środa, 14 lipca 2021

Pierwszy start w MTB


W sobotę wieczorem przeglądam Internet. O, są jakieś „Maratony Kresowe”. Na polskiej ścianie wschodniej, Litwa, Białoruś. O, jutro start jednego z całego cyklu. O, Mielnik nie daleko. Godzina drogi od Białej. Wpisowe stówka. Mam jeszcze zakwasy na udach po dzisiejszych przysiadach, ale może by spróbować? Taki maratonik na 54 km. Zapoznawczo. Decyzja na „tak” zapada o północy, 12h przed startem.


Trasa maratonu – najdłuższego z dystansów do wyboru – będzie miała 54 km. To 3 pętle po 18 km po Mielniku i okolicznych wzgórzach. Na każdej pętli 350 m podjazdów. Suma na całym dystansie: ponad 1000 m. Jadąc do Mielnika zgarnąłem swojego starego M-Bike. Taki rowerek do jeżdżenia po parku kupiony w sklepie w 2012 roku za 959 zł. Nie odkręcałem ani bagażnika, ani stopki. Na miejscu mogę trochę pooglądać, jak się ludzie szykują, jakie mają rowery. Widzę, że żadnych plecaków i bukłaków nie biorą bo choć jest upalnie i słonecznie to po każdej pętli można się zaopatrzyć w bufecie. To ja też nie biorę. Wszystko jest tu dla mnie nowe. Chipy mocuje się do widelca roweru. Numery startowe (844) są dwa: jeden na kierownicę, jeden na plecy. Nakleja się na nie jeszcze kolorowe naklejki oznaczające rodzaj trasy. Wszyscy mają kaski i okulary.


Start jest o 11:45 z doliny Bugu, pod wzgórzem zamkowym w Mielniku. Ultramaraton nadbużański też stąd startuje. Ustawiam się ostatni, ostatni też przekraczam linię startu. Zaraz potem jest podjazd pod górę zamkową. Prawie wszyscy to podjeżdżają, tylko nieliczni, w tym ja, schodzą z roweru. Biegnę pod górę pchając rower. Po kilometrze wyprzedzam przedostatniego i sam jadę przedostatni. Sporo jest tych podjazdów. Najpierw Mielnik, potem okoliczne, trawiaste pola i lasy. Na trawie jest niebezpiecznie zwłaszcza na zjazdach bo zielsko przykrywa koleiny i dziury w ziemi. Trzeciego od końca widzę przed sobą długo, ale nie jestem w stanie dogonić. Oglądam się co jakiś czas do tyłu, czy mnie ten ostatni nie dochodzi. Nie chcę zamykać stawki.


Trasa jest cięższa, niż się spodziewałem. Dużo podjazdów, mało szutru i płaskiego, sporo odcinków trawiastych po jakichś dziurach. Z mozołem podjeżdżam stając na pedałach, często schodzę z roweru i biegnę z nim pod górę, bo tak szybciej. Nie jestem jakoś bardzo zmęczony ale nie jestem też w stanie wykrzesać z mojego wysiłku prędkości. Przepaść pomiędzy mną a innymi zawodnikami widzę dobitnie, gdy dogania mnie i wyprzedza czołówka półmaratonu, który wystartował 15 minut po nas. Tam gdzie ja z mozołem podjeżdżam, czołówka wyścigu podjeżdża lekko nawet nie odrywając tyłka od siedzenia. Nie mam z nimi szans nie tylko pod względem wytrenowania i doświadczenia, ale przede wszystkim pod względem posiadanego sprzętu i wiedzy o nim.


Na 14 kilometrze wyścigu, po kilku zjazdach po kamieniach i wertepach odkrywam, że jakoś ciężej mi się jedzie. Okazuje się, że to flak w przednim kole. Powietrza brak zupełnie. Próbuję dopompować bo małą pompkę zabrałem, ale natychmiast schodzi. Zapasowych gum nie wziąłem. Czyli jest po zawodach. Dobrze, że to stało się 3 km przed końcem pierwszej pętli. Pcham rower do bazy zawodów. To koniec.



Na liście wyników mam DNF (nie ukończył). Wystartowało 41 osób, nie ukończyło wyścigu 7, w tym ja. Wygrał młody chłopak, Michał Kamiński z Białej Podlaskiej. Czas 1:56:40. Jego średnia prędkość to 28 km/h. Dla mnie kosmos. Serdecznie gratuluję!


Start w „Maratonie Kresowym” był dla mnie przede wszystkim lekcją. Nieprzyjemną, ale też i nie nazbyt bolesną. Nigdzie się nie wywróciłem, nie poturbowałem, a awaria przydarzyła się fartownie, blisko bazy. W bazie pooglądałem trochę rowerów, popytałem, co warto ewentualnie kupić aby się dobrze jeździło. Potem jeszcze zwiedzanie dwóch małych muzeów w Mielniku, przeprawa promem do Zabuża, kawa w dworku i do domu.


Maratony Kresowe – strona zawodów

 

Uczę się pracy na krośnie w minimuzeum "Kuferek Mielnicki"

 

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super. Czekamy na kolejne starty w mtb. Niezła sieczka jest też w kolarstwie szosowym i CX, ale tam dochodzi strategia wyścigu i trochę cwaniactwa. Długie jazdy szosą stają się uzależniające, nawet bardziej niż długie wybiegania

Anonimowy pisze...

Spóbuj jeszcze Paweł triathlonu ;) a co!

Paweł Antoni Pakuła pisze...

Hejka, triatlonu próbowałem, za słabo pływam i na pierwszym triatlonie wyszedłem z wody 4-ty.. od końca:) Na tę dyscyplinę trzeba mieć dużo czasu i pieniędzy; więcej niż w bieganiu. Ale plus taki, że bardziej toleruje większą wagę.

Kolarstwo szosowe to nie dla mnie. Jestem samotnikiem, nie lubię grupowego jeżdżenia na kole a zwłaszcza wywrotek i uczucia darcia skóry o asfalt.

Pozdrawiam :)