbrodni i kary”. Według słuchanej ostatnio przeze mnie audycji radiowej o Dostojewskim był to człowiek wielce oczytany w literaturze religijnej, oczywiście wg. obrządku prawosławnego. Dał temu wyraz m.in. wrzucając do treści cytaty z Pisma Świętego, gdy Sonia czyta mu Biblii fragment o Łazarzu. Ciekawe też, że podobno w książce niewiele jest miejsca na przypadkowość. Np. nazwisko „Raskolnikow” jest znaczące: w j. rosyjskim „raskolnik” znaczy tyle co odszczepieniec, rozłamowiec, heretyk. Sonia, czyli Zofia to z greckiego Sophia co oznacza „mądrość”. Podobnie jak imiona i nazwiska nieprzypadkowe są też kolory „odmalowane” werbalnie w książce [LINK do audycji]

W książkach starych interesują mnie różne zapomniane słowa. I w tym wydaniu są takie, według przekładu Czesława Jastrzębca-Kozłowskiego. Na przykład kilkukrotnie pojawia się słowo „traktiernia” oznaczające dawniej podrzędną restaurację.

Ulubiona postać z książki? Sędzia Porfiry Pietrowicz. Dialogi pomiędzy nim a Raskolnikowem to jak na połowę XIX w. mistrzostwo świata. Tak go podchodzi, tak go załatwia znienacka. Niezobowiązująca rozmowa o niczym a tu nagle – łubudu – „fanga” (słowna) w nos. Raskolnikow się wścieka, „pan mnie podejrzewa! pan mnie oskarża! pan nie ma dowodów!!”. Świetne.

Polskich czytelników czy też słuchaczy zainteresują pewnie motywy polskie w „Zbrodni i karze”. Pojawiają się bodaj trzykrotnie. W rozmowie chyba z Porfirym jest rozmowa o tym, że za granicę mógłby czmychnąć Polak, nie Rosjanin. Na stypie u Marmiładowej są wśród gości jacyś „Polaczkowie”. Goście to niezbyt sympatyczni choć zdecydowanie trzecioplanowi. W końcowej części imprezy wszyscy trzej „Polaczkowie” potrafią jednak stanąć po właściwej stronie i pogonić kanalię Łużyna. W epilogu pojawia się wspomnienie o polskich więźniach politycznych na Syberii, którzy z wyższością traktowali więźniów-kryminalistów. Według autora niesłusznie. Odniosłem wrażenie, że Dostojewski przedstawił Polaków trochę z góry i chyba niezbyt ich lubił. Może za te wszelkie problemy, które przysparzali „mateczce Rosiji”? Pamiętajmy, że data wydania książki to rok 1866 – tuż po upadku powstania styczniowego. W późniejszych latach Polacy, tak jak Żydzi byli wielokrotnie zamieszani w działania wywrotowe w Rosji.

A właśnie, Żydzi: ich obraz jest zdecydowanie gorszy, niż obraz Polaka. Żyd to bogaty sknera - dusigrosz (przysłowie: „kochajmy się jak bracia ale liczmy się jak Żydzi”), zwykle handlarz, o twarzy zakwaszonej zrzędliwym smutkiem. Słowo „Żyd” stawia Dostojewski obok takich określeń jak szpicel, spekulant, błazen. Bogata lecz podstępna łajza Łużyn, zaliczywszy kolejne niepowodzenia w staraniach o rękę siostry Raskolnikowa Duni zarzuca sobie zbytnie skąpstwo pytając sam siebie: „i przez co u diabła tak zżydziałem?".


Audiobook jest ładnie wydany przez warszawską Bibliotekę Akustyczną. Kolory czerwone, trochę „cepeliowe”. Na podstawie wydania książkowego z Wydawnictwa W.A.B., Warszawa 2018. MP3 zajmuje 587 MB i podzielone jest na 109 odcinków. Lektor Filip Kosior dobrze czyta. To młody aktor, po szkole teatralnej, grywający w serialach. Nic mu zarzucić nie można.

Równocześnie ze słuchaniem audiobooka oglądałem film. Jest kilka ekranizacji „Zbrodni i kary”, ja znalazłem w Internecie starą, rosyjską wersję w reżyserii Kulidzanowa. Film czarno biały, z 1970 roku. Trwa 3 godziny i ma klimat. Dobrze oddaje treść lecz jako, że powstał w państwie komunistów to pominięto motywy religijne, istotne w książce.

Książka podobnie jak „Lalka” Prusa, ponadczasowa. Ma niezaprzeczalne walory edukacyjne. Dobrze, że jest w kanonie lektur.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nie spodziewałem się takich treści na tym blogu! Miło poczytać.


Krzysztof

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Trochę mniej biegam, więcej słucham książek w drodze do pracy. To w końcu też element "długiego dystansu".